„Społem” Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Kielcach obchodziła w kwietniu piękny jubileusz – 95-lecie swojego istnienia. Warto przypomnieć, że w historii kieleckiej spółdzielni 24 lat temu pojawiła się również firma Kolporter, która zaczęła dostarczać prasę do społemowskich sklepów.
Rozmowa z Heleną Gontarz, prezes „Społem” PSS w Kielcach
Blisko ćwierć wieku temu gazety w sklepach spożywczych były zupełną nowością.
– Bez wątpienia. Polskim klientom sklep spożywczy kojarzył się wtedy z pieczywem i nabiałem , ale nie z prasą codzienną! Wprowadzenie jej do oferty wymagało dużej odwagi zarówno ze strony prezesa Kolportera Krzysztofa Klickiego, jak i naszej. Ponieważ jednak prezes Klicki miał taką właśnie wizję dystrybucji, a my zawsze byliśmy trochę szaleni, gazety znalazły się na ladach naszych sklepów. Pomysł zyskał akceptację klientów, a dla Kolportera był to niezły start do dalszego rozwoju. Do dzisiaj Kolporter dostarcza prasę do wszystkich sklepów kieleckiego „Społem”.
Kieleckie „Społem” kojarzy się z doskonałym Majonezem Kieleckim i Musztardami Kieleckimi, produkowanymi przez siostrzaną spółdzielnię WSP „Społem” Kielce. Ale oferta społemowskich sklepów to przecież nie tylko te dwa markowe produkty.
– Przodujemy w towarach świeżych, jak sery, nabiał i wędliny, które mamy od dostawców z całej Polski. Nasze pieczywo, opierające się na sprawdzonych recepturach i technologiach, sprzedajemy nie tylko naszych sklepach – 70 proc. trafia do innych sieci handlowych. Rozwijamy gastronomię, częściowo domową – gotowe naleśniki, pierogi, krokiety.
Jak firma z 95-letnią tradycją odnajduje się na współczesnym rynku?
– To jest łatwe i trudne zarazem. Łatwe, ponieważ za nami stoją tradycja, gwarancja, stabilność, płynność finansowa. W dzisiejszych czasach ma to duże znaczenie. Po 1989 roku powstało w Polsce dużo firm-meteorytów, które już nie działają na rynku. My natomiast jesteśmy firmą handlową, która gwarantuje dostawcy, że nic złego się zdarzy. Dzięki temu jesteśmy brani pod uwagę na pierwszym miejscu przy zawieraniu umów. Kolejną gwarancją są nasze receptury, ponieważ prowadzimy działalność nie tylko handlową, ale również produkcyjną i gastronomiczną. Pamiętam, jak w latach 90. otwieraliśmy w Kielcach bar Ludwik z pierogami i sałatkami. Sałatki to była nowość, wówczas ich nie sprzedawało się w polskiej gastronomii. Nie brakowało takich, którzy mówili, że to głupota, bo w modzie były przecież fast foody. Zmienili zdanie, gdy zobaczyli kolejki młodych stojących po sałatki i pierogi. Jak widać, potrafimy łączyć tradycję z nowoczesnością.
Ale tak łatwo cały czas przecież nie było.
– Najtrudniejsze były początki lat 90. ubiegłego wieku. W 1990 roku Sejm przyjął ustawę likwidującą centralę spółdzielni społemowskich. A to, co było centralne, miało dwie wartości – centralny hurt, logistykę i centralne inwestycje. Tymczasem „Społem” podzielono na małe spółdzielnie, które musiały sobie radzić same. Wiele z nich temu nie podołało. Na przykład w województwie świętokrzyskim zostało tylko 5 spółdzielni, a upadło 7. W samych Kielcach z 4 tysięcy ludzi zostało 700 osób. W tamtych latach firmy zagraniczne były lepiej traktowane niż polskie. Polskie spółdzielnie, taka jak nasza, były z góry skazane przez ówczesnych decydentów na to, żeby nie być konkurencją dla dużych sieci. Tylko że potężni konkurenci okazali się dla nas niezłymi nauczycielami. Podpatrywaliśmy ich. Zachodni handlowcy do pewnych form promocji, np. gazetek ofertowych, dochodzili latami, a my niemal z dnia na dzień skorzystaliśmy z ich pomysłu. Pewne rzeczy robiliśmy więc intuicyjnie, inne podpatrywaliśmy, a jeszcze inne ze złości, że konkurencji jest łatwiej. Z drugiej strony, gdyby nam było łatwiej, prawdopodobnie dopadłaby nas konkurencja. Paradoksalnie pomogło nam to, że nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak silny jest przeciwnik, a on nas też trochę zlekceważył. Może też dlatego przetrwaliśmy. Dzisiaj myślę, że pomogła nam również zachłanność. Trzeba być zachłannym na życie, na to, co się robi, na firmę. I jeszcze mieć szczęście do ludzi, z którymi się pracuje.
Jak Pani ocenia kondycję kieleckiego „Społem” w roku jubileuszu?
– Firma daje sobie znakomicie radę, wszystkie razy, które otrzymaliśmy, tylko nas wzmocniły. Przed laty najbardziej bolały pełne zdziwienia pytania: „Społem? To wy jeszcze istniejecie?”. Dzisiaj jesteśmy w dobrej kondycji i z perspektywami. I wracają do nas klienci, którzy uważają, że „Społem” to dobra wędlina i miła obsługa. A nad jakością obsługi pracujemy cały czas. Jeśliby klient miał jakieś zastrzeżenia do towaru, może go w każdej chwili zareklamować, u ekspedientki albo nawet u mnie. W dużych sieciach miałby z tym większe problemy.
Rozmawiał Grzegorz Kozera