cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów
Adrian Barański

Awansowałem w hierarchii

Adrian Barański swój pierwszy salonik otworzył trzy lata temu, a już po kilkunastu miesiącach był właścicielem aż czterech punktów prasowych. Ciężka praca katowiczanina została doceniona i w zeszłym roku otrzymał propozycję zostania menadżerem rejonu w Departamencie Sieci Własnej Kolportera.
 

Adrian Barański
Adrian Barański: - Jako partner prowadziłem cztery saloniki prasowe, teraz – jako menadżer – opiekuję się aż trzydziestoma

Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z Kolporterem?
Adrian Barański: – To było w 2008 roku, gdy postanowiłem otworzyć swój pierwszy salonik w Katowicach przy ulicy Dworskiej. Dość szybko zdecydowałem się jednak rozszerzyć działalność i w tym samym mieście otworzyłem drugi punkt. Potem pojawiła się opcja otworzenia jeszcze jednego saloniku, lecz tym razem w Myślenicach. A to nie był koniec, bo wkrótce zaproponowano mi poprowadzenie kolejnego punktu prasowego w Lędzinach! Miałem chwilę zawahania, ale w końcu zaakceptowałem tę ofertę. I w ten sposób przez pewien czas zarządzałem aż czterema salonikami.
 
Rzadko zdarza się, żeby partnerzy decydowali się na prowadzenie aż tylu saloników jednocześnie. I to po zaledwie kilkunastu miesiącach działalności.
– Przyznaję, że była to wymagająca praca. Saloniki leżały od siebie w pewnej odległości, dlatego było dużym problemem właściwe nimi zarządzanie. Oczywiście starałem się dobrać odpowiednich pracowników, ale jako właściciel musiałem wszystkiego dopilnować. Dużo czasu spędzałem w trasie, lecz też zazwyczaj wybierałem sobie jeden punkt, gdzie siedziałem nieco dłużej.
 
Tymczasem dokładnie rok temu pojawiła się propozycja zostania menadżerem rejonu w Kolporterze.
– Zgadza się. Dla mnie był to wyraźny skok w górę, awans w firmowej hierarchii. Złożyłem niezbędne dokumenty, dostałem się i zacząłem pracę w innym charakterze. I w ten sposób zamiast czterech saloników, obecnie mam ich pod sobą aż trzydzieści.
 
Czym różni się praca menadżera od partnera?
– Na pewno jest bardziej odpowiedzialna, ale też sprawia więcej satysfakcji. Owszem, przybyło mi obowiązków, muszę też sprawować kontrolę nad większą liczbą ludzi. Saloników jest trzydzieści, ale w każdym z nich pracuje przecież więcej niż jedna osoba. Gdyby zliczyć, to pewnie wyszłoby około 60 osób. Ta praca potrafi być jednak przyjemna. Wprawdzie dużo czasu spędzam w samochodzie, bo teren jest rozległy, ale w zamian poznaję mnóstwo ciekawych ludzi. Te spotkania są bardzo interesujące. Jasne, to wiąże się z wysiłkiem, bo czasami po pracy jestem skrajnie wyczerpany. Ale czy każda praca nie męczy? Młody jestem, uprawiam sport, to muszę sobie radzić. (śmiech)
 
Czy doświadczenie z pracy w roli partnera jest dla Pana ułatwieniem?
– I to ogromnym! Jako partner dowiedziałem się o wielu zagadnieniach technicznych, systemach sprzedaży, ekspozycji towaru. Uważam, że bardzo ciężko jest zostać menadżerem komuś z zewnątrz. Przynajmniej ja sobie zupełnie tego nie wyobrażam. Pewnie jest to możliwe, ale trzeba poświęcić dużo więcej czasu, żeby przyswoić sobie wszystkie wiadomości.
 
Wystarcza Panu jeszcze trochę czasu na sport?
– Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie życia bez piłki nożnej, choć muszę podkreślić, że nigdy gwiazdą futbolu nie byłem. Ale bardzo lubię ten sport. Czasami grywam ze znajomymi, jeździłem też na piłkarskie Mistrzostwa Kolportera do Wronek. Zawsze reprezentowałem wtedy barwy drużyny „Faceci z Sieci”. Bardzo miło to wspominam. Właśnie tam poznałem menadżerów Kolportera i sporo dowiadywałem się na temat funkcjonowania firmy. Dzisiaj to pomaga mi w pracy. Z drugiej strony, już niedługo, tego wolnego czasu będę miał o wiele mniej, ponieważ z żoną oczekujemy na narodziny potomka. I już wprost nie możemy się doczekać maja, bo na ten miesiąc wyznaczono termin porodu.
 
Rozmawiał Tomasz Porębski

Dodaj komentarz