cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Stworzeni do tej pracy

Handlem zajęli się z różnych przyczyn, ale szybko okazało się, że do tej pracy są po prostu stworzeni. Lubią ludzi, kontakt z klientami sprawia im przyjemność i starają się, żeby kupujący w ich salonikach czuli się jak we własnych domach. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Kujawsko-Pomorskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 
Niedziela jest dla nas
Małgorzata Wojtaś z Chełmży

Małgorzata Wojtaś
Małgorzata Wojtaś wcześniej była asystentką stomatologa (Fot. Piotr Łosicki)

Salonik prowadzę razem z mężem Mirosławem. Od dawna mamy ustalony harmonogram pracy – małżonek handluje rano, ja popołudniami. Punkt prasowy prowadzimy od 1995 roku, a z Kolporterem związaliśmy się sześć lat temu. Zdecydowaliśmy się na otworzenie saloniku, bo to była dla nas bardzo dobra opcja. Dzieci zostały odchowane, więc trzeba się było wziąć za coś innego. To była jednak dla mnie zupełna nowość, bo wcześniej byłam asystentką stomatologa w przychodni.
I dzisiaj jesteśmy zadowoleni z tamtej decyzji. Chyba dobrze odnajdujemy się w handlu, przynajmniej ta praca sprawia nam satysfakcję. Klienci też są raczej zadowoleni z naszych usług, bo choć w pewnym momencie musieliśmy zmienić lokalizację, a wokół nie brakuje konkurencyjnych punktów, przychodzą właśnie do nas. Może dlatego, że stosujemy zasadę – nasz klient, nasz pan?
Dużo rozmawiamy z kupującymi, oczywiście jeśli oni wychodzą z taką inicjatywą. I chyba jesteśmy dość popularni w naszym liczącym 16 tysięcy mieszkańców mieście. Czasami aż się dziwię, skąd ci ludzie wiedzą, jak mam na imię. A stałych klientów mamy dużo, bo znajdujemy się w niezłym miejscu. Niedaleko jest Urząd Miasta, blisko również szpital.
To, co najbardziej mnie dziwi, to fakt, że dużo osób kupuje u nas drogie magazyny. Sporo sprzedajemy również wierszyków, bajek dla dzieci, bo jak wiadomo pociechy potrafią skutecznie zachęcić swoich rodziców do kupna ciekawych gazetek. I tylko żal, że tego wolnego czasu nie ma zbyt wiele. Z mężem mijamy się w domu i praktycznie tylko niedziela jest dla nas. I oczywiście dla wnuczek, bo im staramy się poświęcać dużo czasu.
 
Uwielbiam żużel
Żaneta Kubiak z Bydgoszczy

Żaneta Kubiak
Żaneta Kubiak w wolnym czasie chętnie ogląda zawody żużlowe (Fot. Anna Gawęcka)

Cztery lata temu zdecydowałam się przejąć salonik, bo otrzymałam taką propozycję od jednego członka rodziny. Poprzedni właściciel musiał zrezygnować z prowadzenia punktu prasowego. Zastanawiałam się nad tym trzy miesiące, ale w końcu zgodziłam się. I na razie jestem zadowolona. Przede wszystkim z tego, że pracuję u siebie i jestem w pewnym sensie niezależna. Nie lubię, jak ktoś stoi mi nad głową.
Mój salonik znajduje się na przystanku autobusowym, co ma ogromne znaczenie dla jego działalności. Moi klienci to zarówno osoby przypadkowe, ale oczywiście zyskałam też stałych kupujących. Powiedziałabym, że ich podział wynosi pół na pół. Dużo sprzedaję biletów, ale to pewnie akurat nikogo nie zdziwi, oraz oczywiście gazet, a także doładowań do telefonu.
Staram się jednak pracować nad urozmaiceniem asortymentu. „Mydło i powidło” w saloniku też przynosi efekty. Dużym atutem mojego punktu jest okno wystawowe. Często umieszczam tam różne ciekawy produkty, ostatnio na przykład zachęcałam panie do kupna galanterii kosmetycznej. To bardzo widoczne miejsce, a ludzie na przystanku choćby z nudów podchodzą i oglądają wystawę. Często pod wpływem impulsu decydują się, żeby wejść do środka i coś kupić.
Po pracy zajmuję się wychowaniem syna. Dużo czasu spędzam rzecz jasna z mężem, lubimy razem pójść do kina. No i sport, przede wszystkim żużel. Jestem ogromną fanką motocykli, a żużel w Bydgoszczy jest przecież bardzo popularny. Moi panowie próbują mnie też nakłonić do meczów piłkarskich. I chodzę na te spotkania, ale jakoś bez wielkiego przekonania.
 
Byłem bokserem
Krzysztof Niemczewski z Bydgoszczy

Krzysztof Niemczewski
Przed laty Krzysztof Niemczewski był bokserem Astorii Bydgoszcz (Fot. Marta Drzewiecka)

Prowadzę mały sklepik w jednym z bydgoskich pawilonów handlowych. To taki mini bazar na osiedlu Bartodzieje. Mój punkt usytuowany jest w świetnym miejscu, praktycznie w środku, przy głównym przejściu między państwową a prywatną częścią placu targowego. To jedno z lepszych miejsc do handlu. W styczniu miną cztery lata, odkąd tu sprzedaję. I myślę, że mogę być zadowolony ze swojej pracy.
Zaczynałem od sprzedaży papierosów, ale musiałem zacząć powiększać swój asortyment. Spotkało się to z dużym zainteresowaniem moich klientów, których liczba wyraźnie wzrosła. To sprawia mi satysfakcję. Niektórzy wprawdzie się dziwią: jak można lubić sprzedawać prasę? A jednak można. Zwłaszcza, gdy przychodzą do mnie dzieci ze swoimi dziadkami, albo rodzicami. Im frajdę sprawia to, jak mogą trochę poprzerzucać gazetek i poszukać czegoś fajnego. A ja jestem cierpliwy i wyrozumiały. Jeśli trochę nabałaganią, to przecież ja to mogę szybko posprzątać.
Starsi też lubią do mnie przychodzić. Niektórzy przyjeżdżają nawet z innych osiedli. Mam kilka klientek, które lubią do mnie wpaść także na kawę! Jestem przygotowany na taką ewentualność. Za biureczkiem mam krzesełko, na którym sadzam swojego gościa i razem rozmawiamy przy dobrej kawce. To dodatkowy smaczek tej pracy. Ten kontakt z ludźmi jest dla mnie bezcenny. I nie złoszczę się na nich nawet wtedy, gdy przewrócą kwiatki leżące przed stoiskiem z prasą.
A czym zajmowałem się wcześniej? Kiedyś byłem sportowcem, a konkretnie bokserem Astorii Bydgoszcz. Dwa razy zdobyliśmy nawet drużynowe mistrzostwo Polski. Boksowałem ze znanymi zawodnikami polskimi, to były fajne czasy. Walczyłem w wadze piórkowej. W tamtym czasie zwiedziłem całą Polskę. Dzisiaj prowadzę bardziej statyczny tryb życia, mam żonę i dwójkę dzieci. Sport dalej lubię, ale raczej w formie biernej. I teraz wszyscy mogą się domyśleć, o czym głównie rozmawiam z panami, którzy przychodzą do mnie na zakupy. Oczywiście o sporcie! Tego tematu nigdy nie da się wykorzystać do końca.
 
Wiem o wszystkich weselach
Zenon Szmuc z Chełmna

Zenon Szmuc
Zenonowi Szmucowi w prowadzeniu sklepu pomagają żona Bożena (po lewej) oraz pracownica Lidia Westfalewska (Fot. Marta Drzewiecka)

Mój salonik to dosyć duże pomieszczenie, w którym oprócz prasy można kupić również inne produkty, chociażby chemię gospodarczą, artykuły biurowe, szkolne, ale też zabawki. Wszystko jest ze sobą w jakiś sposób powiązane. Mam także totalizatora sportowego, który cieszy się dużą popularnością kupujących. Kiedyś sprzedawałem również tak zwane impulsowe artykuły spożywcze, czyli na przykład batoniki, ale ostatecznie z tego zrezygnowałem.
Punkt znajduje się na głównej ulicy miasta. Kiedyś otwarty był tu ruch dla samochodów, lecz został zamknięty, a ulica została zamieniona na deptak. Salonik jest usytuowany w znakomitym miejscu, w środkowej części ulicy. Nie trzeba wchodzić po żadnych schodach, wejście jest bezpośrednio z deptaka.
Praca daje mi satysfakcję, bo jest sympatyczna. O dobrą atmosferę dbamy wraz z żoną Bożeną i pracownicą Lidią. Mam duży kontakt z ludźmi, dzięki czemu dowiaduję się wielu rzeczy. Wiem, jakie w społeczeństwie jest myślenie na temat polityki czy sportu. A że przychodzą do mnie różni ludzie, to ten przekrój jest naprawdę szeroki. Sporo zagląda do nas dzieciaków, bo okno wystawowe jest położone nisko i nawet najmłodsi widzą, co można u nas kupić. Staramy się, żeby wystawa zmieniała się codziennie.
To też spora ciekawostka, jak wygląda normalny dzień pracy. Wiadomo, że młodzież przychodzi do nas rankiem i popołudniami, wieczorami zaglądają też ludzie wracający z pracy. A w godzinach roboczych przychodzą do nas albo gospodynie domowe, albo emeryci. Zyskaliśmy dużo znajomych, ale to normalne, jeśli pracuje się w jednym miejscu już tyle lat. Wesele, chrzciny, pogrzeby… Wiemy o wszystkich wydarzeniach z życia tych stałych klientów. Panuje u nas swoista symbioza, zupełnie jak w rodzinie.
Wolny czas przede wszystkim wykorzystuję na pracę w swoim domu. Tu zawsze jest coś do zrobienia, zwłaszcza w ogrodzie na świeżym powietrzu. Lubimy także spotykać się ze znajomymi oraz spędzać czas z wnusiami. Ponadto staramy się od czasu do czasu wyjechać, na weekend albo na tydzień za granicę. Szczególnie upodobaliśmy sobie Hiszpanię.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz