cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Klienci lubią tych handlowców

Żeby móc ich określić mianem wyróżniających się sprzedawców, musieli na to zapracować co najmniej kilka lat. Doświadczenie jednak robi swoje, a klienci potrafią docenić ich wiedzę i profesjonalizm. Dzisiaj nie wyobrażają sobie kupna ulubionego czasopisma w innym saloniku i jest to chyba największa nagroda za ciężką pracę. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Podlaskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 

gleboccy_NK
Dla Marty i Dariusza Głębockich prowadzenie saloniku jest rodzinnym interesem

Nawet dzieci pomagają
Dariusz Głębocki z Łomży:
Z Kolporterem współpracujemy od roku. Wcześniej prowadziliśmy typowy kiosk, ale zmieniliśmy lokalizację. Teraz mamy większy lokal, z wejściem do środka, co jest dużym magnesem dla naszych klientów. Kontakt z prasą mam od bardzo dawna, bo od 1997 roku. I właściwie nie wyobrażam sobie innej działalności, ponieważ od kiedy zacząłem pracować zawodowo, czyli od 19 roku życia, to od razu w handlu.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że związaliśmy się właśnie z Kolporterem. Ta firma proponuje wiele nowatorskich rozwiązań. Dystrybucja na wysokim poziomie, jest spory magazyn, zawsze możemy domówić brakujące tytuły. To od razu zauważyli i docenili nasi klienci. Obsługa też jest bez zarzutu – telefony od nas są odbierane zawsze, a nasze potrzeby szybko zaspokajane. Taka współpraca to czysta przyjemność.
Na rynku istniejemy długo, więc zdążyliśmy zyskać wielu stałych klientów. Mamy na to różne metody – teczki z gazetami to jedna z nich. Nasz salonik jest umiejscowiony przy handlowej ulicy, to dobre położenie. Staramy się dbać o naszych klientów, by wychodzili od nas zadowoleni. I raczej nam się to udaje, ludzie cenią sobie atmosferę w naszym saloniku. Nasz salonik to rodzinny biznes i wszyscy w rodzinie, łącznie z dziećmi, tak naprawdę dokładamy cegiełkę do sukcesu.
Gdy jest ciepło to wyjeżdżamy na naszą działkę. Zazwyczaj robimy to w piątek, więc ja w sobotę muszę wrócić do pracy, ale już niedziela jest cała dla nas. Poza tym jestem numizmatykiem, zajmuję się też swoim akwarium.
 

golebiewska_NK
Po pracy Sylwia Gołębiewska najchętniej czyta bajki swoim dzieciom

Klient jest nawet godzinę
Sylwia Gołębiewska z Siemiatycz:
Możemy pochwalić się szerokim asortymentem w naszym saloniku – mamy mnóstwo prasy, ale też innych artykułów, choćby papierniczych, jest także lodówka z zimnymi napojami. Mamy również niezłą lokalizację, bo znajdujemy się przy głównej ulicy miasteczka i każdy, kto jedzie do Warszawy lub Białegostoku przejeżdża obok naszego punktu. Jesteśmy blisko centrum, a to dodatkowy atut.
Moja przygoda z tą pracą zaczęła się dawno. Gdy byłam dużo młodsza, to zostałam rzucona na głęboką wodę. Zatrudniłam się u jednego pana, który posiadał kilka saloników prasowych. I tak naprawdę kazał nam go przygotować od podstaw, choć w rzeczywistości nie do końca wiedziałyśmy, jak to powinno wyglądać. Po czasie jednak nauczyłam się wszelkich zasad, a właściciel swoje saloniki zaczął powoli sprzedawać. I kiedy usłyszałam, że zamierza pozbyć się punktu, w którym pracowałam, od razu powiedziałam, że chcę go przejąć.
Bo ja lubię swoją pracę. Czasami bywało ciężko, szczególnie gdy urodziły mi się dzieci, ale bardzo pomagał mi wtedy mąż, zatrudniliśmy też do pomocy fajną dziewczynę. W pracy stawiam przede wszystkim na kontakt z klientem – sprzedawca musi być uprzejmy, umieć zażartować, doradzić coś lub nawet zasugerować. Mamy u siebie punkt Lotto i Keno, a to oznacza, że niektórzy klienci spędzają u nas sporo czasu. Czasami ich wizyta u nas trwa nawet godzinę, więc trzeba potrafić podtrzymać tę dobrą atmosferę.
Cieszę się, bo niektórzy klienci specjalnie przychodzą do saloniku wtedy, kiedy ja w nim jestem. To bardzo miłe, bo świadczy o tym, że chyba swoją pracę dobrze wykonuję. A co robię, gdy wychodzę z saloniku? Sprzątam, gotuję i czytam bajki! Mam dwójkę dzieci w wieku 6 i 3 lata, więc naprawdę jest przy nich sporo pracy. Zwłaszcza młodsza pociecha wymaga dużo uwagi, ale przecież to czysta przyjemność.
 

Pawel Koziol_NK
Paweł Kozioł zarządza czterema punktami prasowymi (Fot. Cecylia Biernacka)

Trzeba się rozwijać
Paweł Kozioł z Białegostoku:
W tym momencie zarządzam czterema punktami prasowymi, ale nie są to saloniki. Na ich rozbudowę nie pozwala bowiem struktura budynków, ale mimo tego radzimy sobie całkiem nieźle. Na taką działalność zdecydowałem się trzynaście lat temu. Zatrudniam siedmiu pracowników, ale oczywiście nie oznacza to, że sam się nudzę. To czasochłonna praca, codziennie pracuję nie mniej niż 10 godzin.
Mój pierwszy kiosk to dzieło przypadku. Zapragnąłem mieć własną firmę, a wtedy był właśnie wolny jeden punkt prasowy. Przejąłem go, a potem postanowiłem stopniowo rozwijać swoją firmę. Kolejne punkty się otwierały, zamykały, a ja szukałem optymalnego rozwiązania. Wszystkie moje kioski są zlokalizowane blisko centrum Białegostoku, bo nie ma co ukrywać, że to właśnie ich położenie jest najważniejsze. Nawet najlepsza obsługa nie przyciągnie klienta, jeśli salonik będzie zlokalizowany w złym miejscu.
Oczywiście czasy dla takich przedsiębiorców nie są łatwe i trzeba mocno się nagłówkować, żeby wyjść na swoje. Zauważamy ogólnonarodową tendencję, że Polacy czytają mniej. To widać chyba w każdym saloniku, ale na szczęście nasi klienci jeszcze z tej prasy nie zrezygnowali. Właściwie sprzedają się u nas wszystkie tytuły – mamy kupujących, którzy codziennie przychodzą po dzienniki, a dużym zainteresowaniem cieszą się tygodniki.
Zachęcam do tego, by rozwijać swoje firmy, bo wychodzę z założenia, że obsługa jednego saloniku to nie jest dobra sprawa. Wtedy zdecydowanie ciężej się utrzymać. Oczywiście pracy jest sporo, ale nie jest to harówka. Ja zawsze znajdę czas na wypoczynek czy urlop. Te wolne chwile lubię spędzić w ciszy i w spokoju, bo wtedy najlepiej ładują mi się akumulatory. Jednocześnie jest to wypoczynek aktywny – lubię wyjeżdżać i zwiedzać różne zakątki Polski. Raczej nie mam swoich ulubionych miejsc, do których wracam. W kraju jest tyle pięknych miast, których jeszcze nie widziałem, że wciąż chcę je poznawać.
 

Dryl_NK
Grzegorz Dryl kieruje dużym samoobsługowym sklepem w Kleosinie (Fot. Cecylia Biernacka)

Uwielbiam zbierać grzyby
Grzegorz Dryl z Kleosina:
Jestem kierownikiem sklepu samoobsługowego i całodobowego o dużej powierzchni – 400 metrów kwadratowych. Prasa spełnia w nim ważną rolę. Mamy specjalny regał, do którego każdy może podejść i przejrzeć konkretny tytuł. Często po takiej szybkiej lekturze decyduje się na zakup. Nie mam wątpliwości, że najwięcej sprzedajemy prasy kobiecej, choć wcale nie oznacza to, że w naszym sklepie wśród klientów górują panie. Podział jest równy, ale po prasę chętniej sięgają jednak kobiety. A o tym, jak ważna jest dla nas prasa, niech świadczy fakt, że regał ulokowaliśmy już przy wejściu do sklepu.
Szczycimy się na Podlasiu tym, że asortyment mamy bardzo duży. Może konkretnych produktów nie mamy w dużej ilości, ale klient znajdzie u nas wszystko. Mamy bogatą tradycję, więc wychowaliśmy swoich klientów. Istniejemy na rynku bowiem od 1989 roku, a zaczynaliśmy jeszcze w czasie PRL. Ja do pracy przyszedłem rok później, więc w tym sklepie spędziłem już ponad 20 lat. To kawał czasu.
Pamiętam, że pierwszą prasę wprowadziliśmy do nas, gdy jeszcze nie było nawet Kolportera. To był „Goniec Podlaski” i ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę, bo wiele osób kupowało go chociażby razem z chlebem. Dzisiaj liczba tych tytułów niesamowicie wzrosła. Staramy się tylko ograniczać liczbę erotycznych czasopism. One są, ale bardzo dyskretnie schowane. Przychodzi do nas dużo dzieci i nie chcemy, żeby miały kontakt z taką prasą.
Przyznam, że moją ogromną pasją są grzyby. Ich zbieranie jest dla mnie prawdziwą przyjemnością, ale na tym się nie kończy moje hobby. Brat jest stolarzem, więc zrobił dla mnie specjalne skrzyneczki, które ja potem pięknie zaadaptowałem, wyścieliłem mchem i mogłem komuś podarować. Takie skrzynki, z własną etykietą, wysyłałem nawet do USA! Teraz jednak jest z grzybami nieco gorzej. Rok temu była całkowita posucha, a i obecnie sytuacja nie jest najlepsza. Dodam, że jeżdżę zbierać grzyby aż na samą granicę białoruską, gdyż tam, w polskich lasach, są znakomite tereny do zbieractwa. Szkoda tylko, że paliwo jest takie drogie i muszę ograniczać wyjazdy…
 
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz