Krzysztof Warcholik menadżerem Kolportera został w tym roku. Wcześniej przez dwa lata prowadził swoje saloniki prasowe. – Zmiana była ogromna, ale ta praca potrafi przynosić satysfakcję. Trzeba tylko być dynamiczną osobą i zapracować na szacunek partnerów, z którymi się współpracuje – przekonuje.
Skąd pojawił się u Pana pomysł na otworzenie saloniku prasowego?
– Partnerem Kolportera zostałem w styczniu 2010 roku, a kilka miesięcy wcześniej podjąłem jedną z ważniejszych decyzji w moim życiu. Zdecydowałem się spróbować otworzyć coś na własną rękę. Wcześniej byłem przez sześć lat doradcą handlowym w jednej z firm, ale uznałem, że czas na zmiany. Złożyłem aplikację do Kolportera, odbyłem krótką i konkretną rozmowę z menadżerem i postanowiłem podjąć współpracę.
Po tym współpraca zaczęła się rozwijać w szybkim tempie.
– Tak. Przez półtora roku prowadziłem jeden salonik, a potem pojawiła się szansa przejęcia drugiego punktu. Nie zastanawiałem się nad tym ani przez chwilę, szybko podjąłem decyzję na „tak”. Oczywiście w tym momencie nie prowadziłem już tego sam, lecz znalazłem współpracownika. I podejrzewam, że gdyby nie zmiana pracy, to prowadziłbym dzisiaj trzy saloniki, ponieważ też pojawiła się taka propozycja.
Nie miał Pan żadnych problemów przy otwarciu takiej działalności?
– Absolutnie nie. Uważam, że szkolenia prowadzone przez Kolportera są bardzo dobre i zdobywa się na nich dużą wiedzę. To były wiadomości przekazywane w sposób jasny i klarowny. Jeżeli tylko ktoś jest chętny do pracy, to wdroży się do tego bez większych problemów. Nawet jeśli wcześniej nie miał szczególnego doświadczenia, czego ja jestem dobrym przykładem.
Dlaczego zdecydował się Pan kandydować na stanowisko menadżera?
– Zmieniła się nieco moja sytuacja życiowa. Ożeniłem się, na świat przyszło nasze pierwsze dziecko. Uznałem, że to dobry czas, by dalej rozwijać się zawodowo. Chciałem też nieco zmienić charakter swojej pracy, by była bardziej samodzielna i bym mógł sobie organizować czas. Ogłoszenie Kolportera znalazłem przypadkowo. Pamiętam jak dziś, że było to zimne, styczniowe przedpołudnie tego roku. Nie wahałem się ani chwili nad tym, by wysłać aplikację.
I to pomimo że praca była w innym rejonie kraju.
– Zgadza się. Przedtem pracowałem w Świebodzinie, skąd pochodzę, a praca menadżera była w regionie zachodniopomorskim. Dojazd do tego miejsca jest jednak świetny, dzięki ekspresowej drodze S3. Dlatego gdy tylko dostałem telefon, to byłem bardzo zadowolony i mile zaskoczony. Rozmowa przebiegła chyba dobrze, bo już pod koniec miesiąca rozpocząłem pracę. Po pierwszym miesiącu szkolenia i wspólnych wyjazdów z innymi menadżerami, otrzymałem swój teren.
Ciężko było się przestawić?
– Miałem to ułatwienie, że większość rzeczy doskonale poznałem pracując jako partner Kolportera, nie było to więc dla mnie nowością. Na pewno menadżer ma jednak więcej obowiązków niż właściciel jednego saloniku, dlatego ta praca wymaga dobrego zorganizowania. I chęci do pracy oczywiście też. Nie byłem tym zaskoczony, ale muszę przyznać, że przeskok był ogromny.
Ta praca potrafi być satysfakcjonująca?
– Jak najbardziej. Gdyby nie była, to chyba nikt nie decydowałby się jej podejmować. To duże wyzwanie – mieć jeden, dwa saloniki, a nagle zarządzać ponad 30. To wymaga dużej wprawy, szybkości w podejmowaniu decyzji, ale że jestem osobą dynamiczną, to nie jest to dla mnie problemem. A partnerzy już mnie przez te pięć miesięcy zdążyli poznać i wiedzą, czego mogą się po mnie spodziewać. Moja dewiza jest prosta – to musi być partnerska relacja. Ja dużo wymagam od partnerów, ale jeszcze więcej daję z siebie. Tylko wtedy może to iść w dobrym kierunku, jeśli wzajemnie będziemy się szanowali.
Przy okazji Pana życie mocno się zmieniło. Wystarcza czasu na drobne przyjemności?
– Teraz mam już dwoje dzieci, bo niedawno urodziła nam się druga córeczka. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ale staram się łapać oddech w innych formach wypoczynku. Zwłaszcza w sporcie. Już w szkole podstawowej trenowałem lekkoatletykę, byłem nawet młodzieżowym reprezentantem Polski w sztafecie 4×400 metrów. Od kilkunastu lat moją pasją jest piłka nożna. Byłem sędzią trzecioligowym, a obecnie jestem szefem arbitrów w regionie lubuskim. Mam pod sobą blisko 300 osób, więc to wymaga też dużej uwagi. Na szczęście sport to głównie weekendy, więc nie traci na tym moja praca w Kolporterze. A rodzina do mojej pasji podchodzi ze zrozumieniem, za co jej dziękuję.
Rozmawiał Tomasz Porębski