cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Gazety mają się dobrze

Doświadczenie w handlu zdobywali w różny sposób – niektórzy podpatrywali pracę rodziców, inni zostali rzuceni na głęboką wodę i wszystkiego uczyli się na własnych błędach. To jednak skuteczna metoda, bo dzisiaj wiedzę o tej pracy mają ogromną. Prezentujemy najlepszych sprzedawców prasy współpracujących z Oddziałem Katowickim Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 
Przeżywam horrory

W punkcie Agnieszki Magi dzienniki wciąż mają liczne grono czytelników (Fot. Paweł Arczyński)
W punkcie Agnieszki Magi dzienniki wciąż
mają liczne grono czytelników (Fot. Paweł Arczyński)

Agnieszka Maga z Bestwiny
Osobiście salonik prowadzę od 2,5 roku. Wcześniej zarządzał nim mój mąż, ale teraz to ja o wszystkim decyduję! To punkt wielobranżowy – można kupić u nas chemię, kosmetyki, jest także totolotek oraz oczywiście papierosy i prasa. Uważam, że forma drukowana czasopism w dalszym ciągu się sprawdza, jest inna niż w Internecie i non stop ma wielu zwolenników.
Tak samo niektórzy twierdzą, że ludzie odchodzą od kupowania dzienników, a najświeższych informacji szukają w sieci. U mnie się to zupełnie nie sprawdza, bo właśnie dzienniki – chociażby „Dziennik Zachodni” czy „Gazeta Wyborcza” – wciąż mają liczne grono czytelników.
Ale trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie. Atrakcyjny dodatek znacznie zwiększa sprzedaż. Gdy do czasopisma dołączona zostaje jakaś płyta albo książka, to ja przeżywam wtedy prawdziwy horror! Oczywiście mówię to w żartach, ale faktycznie wówczas liczba zainteresowanych nim klientów bardzo wzrasta. Dlatego staram się wyprzedzać fakty, przewidywać, co spotka się z popularnością i już wcześniej domawiać więcej egzemplarzy. Ostatnio tak było, gdy dołączony został kurs języka angielskiego dla seniorów.
Bardzo duże znaczenie ma obsługa klienta, dlatego tak bardzo cieszę się, że znalazłam dwie świetne pracownice. Obie złapały doskonały kontakt z kupującymi, co zauważam praktycznie każdego dnia. Ich zachowanie jest wzorowe, wręcz wzorcowe! Dzięki temu ja mogę spokojnie skupić się na innych rzeczach.
Bo z wykształcenia jestem księgową i cały czas skupiam się na tej pracy. I bardzo ją lubię! Taką mnie już Pan Bóg stworzył. Zawsze mnie to bawiło, wcale to nie jest taka nudna praca. Jeżeli wszystko się zgadza w moich cyferkach, to bardzo się z tego cieszę. Potem w spokoju mogę odpocząć od zgiełku zawodowego w swoim zaciszu domowym. Chociaż nie do końca, bo jak to mówi moja znajoma – z pracy idziemy do… roboty, czyli po prostu do naszych dzieci. Mam dwóch synów, 6-letniego Igora i 4-letniego Miłosza. Co ciekawe, nazwę firmy wymyśliłam od pierwszych imion całej naszej rodziny, stąd „Mika”, bo mój mąż ma na imię Klaudiusz.
 
W handlu od dziecka

Anna Suliga pracuje na osiedlu, na którym się wychowała (Fot. Mariusz Grobelak)
Anna Suliga pracuje na osiedlu, na którym się wychowała (Fot. Mariusz Grobelak)

Anna Suliga z Częstochowy
Moja praca w saloniku trwa dwa lata, a jakby… trwała całe życie. Przez 30 lat swój punkt prowadzili bowiem rodzice, którzy byli związani z innym dostawcą prasy. Gdy ja otworzyłam własny salonik, zdecydowałam się na Kolportera. Mam punkt wolnostojący, ale w dobrej lokalizacji, na wielkim osiedlu mieszkaniowym. Mieszka tu dużo osób w sile wieku, dojrzałych i pracujących. Tych starszych jest nieco mniej. Obok są także dwa przystanki, więc nie brakuje studentów i uczniów.
Ciekawe jest to, że pracuję na osiedlu, na którym się wychowałam. Ba, mam punkt dosłownie dwa kroki od bloku, w którym mieszkaliśmy. To oznacza, że 70 procent moich klientów doskonale znam z widzenia, kojarzę ich jako „sąsiadka”, a nie sprzedawca. W tej pracy ma to duże znaczenie, łatwiej złapać dobry kontakt.
Zresztą, muszę przyznać, że praca to mój żywioł. Kończyłam studia o zupełnie innej charakterystyce – poradnictwo zawodowe, ale to właśnie w handlu świetnie się odnalazłam. Lubię ludzi, oni są mi potrzebni do życia! Wcześniej pracowałam też jako przedstawiciel handlowy, lecz nie do końca mi to odpowiadało. To jednak bardzo zawirowana praca, stresująca. Tutaj jest dużo spokojniej.
Wspomniałam o rodzicach, to muszę jeszcze dodać, że oni w dalszym ciągu bardzo mi pomagają. Gdy zamknęli swój punkt, szybko doszli do wniosku, że bez tej pracy jest im ciężko. Zamknięcie w mieszkaniu to nie jest dobra opcja, dlatego chętnie mnie wspierają. Bardzo im za to dziękuję. Na początku było trochę zabawnie, bo tata nie mógł już się czuć jako szef i trochę mu to przeszkadzało, ale tak naprawdę szybko ustaliliśmy zasady współpracy. Teraz jest super.
Dużo mogłabym mówić o pracy, ale… priorytetem jest rodzina. Moje dzieci chodzą już do szkoły, więc sporo czasu poświęcamy na lekcje, ale znajduję też czas na rozrywki. Lubię wyjścia z mężem, albo z koleżankami, nie wyobrażam sobie życia też bez sportu. Latem jak najwięcej czasu staram się spędzać na powietrzu, a idealną formą rekreacji w zimie jest aerobik na siłowni przy dobrej muzyce.
 
Urlop po 13 latach

Dobrosława Kuczyńska swój kiosk prowadzi od 15 lat (Fot. Damian Bednarz)
Dobrosława Kuczyńska swój kiosk prowadzi od 15 lat (Fot. Damian Bednarz)

Dobrosława Kuczyńska z Mikołowa
Za mną dosyć szalony rok. Dość powiedzieć, że po ponad 13 latach po raz pierwszy byłam na urlopie. W ostatnich miesiącach przebywałam też w szpitalu, co było takim dodatkowym, przymusowym odpoczynkiem od pracy. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i w pełni sił witalnych wróciłam do swojego kiosku.
Niebawem stuknie mi piętnastolecie mojej działalności. Pamiętam, że pierwszy pomysł podsunęli mi znajomi, którzy pomogli mi też na początku. To było rzucenie się na głęboką wodę, bo nie miałam żadnego doświadczenia handlowego. Nie wiedziałam nawet, z jaką firmą powinnam się związać. Zrobiłam jednak „wywiad środowiskowy” i wybrałam Kolportera.
Poza tym strach ma duże oczy. Myślałam, że będzie mi ciężko na początku, ale tak na szczęście nie było. O dziwo, największy problem sprawiły mi… papierosy. Nie wiedziałam, że jest tyle marek, że są słabsze i mocniejsze. Długo musiałam się uczyć, żeby mieć pełną i kompleksową wiedzę na temat oferty.
Nie zdecydowałam się na salonik, lecz kiosk z okienkiem. Nieco go zmodernizowałam i powiększyłam. Przede wszystkim poszerzyłam okno, żeby klienci nie musieli się mocno schylać, co wcześniej sprawiało im problem. Do tego zamontowałam oświetlenie na zewnątrz, bo zdarzało się, że kupujący wsuwali mi portfel do środka, żeby w ogóle zobaczyć, jaką dysponują gotówką. Teraz już tego problemu nie ma.
Dbam o swoich klientów, jak tylko potrafię. Niczego im nie wciskam na siłę, nie chcę być nachalna. Lubię się uśmiechać, nie jestem konfliktowa i chyba dzięki temu zyskałam sympatię kupujących. Ja sama uwielbiam, gdy klienci przychodzą do mnie z uśmiechem na twarzy, choć nie zawsze jest to oczywiście możliwe. Gdy widzę, że ktoś ma jakiś problem, to zawsze dopytuję co się stało, choć oczywiście nie w bezczelny sposób. Po prostu martwię się o nich, bo traktuje ich już jako starych znajomych.
A wolne chwile wykorzystuję na gimnastykę, na którą chodzę dwa razy w tygodniu. To doskonała forma rekreacji, z której tylko w mojej grupie korzysta 50 osób. To naprawdę ważne, żeby kobiety się ruszały. Ruch to zdrowie, dlatego wszystkie panie do tego gorąco zachęcam!
 
Nie żartowałam!

Marta Koźlik prowadzi sklep wspólnie z córką Gabrielą (Fot. Dariusz Nowak)
Marta Koźlik prowadzi sklep wspólnie z córką
Gabrielą (Fot. Dariusz Nowak)

Marta Koźlik z Chełma Śląskiego
Początek mojej działalności był zabawny, gdyż swój pierwszy salonik otworzyłam dokładnie 1 kwietnia, w prima aprilis. Jak się jednak okazało, nie był to żartobliwy pomysł, bo w przyszłym roku będę obchodzić 10-lecie swojej działalności. Najpierw był to mały sklep, ale stopniowo poszerzaliśmy go o nowe towary. Dla przykładu, niedawno wprowadziliśmy różne prezenty, upominki, żartobliwe gadżety. Oprócz prasy mamy też kosmetyki, papierosy elektroniczne czy znicze. Obecnie dysponujemy powierzchnią 40 metrów kwadratowych, czyli całkiem sporą, a i tak ciągle brakuje nam miejsca…
W tym samym punkcie prowadzimy też placówkę partnerską banku, w której klienci mogą załatwić praktycznie wszystko – założyć konto, wziąć kredyt, opłacić rachunki. W takiej małej miejscowości, jak Chełm Śląski, to bardzo ciekawa propozycja dla mieszkańców. Nie potrafię jednak powiedzieć, która nasza działalność jest przeważającą. Raczej obie spotykają się z podobnym zainteresowaniem.
U nas Internet nie jest jeszcze aż tak popularny, więc prasa cieszy się dużym wzięciem. Zdecydowanym numerem jeden są pisma kobiece, ale różnego typu – to nie tylko „Życie Na Gorąco”, ale też magazyny, np. „Twój Styl”. Dużo sprzedajemy też czasopism dla dzieci.
Od kilku lat w prowadzeniu sklepu pomaga mi córka Gabriela, właściwie to ona teraz przejęła władzę nad salonikiem, a ja zajmuję się częścią bankową. Ma ciekawe pomysły, jest nowoczesna. Dużo dzięki temu zyskaliśmy, mamy chociażby nowy system komputerowy z czytnikami. Wszystko możemy sprawdzać na bieżąco, nawet gdy siedzimy w domu. To bardzo ułatwia pracę.
Czasy dla handlu nie są proste, ale ja nie lubię narzekać! Dlatego cieszę się z tego co jest. Po pracy najchętniej zwiedzam Polskę wzdłuż i wszerz – takie wycieczki weekendowe, w czasie których mogę zobaczyć na przykład ruiny zamków, dają mi dużo energii.
 
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz