cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Gazety przywożą o piątej rano

Anna Garbus, która od marca 1991 r. prowadzi sklep wielobranżowy na osiedlu Bocianek w Kielcach, ma w ofercie
przede wszystkim artykuły przemysłowe i chemii gospodarczej. Ale także prasę, którą od początku istnienia sklepu
dostarcza Kolporter.
 

W 1991 r. Anna Garbus jako dostawcę prasy do jej sklepu wybrała Kolportera i tak jest do dzisiaj
W 1991 r. Anna Garbus jako dostawcę prasy do jej sklepu wybrała Kolportera i tak jest do dzisiaj (Fot. G. Kozera)

Jak Kolporter trafił do Pani?
Anna Garbus: – Akurat było odwrotnie: to ja do niego trafiłam. Pracowałam w kiosku Ruchu przy ulicy Konopnickiej w Kielcach, ale pod koniec lat 80. rozwiązano z nami umowę. Wtedy postanowiłyśmy z koleżanką otworzyć własny sklep wielobranżowy z asortymentem podobnym jak w kiosku. Zresztą namawiali nas do tego stali klienci. Znalazłyśmy odpowiedni lokal przy ul. Staffa 2 na osiedlu Bocianek. Musiałyśmy też poszukać nowego dostawcy prasy, bo nie wyobrażałyśmy sobie, żeby u nas nie było gazet. Prasa to podstawa i to się nie zmieniło do dzisiaj. Słyszałyśmy, że jest nowa firma, która kolportuje gazety. Pojechałyśmy więc na ulicę Mazurską w Kielcach, bo tam wtedy, w takim niepozornym domu, mieściła się siedziba Kolportera. Do dzisiaj mam umowę, którą podpisałam 12 marca 1991 r. Oprócz mojego są na tej umowie podpisy Krzysztofa Klickiego i Włodzimierza Owczarka, którzy wtedy byli współwłaścicielami firmy.
 
I od razu Kolporter dostarczał gazety do Pani sklepu?
– No właśnie nie od razu. Najpierw musiałyśmy same po nie jeździć na ul. Mazurską, bo Kolporter nie miał wtedy tylu samochodów dostawczych i pracowników, by rozwieźć prasę do wszystkich punktów. Mówiąc dokładniej – mój mąż wsiadał co rano do „syrenki” i przywoził kilkadziesiąt egzemplarzy gazet i dzienników do naszego sklepu przy ul. Staffa 2. Trwało to niecały rok, potem już ludzie Kolportera sami dostarczali nam prasę. I tak jest do dzisiaj. Przychodzę rano, otwieram metalową skrzynkę, a tam już są gazety. Chyba przywożą je o piątej rano. A może jeszcze wcześniej.
 
Kiedyś brała Pani do sklepu więcej gazet niż teraz?
– Podobno sprzedaż prasy spada, ale w swoim sklepie jakiejś znaczącej różnicy nie zauważam. Zmieniają się za to tytuły, które są najchętniej kupowane. Kiedyś były to dzienniki i prasa kobieca, a ostatnio najpopularniejsze są czasopisma dla dzieci. Pewnie dlatego, że sporo maluchów przybyło na osiedlu.
 
Nadal prowadzi Pani sklep wspólnie z koleżanką?
– Niestety, koleżanka zmarła przed siedmiu laty. Przez dwa lata sama prowadziłam sklep. Od 2000 roku pomaga mi synowa. Pracujemy na zmianę, od godz. szóstej do dwudziestej, codziennie, z wyjątkiem niedziel.
 
Harówa.
– Inaczej nie umiem. Wie pan, że od kiedy prowadzę ten sklep, nie miałam ani dnia urlopu?
 
Można tak?
– Jak człowiek lubi to, co robi, to można. Poza tym, gdy się jest na własnym rozrachunku, nikt pieniędzy za urlop nie zwróci. A opłaty trzeba zrobić. Odpoczywam w niedziele i święta.
 
Tyle lat w jednym sklepie. Chyba dobrze zna Pani ludzi z tego osiedla?
– Oczywiście. A na pewno znam więcej osób, niż w wieżowcu przy Romualda, gdzie mieszkam od trzydziestu lat. W tym samym wieżowcu, w prywatnym mieszkaniu, mieściła się pierwsza siedziba Kolportera. Ja nie znałam pana Krzysztofa Klickiego, ale moje dzieci tak.
 
Kolporter w tym roku świętuje ćwierćwiecze, Pani sklep identyczny jubileusz będzie obchodził za rok. Czego Pani życzyć?
– Żeby było tak jak jest, to człowiek da sobie radę.
 
Rozmawiał GRZEGORZ KOZERA

Dodaj komentarz