Departament Sieci Własnej Kolportera co miesiąc wybiera najlepszych partnerów prowadzących saloniki prasowe i salony Top-Press. Oceniane są m.in. wysokość sprzedaży i jakość obsługi klientów. W tym numerze przedstawiamy laureatów kolejnej, październikowej edycji konkursu „Partner Roku”.
Niezwyciężona
Małgorzata Lis ze Wschowej
Intensywna praca pani Małgorzaty oraz jej personelu przynosi niezwykłe efekty, ale też… stwarza dużo problemów autorom „Naszego Kolportera”. Bo powoli brakuje nam słów, którymi moglibyśmy oryginalnie skomentować sukcesy partnerki z granicy województw lubuskiego i wielkopolskiego (w obu regionach prowadzi swoje saloniki). Ona handel ma we krwi! Zaczynamy już gubić się w naszych rachunkach, ile razy w ostatnich miesiącach gościła w tej rubryce, ile razy w swoim rejonie stawała na najwyższym stopniu podium. I to z różnymi swoimi salonikami, bo pani Małgorzata obecnie zarządza czterema punktami. – Mam doskonałych pracowników, bez nich te dobre wyniki byłyby niemożliwe, aczkolwiek muszę przyznać, że czasami zachowuję się jak sroga szefowa… – śmieje się partnerka ze Wschowej. To jednak wszystko w ramach wspólnego dobra – pani Małgorzata nieustannie stara się wdrażać najnowsze standardy obsługi klientów, bo to przynosi widoczne rezultaty. A wie, jak to robić, bo sama „stoi za ladą” i zna zasady handlu prasą od podszewki.
Najważniejsze w tej pracy jest jednak to, żeby oprócz własnej samokontroli i dyscypliny, czuć do niej sympatię. – Ja to po prostu lubię to robić. Spełniam się w tej pracy, dobrze się czuje jako handlowiec. Ważne jest także rzetelne podejście do swoich obowiązków. Staram się być skrupulatna, nic nie odkładam na później – zdradza swoją receptę na sukces. Niestety, czasami praca odbija się na rodzinie, ale tu Małgorzata Lis może liczyć na dużą wyrozumiałość ze strony swojego męża i dzieci. Oni doskonale widzą, jak świetnie w salonikach czuje się ich żona i mama, a do tego partnerka Kolportera swoim optymizmem zaraża innych. Nawet dostawcy prasy przyzwyczaili się już do bezustannego uśmiechu, który widnieje na twarzy pani Małgorzaty, co na początku współpracy nieco ich dziwiło. Dzisiaj na uśmiech odpowiadają uśmiechem i… O to chodzi!
Niezwykła odmiana
Paweł Pidperyhora
Jego, a właściwie ich, przygoda z handlem trwa już kilka lat. Dlaczego „ich”? Bo wielki, wręcz największy wkład w sukces ma żona pana Pawła – Urszula. To ona zarządza salonikami i dba o ich rozwój. Obecnie małżeństwo posiada trzy saloniki. – Dwa mamy już dłuższy czas, jeden pojawił się nagle w połowie 2013 roku. Ten punkt był wcześniej bardzo niedochodowy – śmieje się pani Urszula. Ale to właśnie ten salonik został nagrodzony w konkursie! – Włożyliśmy trochę pracy, poukładaliśmy wszystko po naszemu i zaczęło to przynosić efekty. Wcześniej punkt był zaniedbany, nawet prasa była niepoukładana – zdradza Urszula Pidperyhora.
Ten punkt jest tylko przejściowy. Dlaczego? – Mamy saloniki prasowe w Kluczborku i Byczynie, a do Opola musimy dojeżdżać spory kawałek. To męczące, dlatego niebawem oddamy go komuś innemu, ale… Nie ukrywam, że chętnie poprowadzilibyśmy trzeci punkt, gdyby tylko był bliżej nas. Kto wie, może niebawem pojawi się taka szansa? – mówi pani Urszula. Tak pewnie się stanie, bo ci partnerzy doskonale znają się na handlu prasą. Oni po prostu lubią to robić, a do tego mogą liczyć na wsparcie innych osób. – Mamy znakomitych pracowników, którzy są bardzo aktywni i zaangażowani, a do tego potrafią samodzielnie radzić sobie z problemami. Gdy widzą jakiś kłopot, natychmiast dogadują się między sobą i go rozwiązują. Stworzyliśmy fajny zespół, dlatego praca jest dla mnie czystą przyjemnością. Lubię też bardzo kontakt z naszymi klientami – przyznaje. Ponadto gdy personel bierze odpowiedzialność za firmę, to zarządzający mogą od niej chwilami nieco odpocząć. – Razem z mężem i czteroletnią córką dwa razy w roku robimy wypady na wakacje, najchętniej za granicę. Uwielbiamy ten rodzaj wypoczynku – dodaje Urszula Pidperyhora.
Z Białegostoku do stolicy
Grażyna Trofimiuk z Warszawy
To zupełnie nowa postać w branży, ponieważ handlem prasą zajmuje się dopiero od maja 2013 roku. Kontakt z Kolporterem miała już jednak wcześniej – 5 lat temu przeszła organizowane przez tę firmę szkolenie dla nowych partnerów. – Ale do współpracy nie doszło, bo niespodziewanie dostałam propozycję innej pracy. Po kilku latach sytuacja uległa zmianie i zostałam bezrobotna. Wtedy postanowiłam odnowić kontakty z Kolporterem – wspomina pani Grażyna. Był z tym jednak problem, gdyż w Białymstoku, gdzie mieszka, nie było żadnego wolnego punktu. – Usłyszałam, że w Warszawie jest ich kilka i uznałam, że może warto spróbować – dodaje. Z Białegostoku nie wyprowadziła się jednak całkowicie, ale dzisiaj zdecydowanie więcej czasu spędza w stolicy.
Na początku pracowała w saloniku w Carrefourze, dzisiaj prowadzi punkt przy ulicy Mickiewicza. – Nie miałam problemów z adaptacją, w swoim życiu już kilka razy miałam do czynienia ze sprzedażą bezpośrednią. Oczywiście był to trochę inny rodzaj handlu, ale nabrałam doświadczenia i obycia z klientami. To mi pomogło – mówi. Z aklimatyzacją w Warszawie też nie było większych kłopotów. – W młodości dużo czasu spędziłam w tym mieście, zawsze czułam sentyment do naszej stolicy. To wielkie miasto, ale odnajduję się w nim, dobrze się tutaj czuję. Nie mogę narzekać, zwłaszcza że w pracy zaczynam osiągać pierwsze sukcesy. To mi sprawia dużą satysfakcję – przekonuje Grażyna Trofimiuk. Po pracy partnerka z Warszawy uwielbia słuchać muzyki klasycznej, czyta także książki. Nie ma swojego ulubionego gatunku, aczkolwiek zazwyczaj oddaje się lekturze powieści.
Czy napisze książkę?
Halina Kołodziej z Dębicy
Swoją działalność rozpoczęła w 2002 roku. – Jak to zwykle bywa, przypadkiem. Byłam na etapie poszukiwania pracy, a mąż w „Gazecie Wyborczej” zobaczył ogłoszenie. Pomyślałam, że to się może udać, bo nasz znajomy miał ciekawy lokal do wydzierżawienia. Zgodził się nam go wynająć i podpisaliśmy umowę z Kolporterem – wyjaśnia. Praca w handlu bardzo się pani Halinie spodobała. – Ja chyba mogłabym to robić już zawsze – śmieje się. Dlatego gdy znajomy wyraził chęć sprzedaży lokalu, natychmiast zdecydowała się go odkupić. Potem otworzyła także kolejne punkty, ale one okazały się znacznie mniej rentowne, dlatego już ich nie prowadzi. Dzisiaj zajmuje się salonikiem zlokalizowanym przy ulicy Rzeszowskiej, czyli na jednym z osiedli Dębicy. – To bardzo dobra lokalizacja, która sprawia, że mam mnóstwo stałych klientów. Oj, mogłabym książkę napisać na podstawie rozmów z kupującymi. To bardzo ciekawi ludzie, ale czasami ze słuchacza muszę zamienić się w doradcę. To też interesująca strona tej pracy – mówi.
Handel jej nie męczy, wręcz przeciwnie – sprawia dużo radości. – Być może to już rutyna, ale naprawdę nie wyobrażam sobie dzisiaj innej pracy. Nie czuje się też zmęczona, bo w saloniku pracujemy na zmianę ze swoją pracownicą. Najbardziej lubię, gdy jest ruch, wtedy dużo się dzieje i czas szybko mija. Najgorsze są godziny wieczorne, gdy klientów ubywa. Dobrze, że prowadzimy totolotka, bo przyzwyczailiśmy mieszkańców, że mogą przyjść i zagrać o każdej porze. I sporo osób pojawia się u nas z tego względu właśnie wieczorami – przyznaje pani Halina. Po pracy najchętniej spędza czas ze znajomymi. – Tak jak w Sylwestra, gdy w dziesięcioosobowym gronie powitaliśmy Nowy Rok. To było bardzo miłe spotkanie. Wiele przyjemności sprawiają mi także oczywiście kontakty z rodziną. Muszę zresztą dodać, że moi bliscy pomagają mi w pracy – czasami jest to córka, a czasami synowa – podkreśla.
Tomasz Porębski