cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Lubią i szanują swoich klientów

Większość z nich przyznaje, że na pracę w handlu zdecydowali się dość przypadkowo. To nie był ich wymarzony sposób na życie, ale dość szybko okazało się, że w tym też można się sprawdzić. A co najważniejsze – po prostu to polubili. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Mazowieckiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 
Inni nie dali rady

Zbigniew Flis_NK
Zbigniew Flis: – Jeśli klient nie znajdzie tego, czego szuka, to po prostu odejdzie i nie wróci (Fot. Zbigniew Rózga)

Zbigniew Flis z Pruszkowa:
Od jak dawna sprzedaję prasę? To już 8 lat. Nie będę ukrywał, że na wejście w ten biznes zdecydowałem się z biedy. Usłyszałem, że można na tym zarobić i pomyślałem, że warto zaryzykować. Ryzyko wiązało się z tym, że do tej pory nigdy jeszcze nie pracowałem w handlu. I początek do łatwych nie należał. Największe trudności sprawiło mi zatowarowanie sklepu. Ale ja nie mam w zwyczaju się poddawać i metodą małych kroczków pokonywałem kolejne bariery. Po dwóch latach poczułem, że jest już naprawdę dobrze.
Nie usłyszy pan ode mnie, że do klienta trzeba wychodzić z uśmiechem – to banał. Według mnie najważniejszy dla kupujących jest asortyment. Jeśli klient nie znajdzie tego, czego szuka, to po prostu odejdzie i nie wróci. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by mieć u siebie sporo produktów. Żeby klient mógł sobie wybrać towar spośród różnych papierosów czy czasopism. Kolejna sprawa to lokalizacja. Jeśli jest zła, to sprzedawca nic nie zdziała. Cudów tutaj nie ma.
Ja na miejsce akurat narzekać nie mogę. Mój punkt usytuowany jest w centrum miasta, a obok nas jest sąd, urząd, kościół. To wpływa na to, że klientów nam nie brakuje. Ale i tak nadal uważam, że najlepiej mają ci, którzy handlują na dworcach. Odczuwam jednak pewną satysfakcję, bo moi poprzednicy w tym punkcie wytrzymywali najwyżej kilka miesięcy. Potem przez długi czas budka stała pusta. Wydawało mi się to dziwne, bo przecież to było naprawdę dobre miejsce. Uznałem, że oni robią coś nie tak i podjąłem wyzwanie. Z efektów chyba mogę być zadowolony.
Oczywiście włożyłem w to sporo pracy. Przede wszystkim zmodernizowałem lokal na zewnątrz, bo wcześniej nie zachwycał wyglądem. Specjalne projekty złożyłem u prezydenta miasta, który nie wyrażał sprzeciwu. Od tamtej pory punkt wygląda dużo lepiej niż wcześniej i zachęca do jego odwiedzin.
Od pracy odpoczywam w domu, czytając książki. Uwielbiam też podróżować, ale nie po świecie, lecz po Polsce. Uważam, że mamy piękną ojczyznę i nie ciągnie mnie do żadnych Egiptów. Tam już byłem, widziałem i zdecydowanie wolę nasz kraj.
 
Chcą czytać książki

Zdzisław Nowosz_NK
Zdzisław Nowosz: – Chwilami czuję się jak socjolog i psycholog w jednym (Fot. Łukasz Chrabałowski)

Zdzisław Nowosz z Warszawy:
Początki? To było tak dawno, że już niezbyt pamiętam. Chyba 1994 rok. Do handlu trafiłem przez całkowity przypadek. Skończyłem studia w zupełnie innej dziedzinie – elektronicznej. Wtedy jednak moi rodzice prowadzili kiosk. A jako że byli już dość wiekowi, musiałem i chciałem ich wspierać w pracy. Moja energia wpływała pozytywnie na działalność punktu. Potem to już przeszło dość płynnie – rodzice szli na emeryturę, więc było jasne, że to ja dalej pociągnę ten wózek. Zresztą nie traktowałem tego jako coś złego. Przeciwnie – ta praca zaczęła mi się bardzo podobać.
Odkąd jednak zacząłem nim samodzielnie zarządzać, postanowiłem dokonać pewnych ważnych zmian. Przede wszystkim rozwiązałem umowę z poprzednim dystrybutorem prasy, a rozpocząłem z Kolporterem. Uznałem, że to wpłynie tylko i wyłącznie pozytywnie na działalność kiosku. I nie zawiodłem się. Dostawałem cenne uwagi na temat prowadzenia swojego punktu, wiedziałem, jakie towary warto promować. Z każdym rokiem uczyłem się tego wyczucia do klienta, co dzisiaj procentuje. I chwilami czuję się jak socjolog i psycholog w jednym. Myślę zresztą, że każdy doświadczony handlowiec może powiedzieć coś podobnego.
Mój punkt znajduje się w szpitalu na Banacha – w dobrym miejscu, centralnie przy wejściu do budynku. To jednak duża placówka, dlatego na jej terenie jest kilka innych kiosków i sklepików. Nie narzekam jednak na konkurencję ani brak zainteresowania klientów. Można powiedzieć, że ich sobie wychowałem. Najważniejsze było to, by dostosować się do środowiska kupujących. Nie tylko do pacjentów, ale też osób, które przychodzą w odwiedziny lub personelu. Przecież w tym szpitalu pracuje kilka tysięcy ludzi! Dość szybko zobaczyłem, jakiego towaru oni oczekują. I staram się tym wymaganiom sprostać. Czasami muszę dokonywać zdecydowanych wyborów, bo kiosk duży nie jest i nie mogę przechowywać w nim wielu towarów. Staram się rezygnować z tych rzeczy, które cieszą się najmniejszym zainteresowaniem.
Pochwalę się, że obok prasy, dużą część asortymentu stanowią książki. To było pewną zagadką, czy taki towar sprawdzi się w tym miejscu, ale okazało się, że tak. I naprawdę sprzedaż książek wygląda dobrze! Czasami przyjeżdżają do mnie kupować ludzie, którzy szpital odwiedzają tylko i wyłącznie w tym celu. A potrafią zjawić się tutaj osoby naprawdę z całej Warszawy.
Dzisiaj czasami uśmiecham się pod nosem, gdy przypominam sobie, że jako dziecko lubiłem bawić się w sklep… Jak widać – wczesne nauki się przydały. A dzisiaj wolny czas spędzam najchętniej z rodziną, z którą niedługo pewnie wybierzemy się na narty. Lubię też chodzić na koncerty – muzyka to moja pasja.
 
Nie jestem nachalny

Andrzej Milewski_NK
Andrzej Milewski: – Wkrótce mój punkt będzie oznaczony logiem Traf Press. Sporo
sobie obiecuję po tej zmianie (Fot. Mariusz Wasilewski)

Andrzej Milewski z Mińska Mazowieckiego:
To był czysty przypadek… Trzy lata temu zaryzykowałem i postanowiłem zająć się handlem. Pojawiła się szansa przejęcia jednego punktu Kolportera z całym inwentarzem od poprzedniego właściciela. Miałem pewne wątpliwości, bo jednak nie znałem się na tym fachu. Uznałem jednak, że będę wyciągać wnioski z moich obserwacji jako klienta. I to robię nadal.
Przede wszystkim staram się być pomocny dla klienta, ale nie nachalny. Nie tędy droga. Uważam, że sprzedawca powinien być subtelny i w pewien sposób delikatny. Nie mam w zwyczaju zagadywać swoich klientów, choć oczywiście jeśli oni chcą, to ja chętnie dialog podejmuję. Na pewno jednak nie będę nigdy wchodził z butami w życie kupujących.
Mój salonik znajduje się na dworcu, ale na pewno nie mogę cieszyć się ogromnymi obrotami. Dość powiedzieć, że w chwili obecnej nie stać mnie na zatrudnienie pracownika, więc chwilami bywa ciężko. Dworzec wymaga jednak długich godzin otwarcia punktu, dlatego jesteśmy czynni od 6 do 21. I tak przez cały tydzień, ponieważ tu wolnych weekendów nie ma.
Z moich obserwacji wynika jednak, że to nie prasa cieszy się największym zainteresowaniem podróżnych. Papierosy – to zdecydowany numer jeden. Trudno się w sumie dziwić – w oczekiwaniu na pociąg nałogowcy dla uspokojenia muszą sobie zapalić. To towar, który nie musi się reklamować, zawsze będzie się dobrze sprzedawał.
Ostatnio zdecydowałem się podpisać z Kolporterem nową umowę i wkrótce mój punkt będzie oznaczony logiem Traf Press. Sporo sobie obiecuję po tej zmianie i mam nadzieję, że zyskam na tym nie tylko ja, ale też klienci. Negocjacje nie były krótkie, ale efekt końcowy mnie jak najbardziej satysfakcjonuje. Teraz tylko czekam na zmianę wystroju punktu i ruszamy pełną parą!
 
Przynosili mi kwiatki

Małgorzata Majczyno_NK
Małgorzata Majczyno: – Nasz punkt prowadzimy razem z mężem od dwudziestu lat (Fot. Tomasz Tyborowski)

Małgorzata Majczyno z Warszawy:
Jesteśmy bardzo zadowoleni! Naprawdę, mogę powiedzieć to już na wstępie. Świetnie dogadujemy się z pracownikami Kolportera, otrzymujemy prasę na czas, mamy wielu sympatycznych klientów i lubimy tę pracę. Naprawdę nie mam powodów do narzekań i źle się o pracy wypowiadać nie będę.
Niebawem stuknie nam już z mężem Jerzym, z którym razem prowadzimy kiosk, dwudziestka! Ale nie małżeńska, lecz wspólnej działalności, gdyż ten punkt otworzyliśmy w 1993 roku. A jest on w ciekawym miejscu, tuż przy wejściu ze stacji Metro Centrum, czyli w Alejach Jerozolimskich, obok Rotundy. To świetne miejsce, choć wymaga poświęceń. Otwieramy punkt o 5 rano, a zamykamy o 21, jednak tylko teoretycznie, bo czasami przedłużamy działalność nawet do północy. Wokół jest sporo klubów, dyskotek, gdzie młodzież się bawi i imprezuje. I wtedy też chętnie u nas kupuje różne rzeczy.
Mamy zresztą klientów, którzy przychodzą do nas od 20 lat! To aż czasami zabawne, bo wpadają kupić byle co, na przykład chusteczki, tylko po to, żeby się spotkać i porozmawiać. Czasami ci ludzie przeprowadzają się w różne, odległe miejsca, ale zawsze do nas wracają!
Może dlatego, że my klientów bardzo lubimy. I staramy się im za wszelką cenę pomóc. Ile ja już razy byłam czyimś przewodnikiem po mapie… Zdarzało się, że obcokrajowcom rysowałam na kartce, jak powinni dojechać do celu. I trafiali na miejsce! Wiem, bo potem wracali do mnie z kwiatami, dziękując za pomoc. Och… Tych prezentów to troszeczkę było, zdarzało się też otrzymać czekoladki. Ja nigdy ich nie chciałam przyjmować, ale klienci nalegali.
Razem z mężem najchętniej odpoczywamy na świeżym powietrzu. Uwielbiamy spacerować i staramy się robić to jak najczęściej. Czasami gdzieś wyjeżdżamy, choćby na jeden dzień, by coś zwiedzić. Przede wszystkim w okolice gór, bo wolimy ruch od wylegiwania się na plaży.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz