Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Lubelskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Z handlem związali swoje życie wiele lat temu. Pracy poświęcają prawie cały swój czas, ale nie narzekają, bo właśnie ona daje im największą satysfakcję.
Dobrze być na swoim
Michał Czanasz z Dęblina
W handlu pracuję już około 10 lat i tyle samo czasu jestem związany z Kolporterem. Przez ponad osiem lat pracowałem u znajomego, a później – gdy on zdecydował, że wyjeżdża za granicę – przejąłem jego interes. I teraz jestem na swoim. W moim sklepiku można kupić prasę, artykuły papiernicze, znicze, mam też punkt ksero. Zwiększyłem asortyment, gdy zostałem właścicielem i dzięki temu przybyło mi klientów. W najbliższej okolicy właściwie tylko ja sprzedaję prasę. Dużo kiosków w ostatnim czasie zostało zamkniętych i większość ich klientów przeszła do mnie.
W ofercie mam około 900 tytułów. Najlepiej sprzedają się tygodniki typu „Chwila dla ciebie” czy „Życie na gorąco”. Ale ludzie chętnie kupują też „Angorę”, „Wprost”, pisma motoryzacyjne. Duża jest sprzedaż krzyżówek. Kupują je głównie osoby starsze. Teraz, jesienią, gdy każdy spędza więcej czasu w domu, ta sprzedaż jeszcze wzrasta. Klienci chwalą, że u nas mają największy wybór. Zresztą zawsze, gdy czegoś brakuje, mogę to dla nich sprowadzić na zamówienie. To samo dotyczy też gazet.
Odkąd prowadzę własny biznes, mam więcej pracy, większa jest też odpowiedzialność. Ale kiedy pracuje się na własny rachunek, człowiek jest bardziej zadowolony. To prawda, że większość czasu poświęcam firmie. Na szczęście wspomaga mnie żona, więc jakoś sobie radzimy, dzieląc się obowiązkami.
Troszczę się o klientów
Elżbieta Machoń z Kraśnika
Przez dziesięć lat pracowałam w tej branży, będąc zatrudniona u kogoś. Aż w końcu pomyślałam, że chyba dość dobrze znam się na tym, co robię i w 2010 roku założyłam własną działalność. I bardzo jestem z tej decyzji zadowolona! Prowadzę w Kraśniku nieduży salonik, wolnostojący. Mieści się na osiedlu. Mam tu stałych klientów, do których jestem bardzo przywiązana. Część z nich przeszła za mną, gdy zmieniałam miejsce pracy, otwierając własny punkt. Uwielbiam pracę z ludźmi, bezpośredni kontakt z nimi. Zawsze jestem życzliwa, troszczę się o moich klientów, mam dla nich miłe słowo na powitanie.
W saloniku jestem codziennie. Prowadzimy go razem z córką. W dni powszednie jest czynny od godz. 8 do 20, w soboty do 19. W niedzielę też otwieramy na pięć godzin, bo mamy punkt Lotto. Prawda, że trudno wygospodarować urlop, ale jakoś sobie radzimy. Od niedawna zatrudniamy pracownicę. Ale klienci tak się przyzwyczaili do mojej obecności w saloniku, że gdy np. w niedzielę sprzedaje córka, to pytają ją, gdzie jest mama.
W ofercie mamy oczywiście prasę, papierosy, drobne upominki, kartki, torebki, artykuły papiernicze, trochę kosmetyków. Współpracujemy też z zagranicą. Raz w tygodniu wysyłam polską prasę do księgarni do Włoch. Polacy, którzy mieszkają w Italii, dostają od nas „Angorę”, „Party”, „Show”, książki, krzyżówki, ale też np. kartki świąteczne.
Wolne chwile najchętniej spędzam w ogrodzie. Robię wtedy… prasówkę.
Setki klientów dziennie
Joanna Paterek z Chełma
W tej branży przepracowałam już ładny kawałek czasu. Jestem z nią związana od 1995 roku. Od kilkunastu lat współpracuję z Kolporterem. I przez cały ten czas jestem „na swoim”. Pracy mam sporo, ale wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Kiedyś miałam trzy punkty, teraz prowadzę tylko jeden. To kiosk w samym centrum miasta, przy deptaku. Rotacja klientów jest tu ogromna. Dokładnie nie potrafię zliczyć, ilu ich przewija się dziennie przed moim okienkiem, ale na pewno są to setki. Myślę, że ponad 70 procent z nich to stali klienci.
Asortyment – jak to w kiosku – jest różnorodny: prasa, artykuły papiernicze, szkolne, doładowania do telefonów, trochę artykułów chemicznych. Gazety sprzedają się bardzo dobrze. Najlepiej – prasa lokalna. Mamy tu dwa tygodniki, które wychodzą w poniedziałki i wtorki. Od razu są rozchwytywane. Wysoka jest też sprzedaż prasy kobiecej. Nieźle sprzedają się dzienniki, zwłaszcza, jeśli jest w nich jakiś atrakcyjny tematycznie dodatek. Można powiedzieć, że jestem na gorącej linii z oddziałem, bo zawsze domawiam coś ze zwrotów.
Mój kiosk jest czynny od godziny 6 do 19. W niedzielę nie otwieram, odpoczywam. Wolny czas poświęcam córce i trosce o dom. Lubię czytać, ale na to niestety mam najmniej czasu.
Całe życie w handlu
Jolanta Leszczyńska z Lublina
Można powiedzieć, że handel to moje życie. Zaczęłam w 1978 roku, od pracy w kiosku. Później zmieniałam branżę, przez dziesięć lat byłam zatrudniona w sklepie mięsnym. A od 1992 roku pracuję w tym samym miejscu, w kiosku na lubelskim osiedlu. Najpierw byłam pracownicą, teraz jestem właścicielką. Kocham to, co robię, kontakt z ludźmi. Wszyscy mnie tutaj znają. Bywa, że panie zostawiają u mnie klucze dla męża czy dzieci, albo zaglądają i pytają, czy mąż już kupił gazetę. Wiem, jakie gazety czytają moi stali klienci. Właściwie jest tu u mnie jak w rodzinie.
Przez te wszystkie lata wiele się w handlu zmieniło, także jeśli chodzi o sprzedaż prasy. Gdy zaczynałam, przed kioskiem ustawiały się kolejki kobiet, które chciały kupić gazety. A tytułów do wyboru było niewiele: „Przyjaciółka”, „Kobieta i Życie”, „Panorama”. Chowało się te gazety pod ladę dla znajomych! Teraz wybór jest ogromny, a pomimo tego prasa u mnie sprzedaje się bardzo dobrze. Rzadko coś zalega na półkach. Kolporter dba o mnie, zawsze dostarcza gazety na czas, często zamawiam też coś dodatkowo dla moich klientów.
Czasu wolnego mam niewiele. Jeśli już go wygospodaruję, to lubię pójść na grzyby czy pojeździć na rowerze. Najchętniej jednak wolne chwile poświęcam wnukom.
EK