cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Nie mają powodów do narzekań

Często nie było łatwo – trzeba było dostosować się do nowych realiów, rzucić na głęboką wodę, nauczyć się wszystkiego od podstaw i zdobyć zaufanie klientów praktycznie od zera. Ciężkie czasy jednak już za nimi. Przez lata zapracowali sobie na szacunek kupujących, a ci nie wyobrażają sobie zakupów bez wizyty w salonikach naszych partnerów. Prezentujemy najlepszych sprzedawców prasy, którym gazety dostarcza Oddział Rzeszowski Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.

 
Dzisiaj przekazuję wskazówki

Jeśli trzeba, Andrzej Błądek sam staje za ladą w prowadzonych przez siebie punktach (Fot. Jacek Kanach)
Jeśli trzeba, Andrzej Błądek sam staje za ladą w prowadzonych przez siebie punktach (Fot. Jacek Kanach)

Andrzej Błądek ze Stalowej Woli
Działalność rozpocząłem sześć lat temu. Najpierw zostałem ajentem, potem postanowiłem przejść na własny rachunek. Chciałem spróbować swoich sił i poprowadzić coś samodzielnie. Wcześniej miałem pewne doświadczenie w handlu, choć innego rodzaju – byłem przedstawicielem handlowym, a także kierownikiem regionu. Zdobyta tam wiedza pozwoliła mi jednak szybciej zaaklimatyzować się w nowej pracy. Oczywiście tam byłem zatrudniony na etacie, tutaj ciążyła na mnie zupełnie inna, większa odpowiedzialność.
Prowadzę dwa punkty z prasą. W tym momencie pełnię funkcję menedżera, ale gdy sytuacja tego wymaga, oczywiście staję za kasą. Na początku rozkręcałem to praktycznie samodzielnie, miałem tylko jednego pracownika do pomocy. Przez ten czas zdążyłem dobrze poznać ten biznes. To było konieczne, bo dzięki temu pewne ważne wskazówki mogę przekazywać swoim pracownikom.
A to wcale nie jest łatwe zajęcie. Rynek jest trudny, wymaga właściwego podejścia do klienta, żeby ten chciał do nas wracać. Od początku staraliśmy się spełniać wszystkie prośby kupujących, nawet jeżeli one nie do końca były dla nas opłacalne. Zdobyte zaufanie jednak zaprocentowało. Nasi klienci zauważyli, że są dla nas bardzo ważni i zawsze mogą liczyć na naszą pomoc. Dbamy też o asortyment, żeby był on naprawdę szeroki. Mamy sporo miejsca w naszych salonikach, dlatego możemy go w umiejętny sposób ulokować i zaprezentować.
Zaproponowaliśmy kupującym też inne usługi, jak na przykład punkt ksero czy kolekturę totolotka. To spodobało się klientom. W dodatku staramy się nie ograniczać do typowych artykułów kojarzących się z salonikiem. Mamy też kartki okolicznościowe, widokówki, breloki, kubki, asortyment tytoniowy. To wszystko znajduje swoich odbiorców. A pamiętajmy, że zadowolony klient przyciąga kolejnych klientów.
Pracy jest dużo, ale zawsze staram się znaleźć czas na podróże. Obowiązkowo muszę sobie zrobić w ciągu roku 2-3 tygodnie wolnego na wyjazd do ciepłych krajów, najchętniej do Grecji, Włoch czy Chorwacji, ale odpoczywam też zimą. Wtedy z rodziną jedziemy na narty do Białki Tatrzańskiej, albo już indywidualnie jadę w Alpy. W rodzinnym mieście też często uprawiam sport – przede wszystkim biegam i pływam.
 
Pierwsza przyjemna praca!

Leszek Żołyniak: – Twórczynią naszego sukcesu jest moja żona (Fot. Katarzyna Łojszczyk)
Leszek Żołyniak: – Twórczynią naszego sukcesu jest moja żona (Fot. Katarzyna Łojszczyk)

Leszek Żołyniak z Sanoka
Swój biznes prowadzę od dziesięciu lat, ale działalność całkowicie na własną rękę prowadzę od 2009 roku. Do podjęcia takiej pracy zdopingowało nas bezrobocie żony, a mieliśmy trudności w znalezieniu pracy. Tutaj też nieco zaryzykowaliśmy, bo nie mieliśmy żadnego doświadczenia w handlu. Na szczęście, z perspektywy czasu, możemy ocenić, że wyszło nam to całkiem nieźle.
Zadowoleni jesteśmy podwójnie, bo właściwie wszystko nam teraz odpowiada. Przede wszystkim kontakt z ludźmi – z klientami, ale też z przedstawicielami firmy. Muszę przyznać, że współpraca z Kolporterem stoi na naprawdę wysokim poziomie. Te wszystkie czynniki sprawiają, że chętnie chodzimy do saloniku. Mam 45 lat, a to dopiero pierwsza praca, która nie sprawia mi żadnego bólu.
Wspomniałem o kontakcie z klientami. To nie zawsze jest proste, bo zdarzają się osoby, które są przykre i te rozmowy nie są najfajniejsze. Na szczęście to wyjątki. Zaryzykuję stwierdzenie, że 99 procent naszych kupujących to bardzo sympatyczni ludzie. Pracujemy w małej galerii handlowej, ale zdobyliśmy sobie tam wielu stałych klientów. Wiadomo, że to rozmowy z nimi są najciekawsze, bo znamy się już niemal na wylot.
Mieliśmy dwa saloniki, ale niestety Biedronka zmieniła koncepcję prowadzenia hipermarketu i postanowiła zlikwidować nasz punkt prasowy. Cały czas myślimy jednak o tym, żeby otworzyć drugi salonik. Najważniejsza jest jednak odpowiednia lokalizacja, dlatego czekamy na dobrą okazję i wtedy ruszymy do działania. Niestety, dzisiaj nie jest tak prosto o punkt w dobrym miejscu. Ale jesteśmy optymistami.
Muszę podkreślić, że ja tylko pomagam w prowadzeniu saloniku, a tak naprawdę zarządza nim żona. To ona jest główną twórczynią całego sukcesu. Ja czasami tylko coś doradzę… Cieszymy się na przykład, że nasze usługi dodatkowe – totolotek, opłacanie rachunków, a nawet możliwość wywołania zdjęć – znajdują swoich odbiorców. Nigdy ich do tego nie zachęcamy, bo nie chcemy być nachalni, ale często informujemy o takich usługach. A w domu? Dzieci odchowane, więc najchętniej wolny czas spędzamy z żoną i psem na długich spacerach.
 
Klienci poszli za mną

Alina Kusaj: – Praca w handlu to przede wszystkim kontakt z ludźmi, a mnie sprawia to sporą frajdę (Fot. Ryszard Szela)
Alina Kusaj: – Praca w handlu to przede wszystkim kontakt z ludźmi, a mnie sprawia to sporą frajdę (Fot. Ryszard Szela)

Alina Kusaj z Ropczyc
Najpierw byłam ajentem innego dystrybutora, ale dwa lata temu zdecydowałam się przejść do Kolportera. Z usług wcześniejszej firmy nie byłam zbyt zadowolona, a tutaj otrzymałam bardzo ciekawą propozycję. Przeanalizowałam ją, podjęłam decyzję i dzisiaj nie żałuję. A skąd pomysł na salonik? Stwierdziłam, że to dość ciekawe zajęcie. Nie bałam się odpowiedzialności, bo wcześniej pracowałam w Telekomunikacji Polskiej jako kierownik. Byłam dyspozytorem ludzi, więc miałam spore doświadczenie w zarządzaniu.
Praca w handlu to przede wszystkim kontakt między ludźmi. Mnie na szczęście sprawia to sporą frajdę. A nie miałam prostego zadania, ponieważ jestem mieszkanką Dębicy i do Ropczyc tylko dojeżdżam. To oznacza, że musiałam sobie zyskać sympatię klientów od zera. I przyznaję, że na początku często byłam porównywana do poprzedniego właściciela. Na szczęście przypadłam do gustu kupującym. Do tego stopnia, że gdy dwa lata temu musiałam zmienić lokalizację, to wszyscy klienci przeszli za mną – nawet jeżeli teraz muszą pokonać nieco dalszą drogę.
Przyciągamy ich właściwą obsługą, ale oczywiście też dobrym zaopatrzeniem. Staramy się, żeby ceny nie były zbyt wysokie, bo do odstrasza. Co najchętniej kupują? Dzisiaj najwięcej sprzedaje się prasy specjalistycznej. Dzienniki już nie cieszą się taką popularnością. Rośnie też zainteresowanie tytoniem.
Jedyny minus tej pracy, to czas, jaki trzeba na nią poświęcić. Punkt czynny jest przez dziesięć godzin dziennie i właściwie tylko w soboty pomaga mi mąż. Poza tym nie mam powodów do marudzenia. Mam szczęśliwą rodzinę, która składa się z nas i czterech synów. To już niemałe dzieci, najmłodszy idzie do drugiej klasy gimnazjum, więc mogę z dumą patrzeć na jakich fajnych chłopaków wyrośli. Oczywiście, jak to z synami – problemów nie brakuje, ale nie jest źle! Potrafimy świetnie spędzać razem czas, przede wszystkim na sportowo. Zdarza nam się grać w siatkówkę, często też biegamy. Mój mąż bierze nawet udział w maratonach. Ja na razie pokonuję jeszcze nieco krótsze dystanse. Ale co będzie w przyszłości? Zobaczymy!
 
Początkowo byłem przerażony

Jan Dziadosz od początku swojej działalności handlowej współpracuje z Kolporterem (Fot. Katarzyna Łojszczyk)
Jan Dziadosz od początku swojej działalności handlowej współpracuje z Kolporterem (Fot. Katarzyna Łojszczyk)

Jan Dziadosz z Sanoka
Punkt prasowy założyłem dokładnie 1 lutego 2004 roku i od razu rozpocząłem współpracę z Kolporterem. Początek działalności związany był z faktem, że po 16 latach pracy w Telekomunikacji, w wyniku likwidacji placówki, zostałem zwolniony i musiałem znaleźć alternatywę. Jeszcze przed zakończeniem wypowiedzenia orientowałem się, czym mogę się zająć i jak przekwalifikować, by uniknąć bezrobocia. Udało mi się znaleźć lokal w atrakcyjnym miejscu i postanowiłem, że będzie to punkt prasowy. Oczywiście pod warunkiem, że będę miał możliwość i dostęp do szerokiego wyboru prasy. Z upływem lat asortyment prasowy ulegał zmianie w zależności od oczekiwań klientów. Tworząc kolejne dwa punkty sprzedaży prasy ani przez moment nie pomyślałem, by zmienić profil działalności.
Pierwszy punkt zlokalizowany jest na osiedlu domów jednorodzinnych przy głównej drodze krajowej w Sanoku. Cztery lata temu otworzyłem drugi, znajdujący się w kompleksie handlowym na jednym z większych osiedli w Sanoku, obok szkoły podstawowej. W 2012 roku utworzyłem trzeci punkt, który znajduje się przy głównej ulicy w centrum miasta, również w kompleksie handlowym.
Wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia w handlu. Byłem przerażony wizją wypłynięcia na głębokie, nieznane wody. Na moje szczęście od początku mogłem liczyć na pomoc pracowników oddziału Kolportera w Rzeszowie. Tak naprawdę zawdzięczam im, że ta branża przestała mnie przerażać, moja praca zaczęła się efektywnie układać, a współpraca z nimi jest czystą przyjemnością. Wiem, że pewnie czasami mają mnie dosyć, za niezliczone telefony i e-maile z prośbami o takie czy inne tytuły, rozliczenia i inne sprawy związane z kolportażem prasy, ale mam nadzieję, że mi to wybaczają.
Praca sprawia mi dużo przyjemności, angażuję się w każdym aspekcie. Mam wielu stałych klientów, którzy są zadowoleni z usług świadczonych przeze mnie, a przez to ja czuję się dowartościowany, spełniony i mam poczucie dobrze wykonywanej pracy.
Nie zapominam o czasie wolnym! Oczywiście w ciągu tygodnia, żeby nie wiem co się działo, dwa razy muszę pograć w siatkówkę z grupą znajomych.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz