Przedstawiamy najlepszych sprzedawców prasy współpracujących z Oddziałem Białostockim Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Z handlem związali swoje życie wiele lat temu. I czy prowadzą jeden kiosk, czy też całą sieć sklepów – na brak pracy i klientów nikt z nich nie nie narzeka.
Zrelaksowana bez urlopu
Zdzisława Kowalczuk z Brańska
– Z handlem jestem związana już od 18 lat. Wcześniej pracowałam jako księgowa. Ale mój zakład pracy został zlikwidowany i musiałam szukać nowego zajęcia. Przez 16 lat prowadziłam działalność współpracując z inną firmą, a teraz już trzeci rok jestem związana z Kolporterem. Swój kiosk prowadzę w centrum miasta. To bardzo dobry punkt, od lat jest właściwie moim drugim domem. Większość osób, które u mnie kupują, to stali klienci. Gazety podaję im już bez słowa, bo doskonale wiem, o co poproszą. Bardzo ich wszystkich lubię.
Kiosk jest czynny od godziny 6 do 17. Wstaję więc bardzo wcześnie, bywa, że rano przed wyjściem do pracy muszę jeszcze ugotować obiad. Już się jednak przyzwyczaiłam do takiego rozkładu dnia. Nie jest łatwo, ale lubię swoją pracę. Właściwie w całym roku mam wolne tylko dwa dni: Boże Narodzenie i pierwszy dzień Wielkanocy. Tak jest, odkąd prowadzę własną działalność. Ale tak to już bywa: jeżeli człowiek chce coś w życiu osiągnąć, to musi ciężko pracować. Poza tym klienci też się przyzwyczaili, że drzwi mojego kiosku zawsze zastaną otwarte. W dobie tak dużej konkurencji, trzeba być ciągle dyspozycyjnym, punktualnym. Na szczęście jakoś udało mi się pogodzić życie rodzinne i pracę.
Oprócz gazet można u mnie kupić wiele innych rzeczy – znicze, kosmetyki, środki higieny, artykuły szkolne, słodycze, leki. Jeśli chodzi o prasę, wybór tytułów jest bardzo duży. I sprzedają się dobrze. Często dzwonię do Kolportera z prośbą o więcej egzemplarzy, bo potrafi się sprzedać nawet sto sztuk jednej gazety.
Jedynym mankamentem może wydawać się to, że tyle lat pracuję bez urlopu. Ale klienci twierdzą, że zawsze wyglądam na zrelaksowaną. Poza tym, zwiedziłam już kiedyś trochę świata i to mi wystarczy. A na odrobinę relaksu zawsze uda mi się znaleźć czas.
Udało się rozkręcić biznes
Jerzy Dunaj z Białegostoku
Minęło 12 lat, odkąd swoje życie zawodowe związałem z handlem. Zaczynałem w 2002 roku, kiedy otwierałem swój pierwszy sklep. Pracy było wtedy naprawdę dużo. Sam stałem za ladą, trzeba było rozkręcać interes. Ale udało się. Dziś prowadzę sieć sklepów spożywczych i monopolowych. Zatrudniam w tej chwili 50 osób. Choć sam już nie stoję za ladą, to pracy ciągle mam sporo. Trzeba przecież tym wszystkim zarządzać.
W czterech naszych sklepach prowadzimy także sprzedaż prasy. Mamy wybór kilkudziesięciu tytułów, dzienniki, tygodniki, prasę kobiecą. Teraz, gdy mój biznes już trochę okrzepł, mam trochę więcej wolnego czasu. Pracuję mniej więcej po 10 godzin dziennie, nie muszę już być pod telefonem przez całą dobę. Dzięki temu mam więcej czasu dla rodziny, bo to właśnie jej poświęcam swoje wolne chwile.
Już nie pracuję po nocach
Adam Łukaszewicz z Białegostoku
W 1999 roku spróbowałem swoich sił w handlu i tak już zostało. Od początku pracowałem „na swoim”. Razem ze wspólnikiem zaczynaliśmy od jednego sklepu ogólnospożywczego. W tej chwili prowadzimy ich już trzynaście, w Białymstoku i okolicach. Dajemy pracę ponad stu osobom. Na początku pracowaliśmy od rana do wieczora, a często także nocami. Poznał to chyba każdy, kto prowadzi własny biznes. Z czasem udało nam się jednak tak wszystko poukładać, że każdy z naszych pracowników wie, co ma robić i każdy jest odpowiedzialny za własny „odcinek”.
Prawie we wszystkich naszych sklepach sprzedajemy też prasę. Jak na tego rodzaju sklep, to jest jej naprawdę sporo, po dwa – trzy stojaki. Mamy duży wybór: dzienniki, tygodniki, miesięczniki. Asortyment niemały i naprawdę wystarczający na tak duże punkty.
Czas wolny, który udaje mi się wygospodarować, lubię poświęcić na podróże. Staram się jak najwięcej zwiedzać, zarówno w kraju, jak i za granicą.
Dzieci to nasi najważniejsi klienci
Anna Bielenica z Białegostoku
W 2001 roku razem z mężem otworzyliśmy kiosk. I tak trwamy w tym samym miejscu już trzynaście lat. Punkt jest dobry, blisko są przystanek, przedszkole, duży parking. Moi główni klienci to dzieci i ich rodzice. Niektórzy kupują u mnie od początku istnienia kiosku. Oprócz prasy w asortymencie mam też sztuczną biżuterię, zabawki i różne dziecięce akcesoria. Dostosowałam ofertę do klientów. Bo trzeba o nich dbać. A oprócz odpowiedniego towaru na półkach, potrzebny jest też dobry sprzedawca: uśmiechnięty, potrafiący słuchać. Ludzie dziś potrzebują się wygadać, wyżalić. Każdy ma jakieś problemy.
Tytułów gazetowych mamy dużo. Najwięcej sprzedajemy oczywiście wydawnictw dla dzieci. W tej chwili hitem jest kolekcja „Angry Birds”, świetnie sprzedają się też albumy i karty z piłkarzami. Dzieciaki już biegają i szukają kolekcji na sezon 2014/15. Oprócz wydawnictw dziecięcych mam jednak też sporo prasy kobiecej i młodzieżowej. Rankami sprzedaję natomiast więcej dzienników.
Mój kiosk jest czynny od poniedziałku do soboty. W tygodniu otwieramy już o godzinie 6. W tym miejscu ruch jest od świtu, bo naprzeciwko mamy ryneczek warzywny, więc ludzie kręcą się od wczesnego poranka. Kiedyś otwierałam też w niedziele, ale doszłam do wniosku, że jednak przez ten jeden dzień w tygodniu trzeba odpocząć. Poza tym mam trzyletniego syna, któremu też muszę poświęcać czas. Nie mam więc kiedy odpoczywać. Na szczęście w kiosku pomaga mi pracownica.
Monika Wojniak-Żyłowska