cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Jestem jednym i drugim

Przemysław Krzyczmonik partnerem Kolportera był przez niecałe trzy lata. Zaczynał od jednego saloniku prasowego, by po dość krótkim czasie zarządzać aż czterema punktami. Na ofertę zostania menedżerem rejonu zareagował natychmiast. Dzisiaj ma pod swoją opieką 37 saloników.
 

Przemyslaw_Krzyczmonik
Przemysław Krzyczmonik ma pod opieką 37 saloników prasowych

Ponad trzy lata temu znudziła się panu praca na etacie. Dlaczego?
– Chyba po prostu chciałem przejść na swoje i spróbować własnych sił w roli właściciela. Oferta Kolportera była bardzo interesująca. Tutaj człowiek nie potrzebował wielkich nakładów finansowych, żeby założyć swój biznes. Natomiast sama propozycja pozwalała na niezły zarobek. Pierwszy salonik otworzyłem w sierpniu 2008 roku w Rydułtowach. Było to pewne ryzyko, bo to mała miejscowość, ale klienci szybko się do nas przekonali. Zaskarbiliśmy ich sympatię miłą obsługą. Dzięki temu zarobek z miesiąca na miesiąc był coraz wyższy.
 
Na jednym saloniku się jednak nie skończyło.
– Zgadza się, bo nie minął nawet rok, a zdecydowałem się otworzyć drugi punkt w Rybniku. Potem kolejny salonik powstał w Żorach, w hipermarkecie Auchan. To był zdecydowanie najlepszy punkt w rejonie i tak jest do dzisiejszego dnia. A potem, już jako menedżer rejonu, niejako z konieczności wziąłem na swoje barki jeszcze jeden punkt w Żorach.
 
Skąd taka konieczność?
– Objąłem salonik w zastępstwie i poprowadziłem go trzy tygodnie. Znaleźliśmy partnera, ale niestety dość szybko musieliśmy usunąć go z tego miejsca. Salonik był więc znowu pusty, dlatego opiekowałem się nim przez kolejne dwa miesiące. Jednak następna osoba była już godna zaufania i można było powierzyć jej obsługę saloniku.
 
Było trudno zarządzać tyloma salonikami jednocześnie?
– Trochę tak, bo każdy z nich był w innej miejscowości. Na szczęście znalazłem odpowiedzialnych pracowników, którym mogłem zaufać. Nie musiałem patrzeć im na ręce, wiedziałem, że są wobec mnie szczerzy i uczciwi. Ale każdego dnia musiałem pokonać samochodem te 100 kilometrów, więc było to na pewno jakieś utrudnienie.
 
W jaki sposób został pan menadżerem Kolportera?
– Na Portalu Partnera pojawiło się ogłoszenie. W pierwszej fazie rekrutacji niestety mi się nie udało, ale w drugiej już tak. Dwa razy pojechałem do siedziby firmy w Kielcach na rozmowy i po nich dowiedziałem się, że jestem przyjęty. I w ten sposób zmieniłem charakter swojej pracy.
 
Miał pan problem z przestawieniem się?
– W pewnym sensie tak. To było przejście z pracy siedzącej do pracy w terenie. No i raczej osiem godzin dziennie nie wystarczało mi na zrealizowanie wszystkich zadań. Przez pół roku było ciężko, starałem się to jakoś poukładać, żeby wszystko miało ręce i nogi. Teraz mogę powiedzieć, że jest już dużo lepiej. Ale najważniejsze, że praca sprawia mi przyjemność. Czuję satysfakcję z wyników, a do tego cenię sobie to, że sam ustalam sobie tryb pracy.
 
Czasami zdarzają się jednak różne sytuacje, które wymagają korekty harmonogramu.
– Tak, tego nigdy nie da się wykluczyć. Często muszę zupełnie zmienić plan dnia. Wystarczy, że zadzwoni do mnie partner i powie o próbie włamania. Wtedy muszę jak najszybciej pojechać na miejsce, ocenić straty, a potem udać się na policję, żeby zgłosić przestępstwo. Takie sytuacje zdarzają się 4-5 razy w roku. Trzeba to jednak zaakceptować, pewnych spraw człowiek nigdy nie przewidzi. Ważne jest, żeby zachowywać wtedy spokój.
 
Trudno rozmawia się z partnerami? Współpracuje pan teraz z o wiele większą liczbą osób niż jako właściciel saloników.
– W tym momencie otwieramy 37 salonik. Ludzi jest dużo, ale z każdym potrafię się dogadać. Oczywiście zdarzają się trudne momenty, w ich załagodzeniu pomaga mi mój charakter. Jestem osobą, która nie szuka konfliktów, cenię sobie kompromis i zawsze do niego dążę. Nie zaogniam sporów, tylko jak najszybciej je rozwiązuję.
 
Jest pan menadżerem, ale też wciąż opiekuje się jednym salonikiem.
– Pojawiła się szansa przejęcia jednego saloniku, dlatego od listopada znów jestem właścicielem. Praca menadżera nie utrudnia mi w żaden sposób prowadzenia punktu prasowego, dlatego chętnie wziąłem go na swoje barki. Najważniejsze, żeby mieć odpowiedni personel, bo to rozwiązuje cały problem.
 
W wolnym czasie jest pan za to zapalonym sportowcem.
– Konkretnie siatkarzem. Gram w dwóch amatorskich drużynach, które biorą udział w rozgrywkach ligowych. Oczywiście w innych, bo gdyby były w tej samej, to nie mógłbym bronić barw obu zespołów. Siatkówka to mój ulubiony sport. W futbol też gram, podczas Mistrzostw Kolportera byłem bramkarzem. Na siatkarskim parkiecie występuję natomiast jako przyjmujący. Ten sport pochłania mi dużo wolnego czasu, w ciągu tygodnia mam trzy treningi i dwa mecze. To jednak jest dla mnie świetna odskocznia od pracy.
 
Rozmawiał Tomasz Porębski

Dodaj komentarz