Rozmowa z Grzegorzem Kaczmarkiem, kontrahentem Kolportera, który już ćwierć wieku sprzedaje prasę mieszkańcom Łodzi.
Działa pan na rynku już chyba bardzo długo?
Owszem, około 25 lat. Prowadzę punkt, który przejąłem po mamie. Jest trochę nietypowy. Nie ma okienka, ani wejścia do środka. Prasa jest wyeksponowana na zewnątrz: na stojakach i dwóch dużych stołach. Na szczęście mój punkt mieści się w zadaszonym budynku, więc aura nie ma znaczenia.
Dla klientów to chyba dobre rozwiązanie, bo mogą dokładnie obejrzeć wszystkie tytuły.
Zgadza się. Wszystkie pisma są bardzo dobrze widoczne. Klienci mogą dotknąć gazet, przejrzeć je, spokojnie, bez pośpiechu zdecydować, co kupić. A jest w czym wybierać, bo w ofercie mam około 1100 tytułów. A jeśli czegoś akurat nie ma, to zawsze mogę sprowadzić na prośbę klienta.
Podobno przed pana punktem ustawiają się kolejki po gazety? Nie oszukujmy się, dziś to rzadki widok.
To prawda, zdarzają się kolejki. Zwłaszcza w piątki. Bardzo dobrze sprzedaje się wtedy weekendowe wydanie Expressu Ilustrowanego. Bywało, że dzienna sprzedaż sięgała 400 sztuk, teraz sprzedaję zawsze 250-280. Wysoka sprzedaż jest także w poniedziałki, gdy ludzie chętnie sięgają z kolei po poweekendowe wydania. Bardzo dobrze schodzą też tygodniki, miesięczniki.
Czym pan przyciąga klientów?
Sam fakt, ze jestem w tym samym miejscu już tak długo, nie jest oczywiście bez znaczenia. Mam wielu stałych klientów, którzy lubią u mnie kupować. Bardzo ważna jest właściwa obsługa klientów, odpowiednie podejście. Priorytet to uprzejmość w stosunku do ludzi. Nikt nie lubi niegrzecznych sprzedawców. Trzeba być komunikatywnym, uśmiechniętym, dowcipnym – ale też z wyczuciem, bo niektórych ludzi łatwo urazić. Zdarza się, ze dla pewnych osób jestem tka ścianą płaczu, powierzają mi swoje smutki, kłopoty. Trzeba ich cierpliwie wysłuchać. Poza tym jestem też dla moich klientów doradcą. Staram się podpowiedzieć, co można lub warto kupić. Jeśli ktoś zastanawia się, czy wydać odrobinę więcej pieniędzy na gazetę z dołączonym filmem, to uświadomię mu, że idąc z rodziną do kina musiałby wydać znacznie wyższą kwotę. A płytę kupi taniej i na dodatek może oglądać wielokrotnie. Ale też nie naciągam ludzi na zbędne wydatki, czasem nawet odradzam jakiś zakup, jeśli uważam, że klient będzie później z niego niezadowolony. Jestem szczery i ludzie to doceniają. Dla stałych klientów mam teczki, do których odkładam zawsze ich ulubione pisma. Głównie są to dzienniki, tygodniki, ale też wydawnictwa kolekcjonerskie. Oczywiście jeśli jakiejś gazety zabraknie lub klient nie zdąży przyjśc na czas, by ją kupić, zawsze mogę ją dla niego sprowadzić. Dla mnie to żaden kłopot, a klienci wiedzą, że mogą na mnie liczyć.