cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Dostosować się do potrzeb klienta

Departament Sieci Własnej Kolportera każdego miesiąca wybiera najlepszych partnerów prowadzących saloniki prasowe i salony Top-Press. Oceniane są m.in. wysokość sprzedaży i jakość obsługi klientów. W tym numerze „Naszego Kolportera” prezentujemy laureatów wrześniowej edycji konkursu „Partner Roku”.
Saloniki w galeriach

Andrzej Czupryński

Andrzej Czupryński z Kielc
Z Kolporterem ja i żona współpracujemy od 2012 roku. Już wcześniej prowadziliśmy własną działalność i podobało nam się to. A w 2012 roku ja akurat nie miałem pracy, więc zdecydowaliśmy się zaryzykować. W tej chwili prowadzimy w Kielcach dwa saloniki, w dwóch galeriach handlowych: „Hossa” i „Echo”. Zatrudniamy dwie osoby. Ja sam też staję za ladą. Lubię ten rodzaj pracy, już wcześniej zajmowałem się handlem, więc wiem, na czym to polega. Najważniejsze, to dostosowywać się do potrzeb klienta. Dla mnie ten kontakt z ludźmi jest bardzo ważny. Nie ma większej satysfakcji, niż zadowolony klient, który wraca do nas kolejny raz.
Sprzedajemy prasę, a oprócz niej książki, widokówki, karty świąteczne, papierosy, napoje, słodycze, doładowania do telefonów. W galerii „Echo” zmieniliśmy nieco lokalizację, przenosząc punkt w inne miejsce. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, klientów mamy naprawdę sporo. Pracuję dużo, ale pomimo to nie czuję się zmęczony. Czas wolny, jeśli uda mi się go wygospodarować, poświęcam najchętniej na rozmowę z synami. Lubię też jeździć na rowerze, wybrać się na górską wycieczkę lub na spacer.
 
Za namową koleżanki

Agnieszka Zdrzałek

Agnieszka Zdrzałek z Gliwic
Moja współpraca z Kolporterem zaczęła się właściwie przez przypadek. To było jakieś pięć lat temu. Akurat zwolniłam się z pracy. Koleżanka prowadziła saloniki i stwierdziła, że ja też bym się do tego nadawała. Zdecydowałam się w ciągu tygodnia i faktycznie się udało. W tej chwili prowadzę trzy saloniki w Gliwicach: jeden przy dworcu osiedlowym i dwa na osiedlach. Zatrudniam pięć osób. Dobrzy pracownicy to podstawa. A o takich jest naprawdę ciężko. Czasami, kiedy muszę zatrudnić kogoś nowego, sama wolę pracować dłużej, żeby odwlec ten stres. Sprzedawca musi być odpowiedzialny, obowiązkowy, uczciwy. Klienci to doceniają, cieszą się, gdy są profesjonalnie i miło obsłużeni. Chętniej wtedy wracają w to samo miejsce na zakupy. Bywa, że dopytują się o konkretnego pracownika, jeśli na przykład akurat jest na urlopie lub przeniosę go chwilowo do innego punktu.
Ale wszystko działa w dwie strony. Ja też muszę dbać o to, by moi sprzedawcy byli zadowoleni, czuli się dobrze, nie chodzili do pracy z przymusu.
Saloniki mamy czynne od godziny 6 do 19. Pracujemy do soboty, niedziele są wolne. Gdy nie pracuję, poświęcam czas rodzinie i obowiązkom domowym. Hobby? Ostatnio to… sen. Jeśli tylko mogę, odsypiam zaległości.
Rodzinnie z Kolporterem

Katarzyna Waluk

Katarzyna Waluk z Białegostoku
30 listopada mija dziesiąta rocznica mojej współpracy z Kolporterem. Szukałam wtedy pracy, a znajomy akurat pracował dla tej firmy. Skontaktowałam się z nim, a on stwierdził, że ma propozycję dla… mojego męża. I to właśnie mąż otworzył pierwszy salonik. Ja dołączyłam do niego rok później. Teraz mąż jest menadżerem, a ja prowadzę trzy saloniki. Można powiedzieć, że robi się z tej współpracy rodzinna tradycja, bo nasz syn, który niedługo skończy 18 lat, też przymierza się do własnego saloniku.
Zatrudniam 7 osób, sama też sprzedaję w jednym z saloników. Muszę być na bieżąco, pomagać, sprawdzać. Pod telefonem jestem całą dobę. Choć oczywiście profesjonalny personel to podstawa. Muszę przyznać, że mam wyczucie do ludzi. Już pierwszego dnia, kiedy widzę jak nowa pracownica porusza się po saloniku, to wiem, czy nadaje się do tej pracy. Zatrudniam młode dziewczyny, które chętnie się uczą, szybko przyswajają wiedzę. Są uśmiechnięte, szczere. Sprzedawczynie nie mogą być niesympatyczne.
Pracy mam dużo, ale ją lubię. Cieszą mnie nowe wyzwania, lubię stawiać sobie cele i je osiągać, to mnie motywuje do działania. Fakt, czasu wolnego ciągle mi brakuje. Choć teraz, gdy mam więcej pracowników, staram się wygospodarowywać wolne weekendy. Nasza córka razem z rodziną mieszka nad morzem i jak tylko mamy możliwość, to jedziemy ich odwiedzić.
 
Patent na handel i żeglarstwo

Ewa Klenowicz

Ewa Klenowicz ze Szczecina
Właśnie w październiku otworzyłam już drugi salonik. Po trzech latach prowadzenia jednego punktu stwierdziłam, że na pewno dam radę. Do współpracy z Kolporterem zachęcił mnie fakt, że to samodzielna praca, nie jest potrzebny wielki nakład finansowy, a poza tym ja… lubię czytać. A tutaj zawsze mogę sięgnąć po jakieś pismo czy książkę.
Pierwszy salonik jest w centrum Szczecina, drugi otworzyłam w podszczecińskiej miejscowości, niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Jest bardzo ładny, elegancki. Klientów na razie zagląda tu niewielu, no ale przecież dopiero się rozkręca. Zatrudniam dwóch pracowników, pomaga mi córka, ja oczywiście też sprzedaję. Oprócz tego, zajmuję się tym, czego nie widać, czyli księgowością, zaopatrzeniem. Klientów mamy raczej stałych. Dzisiaj, przy tak dużej konkurencji, trzeba się napracować, żeby ich zdobyć. Chcą, żeby towar, którego potrzebują był na półce, dostępny w każdej chwili. Więc muszę o to dbać. Do tego uśmiech, miła obsługa, czasem rozmowa. Sprzedawca musi być kompetentny, ale też kontaktowy. Są takie panie, z którymi znam się już dość dobrze i wiem, że przychodzą do mnie właśnie głównie po to, by porozmawiać.
Poza pracą mam też piękne hobby – żeglarstwo. W tym roku zdobyłam patent żeglarza. Muszę wszystkim przypomnieć, że Szczecin nie leży nad morzem! Mamy tu jezioro Dąbie, Zalew Szczeciński – jest gdzie pożeglować.
 
Ruch jak… w metrze
Agnieszka Sobolewska-Benisz z Warszawy
Wcześniej prowadziłam sklep zielarsko-medyczny, w podwarszawskiej miejscowości. Zmienialiśmy lokal i w nowym miejscu był już punkt sprzedaży prasy Kolportera. Klienci byli do tego przyzwyczajeni, więc postanowiliśmy nie rezygnować z gazet. Wiadomo – klient przyjdzie po pismo, a przy okazji może kupi coś z naszego asortymentu. Ale niedługo później obok nas otworzyły się trzy apteki i nie było sensu prowadzić sklepu. I tak daliśmy się namówić na otwarcie punktu Kolportera. A potem menadżer ściągnął mnie do Warszawy i jestem tu do dziś. Najpierw prowadziłam mały salonik osiedlowy, później punkt w galerii. Ten drugi oddałam córce, a teraz mam kolejny punkt na ostatniej stacji metra, na Kabatach. Ruch jest tutaj ogromny, bywa, że odwiedza nas 1500 klientów dziennie. Musimy być bardzo dobrze zorganizowani. Pracujemy 7 dni w tygodniu, punkty są otwarte od godz. 6 do 22. I praktycznie nie ma ani minuty przerwy, ciągle ktoś wchodzi. Mamy tutaj nawet dwa stanowiska, żeby w godzinach szczytu zdążyć z obsługą. Towar trzeba dokładać 2 – 3 razy dziennie. Mam dwie pracownice, wspierają mnie córka i mąż. Bardzo dobrze współpracuje mi się z moim menadżerem i paniami z Kielc – z promocji, księgowości, działu handlowego. Jeśli czegoś potrzebuję, zawsze mi pomogą.
Klientów mamy w większości stałych. To stacja końcowa, nie przesiadkowa, więc wsiadają i wysiadają tutaj okoliczni mieszkańcy. A także studenci, bo w pobliżu jest kilka uczelni.
Pracy mam dużo, ale prowadzenie saloniku sprawia mi przyjemność. Uwielbiam kontakt z klientami.
Ewa Kłopotowska

Dodaj komentarz