cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Pokaż mi, jak udajesz

Praktycznie trudno sobie wyobrazić życie współczesnego człowieka bez udawania. Udajemy w domu, pracy i przebywając wśród przyjaciół. Udawać uczymy się już od najmłodszych lat.

Fot. istockphoto.com

Fot. istockphoto.com

 

Dla większości z nas jedną z rzeczy szczególnie ważnych w życiu jest szczerość. Oczekujemy szczerości i uczciwości, co oczywiste, od bliskich, ale także od ludzi z dalszego otoczenia. Szczerość zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa. Dopóki wierzę, że otaczający mnie ludzie są szczerzy, potrafię przewidywać i kontrolować swój świat. Tymczasem badania psychologów, ale i potoczne obserwacje pokazują, że naszym codziennym doświadczeniem jest raczej udawanie niż prostolinijna otwartość. Wybitny polski psychiatra Antoni Kępiński pisał, że stosunki międzyludzkie powszechnie i nieuchronnie związane są z maskowaniem uczuć, z zachowywaniem pozorów i dostosowywaniem się do oczekiwań społecznych.
Udajemy od dziecka
W życiu społecznym określa się, które z zachowań przejawianych przez członków danego społeczeństwa są pożądane, a które są odrzucane. I już od najwcześniejszego wieku dzieci uczone są zachowań zgodnie z powyższym podziałem – na akceptowane i negowane (karane). Maluch nadmiernie domagający się uwagi ze strony rodziców, w końcu otrzymuje klapsa (dosłownego lub emocjonalnego), natomiast „grzeczny dzidziuś” robiący siusiu do nocniczka, (a nie w pieluchę) bez wątpienia zostanie nagrodzony. Kolejnym etapem nauki zachowań społecznych staje się uczenie się „udawania” oczekiwanych emocji, zachowań czy przekonań. Dzięki udawaniu dziecko, a potem dorosły, uzyskuje to, na czym mu zależy. Udajemy zatem, że „z prawdziwą przyjemnością” widzimy niezbyt lubianą ciotkę, bawią nas dowcipy szefa czy zgadzamy się z różnymi poglądami kolegów z pracy.
Profesor Andrzej Szmajke w książce „Autoprezentacja. Maski, pozy, miny” przytacza badania wskazujące, że właściwie trudno sobie wyobrazić życie współczesnego człowieka bez udawania. Publiczne interakcje wymagają bowiem respektowania zasad dotyczących zachowań w praktycznie każdej sytuacji społecznej. Inny psycholog i filozof – Erich Fromm, już w latach czterdziestych ubiegłego wieku, twierdził, że człowiek skazany jest na nieustanny wybór pomiędzy wolnością a bezpieczeństwem. Wolność grozi samotnością – a z nią sobie jako gatunek raczej nie radzimy, natomiast życie społeczne skazuje nas na konieczność ciągłego dopasowywania się do oczekiwań innych. Im społeczeństwo staje się bardziej „cywilizowane”, a grupy ludzkie coraz większe, tym bardziej zakres zachowań wymagających określonych reakcji także się powiększa, tzn. tym częściej musimy udawać.
Różne role w różnych rolach
Udajemy zatem w domu, wśród bliskich – „kochanego syneczka” czy „posłuszną córkę”, następnie w pracy czy np. wśród przyjaciół itd. kreujemy kolejne role. Co ciekawe, nasze role nie są rozpisane na stałe i w różnych sytuacjach życiowych, w różnych grupach, możemy prezentować zupełnie inną osobę. Bowiem głównym celem udawania jest wywołanie jak najlepszego (dla nas) wrażenia na innych. Zatem, w zależności od tego, jak w danej sytuacji zdefiniujemy „najlepsze wrażenie”, tak bardzo różne mogą być środki, do jakich się odwołamy. Ta sama kobieta w pracy może prezentować siebie jako bardzo silną osobę, łatwo podejmującą decyzje i sprawnie sobie radzącą w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Jednocześnie w życiu prywatnym, powiedzmy – na randce, może być słabą kobietką z trudnością decydującą o wyborze menu. Podobnie mężczyzna powszechnie uważany w firmie za „genialnego, wszechstronnego pracownika”, w domu nie potrafi „zagotować wody bez spalenia czajnika”. Obie te osoby udają, dla osiągnięcia określonych, w tym wypadku łatwych do przewidzenia, korzyści.
Udawanie, samo w sobie, nie jest niczym złym. Pomaga nam dostosować się do grupy. Sprawia także, że innym jest z nami łatwiej. Lepiej rozumieją nasze zachowania, potrafią je przewidywać. Staje się złe, kiedy udajemy z powodu niewłaściwych intencji. Na przykład, jeśli jedynym celem udawania jest wykorzystanie innych (lub posiadanych przez nich jakichkolwiek zasobów – pieniędzy, miłości, władzy, itd.).
Udawanie czyli autoprezentacja
Zachowywanie pozorów, odgrywanie różnych ról czy zakładanie masek, innymi słowy – udawanie, może przejawiać się co najmniej na dwa sposoby. Jeden z nich, popularnie częściej kojarzony z określeniem „udawanie”, to synonim oszukiwania, czyli świadomego wprowadzania drugiej strony interakcji w błąd. Natomiast drugi, związany raczej z prezentowaniem różnych aspektów osobowości danego człowieka, różnych person w nim ukrytych, nazywany jest autoprezentacją. Przywoływany już prof. A. Szmajke definiuje autoprezentację jako: podejmowanie działań ukierunkowanych na zarządzanie wrażeniem wywieranym na partnerze interakcji, by poprzez to kontrolować reakcje partnera skierowane na siebie. Innymi słowy, wyraźnie odkreśla proces autoprezentacji jako definiowany poprzez budowanie pożądanego (dla danej sytuacji) wrażenia, jednakże nie połączony z celowym wprowadzaniem w błąd. W tak rozumianej autoprezentacji wykorzystujemy adekwatne dla sytuacji, ale realnie posiadane atuty. Osoba wykorzystująca autoprezentację, np. sprzedawca w sklepie, poprzez właściwy dobór słownictwa może podkreślać swoją solidność, wiedzę czy znajomość branży. Podobnie jak kandydat na stanowisko, podczas rozmowy rekrutacyjnej „wspiera się” poprzez sięganie do takich atutów, jak: strój, wykorzystanie wiedzy w zakresie mowy ciała czy mimiki. Jednakże obaj – i handlowiec, i kandydat do pracy – posiadają w swoim repertuarze prezentowane zachowania bądź wiedzę. Jeśli nie, jeśli sprzedawca nie jest fachowcem w swojej dziedzinie, a kandydat nie posiada kwalifikacji wymaganych na stanowisku o które się ubiega, mówimy o oszustwie nie zaś o autoprezentacji. To ważne rozróżnienie, bowiem coraz częściej miewamy do czynienia, także w handlu, z ludźmi, którzy stosując pospolite oszustwo, twierdzą, że tylko posługują się autoprezentacją.
Czy wierzymy sprzedawcom?
Jeśli wszyscy tak łatwo i często udajemy, to czy naprawdę wierzymy w to, co inni nam prezentują? Przecież powinniśmy mieć świadomość, że oni zapewne także tylko coś przed nami odgrywają. I otóż okazuje się, że tak właśnie jest. Wiemy, że ludzie czasem trochę koloryzują, trochę przesadzają, a nawet zupełnie „kłamią w żywe oczy”. I po prostu to akceptujemy. Bo tak jest nam wygodniej. To się nam opłaca. Dzięki temu unikamy wielu konfliktów, nieprzyjemnych konfrontacji, konieczności tłumaczenia się z własnych kłamstw, a przede wszystkim nie musimy każdorazowo analizować (niczym mistrz szachowy) implikacji wynikających z: 1 – uwierzenia w to, co ktoś mówi; 2 – nieuwierzenia w to, co ta osoba mówi; 3 – uwierzenia tylko częściowo itd. A na to najczęściej po prostu szkoda nam czasu. Łatwiej więc jest założyć, z pewnym szacunkowym prawdopodobieństwem, że nasz rozmówca np. zrobi to, co obiecał.
Tak również budowane są relacje w handlu – klient zakłada, że sprzedawca nieco podkoloryzował (im niższy status handlowca tym zakładana wielkość „oszustwa” jest większa). Jeśli poprosisz znajomych, aby opisali Ci, jakie cechy są niezbędne do bycia dobrym sprzedawcą, na pewno usłyszysz: „umieć obiecywać (nawet bez pokrycia), potrafić tak podkoloryzować sprzedawany produkt, aby kupujący się na niego złapał, nie przejmować się opiniami innych” itd. Co ciekawe – sami handlowcy podają podobne sformułowania: „czasem mijam się z prawdą, jeżeli to przyspieszy sprzedaż”.
Również sprzedawca nie do końca wierzy w deklaracje klienta. Przecież gdyby naprawdę wierzył, że klient nie chce niczego kupować, to nie traciłby na niego czasu. Jeśli jednak uznamy, że sprzedawca wie, że klient tylko udaje (no bo, po co przyszedł do sklepu?) zrozumiałe staje się jego zainteresowanie potrzebami klienta.
Można powiedzieć, że to pewien rodzaj społecznej gry: ja udaję, ty wiesz, że ja udaję, ale udajesz, że mi wierzysz, a ja udaję, że wierzę tobie itd.
Mistrzowie udawania
Mimo że wszyscy udajemy, nie wszyscy robimy to równie skutecznie. I w tej dziedzinie, jak w każdej innej, są mistrzowie i przeciętniacy. Mistrzem udawania był na przykład tytułowy bohater jednego z kultowych filmów Woody’ego Allena. Leonard Zelig niczym kameleon przebywając w otoczeniu określonej grupy osób (np. lekarzy, Greków, czarnych), niemal automatycznie przyjmował charakterystyczny dla tej grupy sposób zachowania, a nawet upodabniał się do swoich towarzyszy fizycznie. Czasem, również w prawdziwym życiu, zdarza się spotkać osoby przejawiające niezwykłą umiejętność nawiązywania kontaktu i budowania relacji poprzez dopasowywanie się do oczekiwań otoczenia. Tacy ludzie opanowali sztukę udawania na bardzo wysokim poziomie.
Psychologowie wśród czynników sprzyjających nauce udawania, oprócz cech osobowości i inteligencji, wymieniają np. liczbę dzieci w rodzinie i kolejność urodzin – im więcej dzieci, i im dziecko w kolejności później urodzone (z wyjątkiem ostatnich), tym umiejętności społeczne, również udawanie – wyższe. Co jest logiczną konsekwencją faktu, że w licznej rodzinie, jeśli chce się coś wywalczyć, szybko trzeba opanować sztukę odczytywania intencji innych i umiejętność dopasowywania się do tych intencji.
Pocieszającym jest fakt, że również w dorosłym życiu, poprzez ćwiczenia, treningi i nowe doświadczenia, mamy szansę poprawić swoje umiejętności społeczne, a więc także umiejętność udawania. I dzięki temu przybliżyć się o krok do mistrzostwa.
Bez znaczenia jest, że inni ludzie i tak tylko udają, że nam wierzą.
Małgorzata Wirecka-Zemsta

Dodaj komentarz