Postawili na najwyższą jakość, jeżeli chodzi o sposób obsługi klientów. Dzięki temu zyskali sympatię i szacunek okolicznych mieszkańców. Dzisiaj są dla nich kolegami, partnerami do rozmowy, a czasami nawet spowiednikami. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Departamentu Dystrybucji Prasy z Oddziału Mazowieckiego.
Byłem technikiem medycznym
Cezary Pilarski z Warszawy:
Piętnaście lat temu w naszej okolicy było duże zapotrzebowanie na prasę. W naszym sklepie znaleźliśmy miejsce na jej ekspozycję, dlatego zdecydowaliśmy się właśnie na taki rozwój działalności. Wcześniej, przez pięć lat, handlowaliśmy tylko chemią. Obecnie prasa stanowi połowę naszego asortymentu, bo ludzie wciąż chętnie po nią sięgają. Oczywiście zainteresowanie gazetami było większe, tylko że teraz prasę można kupić w niemal każdym sklepie.
Praca nie jest prosta, ale dość przyjemna. To absorbujące zajęcie, wymagające poświęceń. Ma jednak swoje plusy, jak choćby możliwość częstego kontaktu z ludźmi. Wszyscy się znają, można porozmawiać, pośmiać się. Odpowiada mi coś takiego, dlatego już tyle lat tutaj pracuję. A warto dodać, że interes zakładałem ze wspólnikiem, lecz teraz prowadzę go już samodzielnie.
Mój punkt zlokalizowany jest tuż przy szpitalu dziecięcym. Dlatego dużo osób zagląda do mnie po jakąś zabawkę dla dziecka. Taki drobiazg, a może wywołać uśmiech na twarzy malucha. Oczywiście zazwyczaj zaglądają do mnie dorośli, którzy przyjeżdżają w odwiedziny. Dzieci widuję rzadziej. Zdecydowanie częściej miałem z nimi kontakt w poprzedniej pracy, gdy w szpitalu byłem technikiem medycznym.
Czasu wolnego zbyt wiele nie mam. Jeśli się trafia, to czasami lubię gdzieś wyjechać, na przykład ze znajomymi na ryby. Ale zapalonym wędkarzem nie jestem. Bardziej cenię sobie rozmowę i aktywny odpoczynek. Często jeździmy także do teściów na wieś, gdzie na działce zawsze znajdzie się sporo pracy. Z pracy do pracy, to prawda… Ale taka praca też potrafi sprawić satysfakcję!
Mam pokaźną kolekcję znaczków
Andrzej Gruszfeld z Warszawy:
Kontakt z ludźmi miałem całe życie, bo pracowałem jako portier w hotelu. Wiadomo, że w takim miejscu przewija się dużo różnych osób i można nauczyć się spełniać ich oczekiwania. Ofertę Kolportera poznałem jedenaście lat temu i odpowiadały mi warunki zaproponowane przez firmę. Dokładnie przeanalizowałem propozycję i postanowiłem spróbować. Dzisiaj nie żałuję.
Owszem, zdarzały się wzloty i upadki. Koniunktura nie zawsze była idealna. Jestem jednak bardzo zadowolony ze współpracy z tą firmą, a to dla mnie jest najważniejsze. Obsługa jest miła i rzetelna, jestem dokładnie poinformowany o wszystkich nowościach. To ułatwia mi pracę.
Staram się przyciągać swoich klientów miłą obsługą, ale też profesjonalizmem. Dużo osób do mnie wraca, więc chyba są zadowoleni z mojej pracy. Na pewno nie pozwalam im odczuć swojego zmęczenia, a to chwilami jest wzmożone. W saloniku pracuję non stop od godziny 5.30 do 19. Chciałbym podkreślić, że tylko w wyjątkowych okolicznościach zastępuje mnie żona. Ale ja się nie skarżę, lubię swoją pracę. Dzięki temu czas szybciej płynie.
Mam jedną pasję, o której muszę wspomnieć. Kolekcjonuję polskie znaczki pocztowe i mój zbiór sięga już do roku 1939, gdy wybuchła druga wojna światowa. Cały czas uzupełniam swoją kolekcję, co sprawia mi ogromną radość.
Na hamaku z dobrą książką
Mirosława Kuczyńska z Legionowa:
Jedenaście lat temu mąż kupił kiosk, bo nadarzyła się dobra okazja. Decyzję podjęliśmy wspólnie. Dzisiaj z jednej strony cieszę się, bo praca sama w sobie mi się podoba, ale ma jeden feler – zajmuje mnóstwo czasu. O urlopie ciężko marzyć, a w pracy spędzam czas od godziny 6 do 19.
Za to mogę sobie poczytać gazet do woli i ze wszystkimi wiadomościami jestem na bieżąco. Z plotkami również. Często zdarza się, że ze swoimi klientami rozmawiam o tym, co przeczytaliśmy w prasie. Właśnie kontakt z klientami jest pozytywną cechą tej pracy. Trzeba jednak wiedzieć, jak z nimi postępować.
Chyba mi się to udaje, bo chociaż w okolicy jest wiele innych kiosków, to jednak ludzie przychodzą do mnie. Zrodziła się taka więź między nami, co jest dla mnie ogromną satysfakcją. Mieszkańcy wpadają już z samego rana, wiedzą, że zostaną miło obsłużeni, a ja często uprzedzam ich myśli, bo wiem, co będą chcieli kupić. Główna zasada tej pracy – nie wolno przenosić swojej złości na klienta.
Po pracy wracam do domu, a przede wszystkim do ukochanego ogrodu. Uwielbiam spędzać w nim czas, zwłaszcza leżąc na hamaku i czytając książkę. Roboty jest sporo, ale staram się ją ograniczać. Posadziliśmy ostatnio rośliny wieloletnie i drzewka owocowe, które wyglądają efektownie, a nie trzeba im poświęcać zbyt dużo czasu. Zdecydowanie bardziej wolę spędzać wolne chwile z moją rodziną. Mam już troje dorosłych dzieci oraz dwóch wnuków w wieku 5-6 lat. To wspaniali, kochani chłopcy.
Krąg kibiców sportowych
Marcin Brokon z Józefowa:
Zaczęło się pięć i pół roku temu od samej kolektury, ale potem rozszerzyłem działalność o sprzedaż prasy. I jestem zadowolony, gazety i czasopisma z mojej oferty wzbudzają duże zainteresowanie klientów. Przez ten czas nauczyłem się wielu rzeczy – jakie kolekcje mogą zainteresować kupujących, jak umawiać się z ludźmi, w jaki sposób można zachęcać ich do kupowania. Pracuję w małym miasteczku, więc krąg moich klientów jest zawężony, ale jeśli się chce, można to wykorzystać.
Ma to też swoje atuty, bo ten kontakt ze stałymi klientami jest znacznie bardziej przyjemny. Od samego siedzenia można dużo dowiedzieć się o tym, co się wokół ciebie dzieje! Jestem już dla nich takim sprzedawcą – kolegą, choć mógłbym pewnie nazwać siebie niekiedy także spowiednikiem.
Swoich klientów obsługuję również… telefonicznie. Kompleksowa usługa, z której sporo osób korzysta. Już wcześniej, pracując w gastronomii, nauczyłem się różnych metod poszukiwań klienta. Ta forma jest bardzo przydatna. Jeśli klient wie, że nie może przyjść, dzwoni do mnie, a ja odkładam mu kolekcję, lub zamawiam coś specjalnie dla niego. W tym celu wyrobiłem specjalne wizytówki – koszt niewielki, a klient ma wszystko podane prosto do ręki. To może nieładne określenie, ale w ten sposób uzależniam ludzi od siebie.
I chyba są z tego zadowoleni! Gdy czasem żona zastępuje mnie w saloniku, to podobno słyszy na mój temat sporo komplementów. To dla mnie bardzo miłe. Ja rzadko od nich słyszę bezpośrednio pochwały, bo chyba wstydzą się tak mówić prosto w oczy. Ale za to zdarzyło mi się coś zupełnie innego. Klienci płacili mi napiwki! Byłem tym bardzo zaskoczony.
Staram się, jak mogę, spełniać oczekiwania kupujących. Czasami przychodzą do mnie osoby starsze, które chcą sobie naładować telefon. Nie wiedzą, jak to zrobić, ale ja nie czekam na ich prośbę, tylko od razu proponuję, że chętnie im pomogę. To dla nich duże ułatwienie.
Poza pracą jestem ogromnym kibicem piłki nożnej. Ale ten fanatyzm wykorzystuję też w saloniku, gdyż sporo moich klientów jest sympatykami sportu. Często rozmawiamy na tematy piłkarskie, komentujemy ostatnie mecze naszych ulubionych drużyn. Nie jestem jednak kibicem sprzed telewizora. Regularnie chodzę na mecze, uwielbiam tę stadionową atmosferę.
Tomasz Porębski