Aktywni, pozytywnie nastawieni, pracowici – tacy są najlepsi sprzedawcy prasy z Oddziału Warszawskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Niektórzy tak związali się z tym zawodem, że nie kusi ich nawet perspektywa emerytury…
Emerytura nie dla mnie
Barbara Szmigiel z Ożarowa Mazowieckiego
Z handlem jestem związana od wielu lat. Na początku przez półtora roku pracowałam u kogoś w saloniku, a potem założyłam własną działalność. Nasz salonik jest największy w Ożarowie, ma 40 metrów kwadratowych powierzchni. Prowadzę go z mężem, samej byłoby mi trudno. Nasz punkt otwieramy o godz. 7.30, zamykamy o 18 – 18.30.
Z Kolporterem współpracuję od 2003 roku. W asortymencie mamy słodycze, papierosy, oczywiście prasę. W sumie jest około 1500 tytułów. Gdy wybuchła afera podsłuchowa, gazety błyskawicznie znikały z półek. Ale i bez takich afer nie jest źle. Zauważam, ze ludzie lubią mieć prasę pod ręką, lubią wiedzieć, co się dzieje. Czasem od razu przy zakupie chcą z nami na ten temat podyskutować. Klientów mamy przede wszystkim stałych. Ożarów nie jest dużą miejscowością, prawie wszyscy się tu znają.
Kiedyś nasz salonik był otwarty siedem dni w tygodniu, ale przecież nie samą pracą człowiek żyje. Teraz w sobotę zamykamy o 14, a w niedzielę w ogóle mamy nieczynne. Staramy się od czasu do czasu gdzieś wyjechać aby odpocząć, razem z mężem, albo pojedynczo, na długi weekend czy tygodniowy urlop. Właśnie nadchodzą wakacje, a wtedy zawsze jest mniej klientów. Już w czerwcu da się zauważyć spadek sprzedaży.
Swój wolny czas poświęcam dzieciom i działce, lubię też aktywny wypoczynek, jeżdżę na rowerze, pływam. Za miesiąc powinnam przejść na emeryturę. Ale co będę robić w domu? Wolę pracować.
Należy dbać o prasę
Dariusz Stankiewicz z Łomianek
Razem ze wspólnikiem mamy sieć punktów sprzedaży, w sumie 11 kiosków. Są zlokalizowane w większości w Łomiankach i na warszawskim Bródnie. Asortyment jest w nich raczej typowy: prasa, bilety, karty miejskie, karty prepaid, kosmetyki.
W handlu pracuję już w sumie 15 lat, a od dwóch współpracujemy z Kolporterem.
Sam nie wiem, dlaczego zdecydowałem się na tę przygodę z handlem. Kolega mnie namówił, no a ja się zgodziłem. Najpierw mieliśmy dwa kioski, a dzisiaj zatrudniamy już 24 osoby. Ja dbam o zaopatrzenie, płatności, ogólną organizację. Właściwie to zmieniamy się ze wspólnikiem, bo ustaliliśmy, że przez pół roku ja się tym zajmuję, a przez drugie pół on. Mamy wszystko dopracowane, całą logistykę, nasi pracownicy wiedzą, co mają robić więc wszystko funkcjonuje tak, jak powinno. Dzięki temu praca nie jest dla mnie czymś, co sprawiałoby mi trudność. Oczywiście, trzeba mieć trochę szczęścia, na przykład przy wyborze punktu. W każdym nowym miejscu trzeba poznać jego specyfikę, dostosować się do potrzeb klienta. Inaczej jest w kiosku stojącym na przystanku przesiadkowym, a inaczej w takim, który jest zlokalizowany w miejscu, gdzie wysiadają ludzie wracający do domu z pracy. Trzeba też dbać o prasę, bo to przede wszystkim kioski z gazetami. Musi być zawsze dostępna, nie możemy dopuścić do sytuacji, że na przykład o godzinie 11 zabraknie „Gazety Wyborczej”. Każdy klient musi mieć możliwość dokonania zakupu przez cały dzień. Inaczej ludzie się zniechęcą.
Ciągle w pracy
Iwona Bereza z Warszawy
Od 16 lat prowadzę księgarnię połączoną z kioskiem, na bazarze na warszawskim Grochowie. Można powiedzieć, że zrosłam się z tym miejscem. Mam swoich stałych klientów, prenumeraty, teczki. Sprzedaję książki, podręczniki, krzyżówki i oczywiście prasę. W sumie mam w ofercie jakieś 1300 tytułów. Niektóre tylko po jednej lub dwie sztuki, takie kolekcjonerskie wydania. Zawsze się sprzedają. Mimo tego, że konkurencja jest spora, to ruch jest duży i obroty całkiem niezłe. Mój punkt jest czynny od godziny 7 do 19. Mam pracownicę, która mi pomaga, ale taką już mam naturę, ze muszę sama wszystkiego dopilnować. Jestem w pracy po 12 godzin, choć oczywiście nie zawsze na miejscu, czasem jeżdżę na przykład po towar. Ale nawet gdy na godzinkę czy dwie pójdę odsapnąć do domu, to zaraz mnie ciągnie z powrotem do pracy. Jak wyjeżdżam na urlop, to też zawsze jestem pod telefonem, wszystko załatwiam.
Nadchodzą wakacje, ale u mnie to nie jest czas zmniejszonych obrotów. Ruch wcale nie jest słabszy, a na przykład wydawnictwa dziecięce sprzedają się lepiej niż w pozostałych miesiącach. Choć generalnie trzeba powiedzieć, że od jakiegoś roku sprzedaż prasy w ogóle trochę spadła. Myślę, że o jakąś jedną czwartą.
Pracuję sześć dni w tygodniu, w niedziele mój punkt jest nieczynny. Czas wolny spędzam na działce, dużo czytam, chodzę do kina i teatru.
Za nami wzloty i upadki
Krzysztof Budziszewski z Warszawy
W handlu pracuję od 1990 roku. Nie jest to związane z moim wyuczonym zawodem, ale taka praca zawsze mnie pociągała. Najpierw prowadziliśmy punkt na Mokotowie. Później przeprowadziliśmy się na Bielany i i razem z żoną znaleźliśmy miejsce na nasz sklep na osiedlu Chomiczówka. Pracujemy w nim wspólnie. Ja rano i po południu, żona w środku dnia. To sklepik spożywczy, w którym mamy też prasę. Całkiem sporo – cztery duże stojaki i jeszcze część tytułów leży na ladzie.
Jak to w życiu, mieliśmy wzloty i upadki. Raz wiodło się nam lepiej, innym razem gorzej. Obok nas jest usytuowany duży sklep. Przez ostatnie lata już cztery firmy się tam zmieniały. A my ciągle trwamy. Myślę, że to dzięki rodzinnej atmosferze, jaka u nas panuje. Między nami a klientami wytworzyła się specyficzna więź, ludzie chętnie do nas przychodzą na zakupy. Znajdujemy się między parkiem a osiedlem mieszkaniowym, więc sporo osób zagląda do nas po spacerach. Niedaleko jest także szkoła, mamy więc wielu małych klientów. Musimy w związku z tym być na bieżąco z dziecięcą modą, wiedzieć, co jest obecnie na topie. Na przykład teraz – w związku z trwającym Mundialem – bardzo dobrze sprzedają się karty z piłkarzami.
Pracujemy siedem dni w tygodniu, od poniedziałku do piątku od 6 do 19, a w weekendy do 14. Czasu wolnego dla siebie i rodziny zostaje nam niewiele. Chętnie wyjeżdżamy wtedy na działkę pod Warszawę. Ja lubię też aktywny wypoczynek – biegam, jeżdżę na rowerze.
Monika Wojniak