Język i media pozostają w nierozerwalnej symbiozie, wzajemnie kształtując sposób, w jaki komunikujemy się ze światem. To prawidłowość obserwowana od prasy drukowanej po media społecznościowe. Język dostosowuje się do nowych platform, a media, w dużej mierze, dyktują trendy językowe. W erze dominacji internetu ta symbioza przybiera nowe, zaskakujące formy, stawiając przed nami fundamentalne pytania dotyczące poprawności językowej i roli mediów w kształtowaniu kultury językowej.
Język jest jednym z najważniejszych narzędzi, które posiadamy jako istoty ludzkie. Jest on nie tylko środkiem wyrażenia myśli i emocji, ale także instrumentem kształtującym nasze relacje i stworzone przez nas społeczeństwo. Historia języka, jako środka komunikacji, sięga tysięcy lat i to właśnie jego rozwój umożliwił powstanie kultury, nauki i technologii. Z biegiem lat media ewoluowały z tradycyjnych form, takich jak prasa, radio i telewizja, do nowoczesnych platform internetowych i mediów społecznościowych. Te zmiany wprowadziły nowe sposoby komunikacji, a także nowe wyzwania i możliwości dla języka. Media mają ogromny wpływ na to, jak kreujemy nasze wypowiedzi, jak kształtujemy nasze myśli i jak postrzegamy siebie nawzajem.
W kontekście Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego, który obchodziliśmy 21 lutego, warto również zwrócić uwagę na znaczenie języka w kształtowaniu tożsamości kulturowej. Język nie jest bowiem jedynie narzędziem komunikacji; jest także nośnikiem tradycji, wartości i dziedzictwa. W miarę jak świat staje się coraz bardziej zglobalizowany, potrzebujemy jeszcze większej troski o nasze języki ojczyste, by nie tylko je chronić, ale też rozwijać.
Kult błędów?
Jak zauważa lingwistka prof. Anna Marcjan: „Internet stworzył przestrzeń, w której błędy językowe nie są automatycznie piętnowane, co może prowadzić do ich normalizacji”. Hiperpoprawność językowa jest często postrzegana w nowych mediach jako sztuczna i pretensjonalna, podczas gdy błędy ortograficzne, stylistyczne i gramatyczne są tolerowane, a nawet traktowane jako dowód autentyczności. Czy oznacza to, że w świecie skrótów myślowych i emoji, poprawność językowa straciła na znaczeniu?
– Kult błędów? Pierwsze słyszę, choć z internetu korzystam już od blisko trzydziestu lat wieku. Zgadzam się jednak, że mamy w nim do czynienia z przyzwoleniem na bylejakość (nie tylko zresztą w tej materii), dlatego wiele osób przymyka oko na błędy. Jest ich coraz więcej, odkąd posługujemy się smartfonami, czego chyba nie muszę tłumaczyć, ale naprawdę nie spotkałam się z sytuacją, by ktokolwiek kogokolwiek potępiał za pisanie bez błędów. Przeciwnie, większości osób ładne, pozbawione błędów wyraźnie wypowiedzi imponują, a ich autorzy zwykle cieszą się sympatią. Natomiast atakowani są ci, którzy wytykają innym błędy w niemiły i protekcjonalny sposób. A czy poprawność językowa ma dziś znaczenie? Jako narzędzie komunikacji nie ma żadnego znaczenia – zrozumiemy przecież, o co chodzi komuś, kto powie „Magda jeździć samochód”. Tylko czy naprawdę chcemy, żeby nasz język tak właśnie wyglądał? – pyta retorycznie Marta Mizuro z miesięcznika „Odra”, wydawanego przez Instytut Książki i Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu.
– Język od zawsze jest żywiołem, nad którym trudno zapanować – i, co do zasady, bardzo dobrze, bo dzięki temu nieustannie się rozwija, dopasowuje się do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Warto też podkreślić, choć może to zabrzmieć nieco prowokacyjnie i nieintuicyjnie, nigdy wcześniej w dziejach nie korzystaliśmy tak intensywnie i wieloaspektowo z pisma. Codziennie piszemy i czytamy setki wiadomości, postów, maili – to znacząco wpłynęło na nasze zbiorowe zdolności językowe. Nie podejmuję się jednoznacznie oceniać tego wpływu, niemniej ostatnie 20 lat (a proces ten przyspiesza z roku na rok) są pod tym względem rewolucyjne i bezprecedensowe – uważa Michał Sowiński, dyrektor ds. promocji w „Tygodniku Powszechnym” (wydawnictwo Tygodnik Powszechny). – Na marginesie – choć jest to raczej argument anegdotyczny – warto w tym kontekście sięgnąć po niezwykłą książkę Edwarda Redlińskiego „Nikiformy” z 1982 roku. W tym awangardowym tomie autor zebrał setki różnych form i amatorskich gatunków piśmiennych epoki PRL-u (podania do urzędów, ogłoszenia, listy, pamiętniki itp.). W tych tekstach szeroko rozumiana poprawność ortograficzna czy stylistyczna szokuje (in minus). Być może dlatego, że przeciętny obywatel tamtej epoki, ukończywszy edukację szkolną, na co dzień bardzo rzadko aktywnie używał języka pisanego – a na pewno dużo rzadziej niż dziś – dodaje.
– Myślę, że jeśli chodzi o niepoprawność językową w internecie, nakładają się dwie kwestie. Jedna to zwykłe niedbalstwo wynikające z pośpiechu, ale też lekceważenia rozmówców. Drugie to bunt przeciw standardom językowym, który – jak każdy podobny bunt – jest kwestią pokoleniową i kulturową. Język internetu jest potoczny, to język ulicy i to niekoniecznie w eleganckiej dzielnicy. Warto jednak zauważyć, że tam, gdzie w grę wchodzi profesjonalizm, zaczyna się też większa dbałość o język i nawet jeśli jest on lżejszy i mniej oficjalny, to jednak przykłada się większą wagę do jego poprawności – wyjaśnia Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny „Nowej Fantastyki” (Prószyński Media).
Jak zauważa redaktor naczelna „Świerszczyka” Małgorzata Węgrzecka: – Świat pędzi, a w galopie łatwo pomylić różne językowe funkcje i role. Niemniej Kult błędów to mimo wszystko groźnie brzmiące stwierdzenie. O wiele przyjemniej byłoby myśleć, że błędy biorą się po prostu z ewolucji języka, pośpiechu lub niewiedzy. Ci, którzy cenią sobie dobrą jakość, napiszą swoje teksty poprawnie lub przed publikacją oddadzą je do korekty. Tak właśnie dzieje się w „Świerszczyku”. Od 80 lat jesteśmy wierni starej i sprawdzonej zasadzie – każdy numer przed oddaniem do druku jest trzykrotnie sprawdzany pod kątem poprawności językowej i ortografii. Jesteśmy wszak miesięcznikiem literackim, który przez dekady wyznaczał standardy pisania dla dzieci. Nasi czytelnicy, mali i duzi, są przyzwyczajeni do wysokiego poziomu publikowanych przez nas tekstów. Jak wiemy z badań, to jeden z powodów, dla których rodzice decydują się na zakup „Świerszczyka”. Nie chcemy zawieść ich oczekiwań! – zapewnia.
Medialne wzorce
Media, szczególnie prasa, mają ogromny wpływ na kulturę językową. Tytuły takie jak „Gazeta Wyborcza”, „Polityka”, „Tygodnik Powszechny” czy „Odra” i „Nowa Fantastyka” tradycyjnie stawiają na wysoką jakość językową, stanowiąc wzorzec dla czytelników. Nowe media, takie jak „OKO.press” czy „Krytyka Polityczna” również dbają o precyzję, ale w bardziej zróżnicowanym stylu. Większość redakcji stoi dziś na stanowisku, że media nie powinny cenzurująco ingerować w język użytkowników, ale powinny edukować i promować świadomość językową. Powinny promować różnorodność językową i szacunek dla odmian językowych, pamiętając o kontekście komunikacji.
– Media to narzędzie komunikacji, więc zdecydowanie powinny dbać o poprawność i piękno języka, bo to właśnie język stanowi podstawę ich funkcjonowania. A ponieważ odgrywają dużą rolę w kształtowaniu opinii publicznej, powinny równać w górę – starać się podnosić standardy, zamiast równać w dół. Kształtowanie tej kultury językowej może przyjmować różne formy – począwszy od „świecenia przykładem”, przez promowanie dziennikarzy i twórców, którzy posługują się ładnym, bogatym językiem. Co ciekawe, internauci potrafią docenić elokwencję, tylko trzeba umieć im ją „sprzedać”. W moim odczuciu dowodem na to jest popularność tzw. „past” internetowych i sukcesy odnoszone przez niektórych blogerów czy twórców fanpage’ów, którzy zachęcają do czytania właśnie wyjątkowym stylem i bogactwem języka – zwraca uwagę Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny „Nowej Fantastyki”.
– Media odgrywają bardzo ważną rolę, bo większość z nich wciąż, na szczęście, posługuje się zwykłym, poprawnym językiem. Żeby kształtować kulturę językową, naprawdę wystarczy jedynie dbać o to, by zarówno w piśmie, jak i w mowie nie popełniać błędów, zwłaszcza wychodząc z założenia, że poprawność językowa to sprawa drugorzędna – mówi Marta Mizuro z miesięcznika „Odra”.
– Błędy językowe (ortograficzne, gramatyczne, stylistyczne itp.) same w sobie, zwłaszcza jeśli wynikają ze specyfiki danego medium (komunikatory, media społecznościowe), nie wydają się w tym kontekście najważniejszym problemem. Dużo poważniejsze konsekwencje ma samo ubożenie języka, czyli stopniowa utrata zdolności do wyrażania bardziej złożonych i zniuansowanych poglądów, przemyśleń, argumentów itp. I tak, tu niestety internet jest bez wątpienia winny – przede wszystkim ze względu na wymuszanie pewnych formatów (można powiedzieć – „gatunków”) wypowiedzi. Ogólnie rzecz biorąc, media społecznościowe, ze swoim nastawieniem na szybką reakcję, skrótowość i premiowanie emocjonalności, kiepsko sprawdzają się jako przestrzeń do prowadzenia poważnych i złożonych rozmów. I tu upatrywałbym najważniejszą rolę mediów – w tworzeniu miejsc, gdzie język może dużo lepiej rozwijać swoje możliwości komunikacyjne – tłumaczy Michał Sowiński z „Tygodnika Powszechnego”.
Redaktor naczelna „Świerszczyka” Małgorzata Węgrzecka przytacza słowa Juliusza Słowackiego:
„Chodzi mi o to, aby język giętki
powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
a czasem był jak piorun jasny, prędki,
a czasem smutny jako pieśń stepowa”.
– I choć wieszcz miał na myśli poezję, do prozy ten „przepis” również doskonale pasuje. Każdy, kto wypowiada się w telewizji, radiu, prasie czy internecie, powinien dbać o precyzję, by wyrazić dokładnie to, co ma na myśli i uniknąć nieporozumień. A gdyby dodatkowo rozwinął się w mediach „kult pięknej polszczyzny”, wyszedłby on wszystkim wyłącznie na dobre. Zwłaszcza że publiczna wypowiedź to ogromna odpowiedzialność. I nie chodzi tylko o zawartość merytoryczną. Wszystko, co siejemy, potem zbieramy – jeśli roznosimy najróżniejsze błędy w przestrzeni, do której mają dostęp miliony ludzi, nie dziwmy się potem, że język literacki ustępuje potocznemu. Aby tak się nie stało w „Świerszczyku”, dbamy o urodę każdego rodzaju wypowiedzi. Staramy się, by „Świerszczyk” był enklawą poprawnej, pięknej polszczyzny – deklaruje Małgorzata Węgrzecka.
Dziennikarze jak nauczyciele
Dziennikarze nadal mogą pełnić funkcję edukatorów językowych. Ich wzorcowe użycie języka, precyzja i jasność przekazu stanowią cenne lekcje. Wyzwaniem jest dostosowanie się do dynamicznego języka internetu, zachowując wysokie standardy. Bardzo ważne są także – oczywiście – własne kompetencje językowe dziennikarzy.
– Dziennikarstwo w ogóle przeżywa obecnie kryzys, straciło zaufanie społeczne, które jest niezbędne w tym zawodzie. A ponieważ językowo też bywa u dziennikarzy różnie, to i walory edukacyjne stoją pod znakiem zapytania – ubolewa Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny „Nowej Fantastyki”.
– Bezpośredni dydaktyzm w tej kwestii (i nie tylko w tej) nie wydaje się szczególnie dobrym pomysłem – może wręcz odnosić skutek odwrotny od zamierzonego. Szkodliwe też wydaje mi się wytyczanie takich podziałów (nauczyciel-uczeń). Jakkolwiek może to zabrzmieć banalnie, najlepszym rozwiązaniem wydaje się dawanie przykładu – „zarażanie” innych swoją pasją do rozwijania umiejętności językowych. Łączy się to wprost z poprzednią odpowiedzią – jeżeli będziemy tworzyć wartościowe teksty, a poprzez nie wpływać na jakość debaty publicznej, będzie to oddziaływać w naturalny sposób na innych jej uczestników. Warunkiem koniecznym jest jednak inkluzywność (i odrzucenie elitaryzmu) – uważa Michał Sowiński z „Tygodnika Powszechnego”.
– Dziennikarz może mieć wspaniały styl, ale dużymi umiejętnościami językowymi powinien się legitymować przede wszystkim, ktoś, kto redaguje teksty, oraz korektor, który poprawia wszelkie błędy. Poczucie, że media obniżyły poziom, bierze się z tego, że oszczędza się właśnie na redakcji i na korekcie. Inna sprawa, że „edukowanie” zastąpiłabym jednak „dawaniem dobrego przykładu”. Czy zatem dziennikarze mogą dawać innym dobry przykład? Wielu z nich jak najbardziej może – odpowiada Marta Mizuro z „Odry”.
– Jeśli ktoś jest profesjonalistką czy profesjonalistą w swoim fachu, to nie przestanie nią czy nim być. To niezwykle ważne, by przekazać wiedzę kolejnym pokoleniom. W „Świerszczyku” zwracamy na to baczną uwagę – mówi Małgorzata Węgrzecka, redaktor naczelna „Świerszczyka”. – Wielu nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej korzysta z naszego miesięcznika do prowadzenia lekcji. Traktują czasopismo jako sprawdzone źródło tekstów i aktywności służących trenowaniu umiejętności językowych właśnie. Co więcej „Świerszczyk” jest częścią Nowej Ery, czyli największego wydawnictwa edukacyjnego w Polsce. Ten fakt motywuje nas dodatkowo do dbałości o poprawność używanego w „Świerszczyku” języka – dodaje redaktor Aleksandra Chmielewska.
Mądra ewolucja
Dyskusja na temat wpływu błędów językowych na kulturę językową jest intensywna. Niektórzy twierdzą, że internet tworzy nową odmianę języka, dostosowaną do specyfiki środowiska, podczas gdy inni obawiają się obniżenia ogólnego poziomu kultury językowej, szczególnie u młodszego pokolenia. „Zaniedbanie poprawności językowej może prowadzić do ubożenia języka i utrudnień w komunikacji” – uważa dr Maria Kowalczyk, specjalistka od edukacji językowej. Kluczowe jest znalezienie równowagi między akceptacją różnorodności a dbałością o standardy językowe.
– Znaczenie poprawności językowej (a także uzus związany z jej akceptacją) to złożony problem. Dziś, podobnie jak przez ostatnie 200 lat, czyli od narodzin nowoczesnego społeczeństwa masowego, używanie języka (a więc i jego poprawność) jest jednym z kluczowych wyznaczników pozycji społecznej. Nawiązując do koncepcji francuskiego filozofa Pierre’a Bourdieu, język to jedna z ważniejszych dystynkcji – a więc narzędzie do budowania hierarchii społecznych. Poprawność językowa, szczególnie gdy jest efektem świadomej pracy, stanowi zatem rodzaj deklaracji (albo roszczenia) przynależności do pewnej grupy. Komplementarny wobec tego mechanizmu wertykalnego jest ruch horyzontalny – również tożsamościowy, ale skoncentrowany przede wszystkim na pogłębianiu komunikacji (a więc i zaciskaniu więzów) w obrębie różnych wspólnot – wyjaśnia Michał Sowiński z „Tygodnika Powszechnego” – Niepoprawność językowa może być w tym kontekście traktowana jako rodzaj kodu kulturowego (nie zawsze świadomego – zapewne częściej nawet intuicyjnego). Mówiąc inaczej – łatwiej nam zawiązywać relacje z ludźmi, którzy korzystają z języka w podobny sposób. Może być w tym również rodzaj buntu – mówimy i piszemy niepoprawnie, bo odcinamy się od elit (lub je odrzucamy) i jednocześnie nasze aspiracje społeczne są ukierunkowane zupełnie inaczej – dodaje.
Jakie mogą być potencjalne konsekwencje zaniku dbałości o poprawność językową dla przyszłych pokoleń? Ubożenia języka, problemy w edukacji, utrudniona komunikacja, osłabienia tożsamości kulturowej?
– Ja bym spojrzał na tę kwestię odwrotnie i w zaniku poprawności językowej widziałbym raczej objaw głębszych zmian cywilizacyjnych i kulturowych niż ich źródło. Brak poprawności językowej to przejaw różnych czynników – buntu, niedbalstwa, kontestowania i lekceważenia norm, kwestionowania wartości edukacji, wzajemnego szacunku w relacjach międzyludzkich… Język, jakim się posługujemy, jest odzwierciedleniem kultury, zarówno tej osobistej, jak i na szerszą skalę. Zanik dbałości o język to objaw zaniku dbałości o kulturę – a konsekwencje upadku kultury mogą być bardzo przykre – odpowiada Jerzy Rzymowski, redaktor naczelny „Nowej Fantastyki” (Prószyński Media).
– Pytanie o przyszłe pokolenia jest zawsze problematyczne – od wieków „starzy” uważają „młodych” za swego rodzaju „barbarzyńców” (w najmniej możliwie obraźliwym znaczeniu tego słowa). Mówiąc inaczej (nieco brutalnie) – przestrzeń kultury (wraz z jej normami i zakazami) w największym stopniu kształtują ludzie między 30. a 60. rokiem życia. Tak więc poprawność to w istocie wypadkowa tego, co oni uznają za normę językową. A to oczywiście się nieustannie zmienia – czasem płynnie, czasem skokowo, ale nieubłaganie. Dlatego bardzo ostrożnie podchodzę do tego pytania. Ponadczasowe natomiast wydaje mi się dbanie o bogactwo języka – nieustanne rozwijanie go na różnych poziomach, dawanie mu pola do rozwoju i ewolucji. Oraz baczne i życzliwe (nie oznacza to oczywiście, że bezkrytyczne) obserwowanie tych zmian – mówi Michał Sowiński. I dodaje: – Moją ulubioną polską pisarką jest Dorota Masłowska. Gdy ukazał się jej debiut – „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” – w 2002 roku, spadła na nią niewyobrażalna fala krytyki, między innymi za rzekomo prymitywny, prostacki wręcz język. Dziś, przynajmniej w moim pokoleniu tak zwanych milenialsów, to pozycja klasyczna, kanon literatury III RP. Różnie więc z tą poprawnością bywa…
KINGA SZYMKIEWICZ
DARIUSZ MATEREK