cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Inwazja kłamców

Wraz z atakiem Rosji na Ukrainę media społecznościowe zaatakowała armia trolli, szerzących kłamstwa, manipulujących informacjami, próbujących wywołać zamęt i panikę. To kolejna – wyjątkowo dramatyczna – odsłona wojny informacyjnej, którą świat toczy od kilku lat. Tuż po wybuchu pandemii, w marcu 2020 roku, Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła przed infodemią, czyli gwałtownym wzrostem fałszywych informacji, pojawiających się w sposób niekontrolowany w przestrzeni publicznej.

Fot. Getty Images

Zdaniem wielu ekspertów już dziś można powiedzieć, że infodemia wyrządziła więcej szkód w gospodarce i relacjach społecznych niż sama pandemia. Bo chociaż zjawisko nie jest nowym, to po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z taką skalą i tempem rozpowszechniania różnego rodzaju pół prawd, plotek, dezinformacji i pospolitych bzdur. Fake newsy rozpowszechniały i rozpowszechniają się nadal w tempie wielokrotnie szybszym niż koronawirus. Same w sobie są rodzajem wirusa informacyjnego, infekującego błyskawicznie kolejne osoby czy całe grupy osób. A globalny system wymiany informacji, oparty na serwisach społecznościowych okazał się na tego typu infekcję wyjątkowo podatny. Najodporniejszy natomiast był i jest przekaz tworzony przez media tradycyjne – duże redakcje prasowe, radiowe, telewizyjne, internetowe.

Po dwóch latach dziennikarze i świat nauki nadal zmagają się z infodemią, sięgając po kolejne narzędzia. Bo infodemia – jak wirus – ewoluuje i infekuje kolejne osoby, często znane i wpływowe.

W pogoni za trollami

Problem infodemii został zidentyfikowany na poziomie krajowym stosunkowo szybko. Praktycznie zaraz po wybuchu pandemii na stronach rządowych uruchomiono specjalne serwisy informacyjne, a także rządowe narzędzie do zgłaszania medycznych fake newsów.

Specjalny, bezpłatny serwis koronawirusowy uruchomiła również Polska Agencja Prasowa. Publikowano w nim ok. 150 informacji dziennie na temat wszystkiego, co było związane z pandemią. Do korzystania z niego zgłosiło się ponad 350 mediów. Kolejnym działaniem było uruchomienie przez PAP z pomocą GovTech Polska projektu #FakeHunter, serwisu, w którym eksperci i dziennikarze weryfikowali nadsyłane przez internautów informacje budzące wątpliwości.

Niespełna rok później, naukowcy i eksperci biorący udział w konferencji podsumowującej akcję #FakeHunter Challenge, której celem było przeciwdziałanie rozpowszechnianiu fake newsów przyznali, że realnie zagarniają coraz to nowe obszary tematyczne i zaczynają wpływać na codzienne wybory ludzi. Zwrócili uwagę na fakt, że fałszywe informacje rozpowszechniane m.in. w mediach społecznościowych bazują obecnie na naturalnych potrzebach człowieka, np. na pragnieniu poczucia bezpieczeństwa czy chęci przynależności do grupy.

Ekosystem fake newsów

– Infodemia, czyli nasilenie fake newsów pseudonaukowych dotyczących np. koronawirusa, które dla człowieka niebędącego medykiem są trudne do zweryfikowania – to pewnego rodzaju nowość. Wcześniej fake newsy były skoncentrowane na tematach politycznych lub personalnych – oceniła Klaudia Rosińska, dr teologii środków społecznego przekazu, medioznawca, specjalistka ds. dezinformacji za pomocą fake news. Jej zdaniem naprawdę skuteczne fake newsy – które zmieniają przekonania i wpływają na decyzje – bazują na podatności człowieka na różnego rodzaju lęki czy potrzeby. – Fake newsy wykorzystują coś, co jest dla człowieka naturalne i obracają to przeciwko niemu – mówiła dr Rosińska.

Według ks. prof. Krzysztofa Stępniaka, kierownika Katedry Komunikacji Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie od momentu powstania mediów społecznościowych każdy może być twórcą informacji. – Takich ludzi nazywamy prosumentami, gdyż publikują, a jednocześnie konsumują informacje – wyjaśniał podczas konferencji ks. prof. Stępniak. Jak zaznaczył, żyjemy w pewnym ekosystemie informacyjnym, wewnątrz którego funkcjonuje ekosystem fake newsów, dający się porównać do bardzo szybko rozprzestrzeniającego się wirusa. – Przeciętni użytkownicy, jeśli przeczytana przez nich informacja, dobrze koresponduje z ich światem wartości i przekonaniami politycznymi, bardzo chętnie ją udostępniają i to zupełnie bezkrytycznie – zauważył ks. prof. Stępniak.

Eksperci zwracali również uwagę na rolę cyfrowych gigantów, czyli np. takich platform jak Facebook czy Twitter w rozprzestrzenianiu fake newsów. Naukowcy byli zgodni, że poprawę sytuacji może przynieść edukacja społeczna oraz odbudowa zaufania Polaków do profesjonalnych mediów.

– Jeżeli już dzisiaj będziemy budzić świadomość użytkowników mediów, że nie wszystko, co się pojawia w sieci, jest prawdziwe – to edukacja medialna w naszym społeczeństwie powinna pojawić się bardzo szybko – podsumował ks. prof. Stępniak.

Prawda w cenie

Opinie ekspertów, wyrażone na półmetku pandemii, bynajmniej nie straciły na aktualności. Chaos informacyjny, który pandemia COVID-19 wywołała na całym świecie, trwa. Mimo ogromnych nakładów, jakie państwa przeznaczyły na walkę z infodemią, nie udało się jeszcze wygrać wojny z falą groźnych fake newsów.

Pojawiają się jednak pierwsze pozytywne sygnały. Według raportu Instytutu Reutera ds. Badań nad Dziennikarstwem podczas pandemii zaufanie do mediów wzrosło na świecie o 6 punktów procentowych. Zaobserwowano również zwiększenie obaw, dotyczących rozpowszechniania fałszywych informacji. Zwłaszcza osoby korzystające z mediów społecznościowych oceniły, że są w nich szczególnie narażone na dezinformację. Ludzie zauważyli rozpowszechnianie się infodemii, którą zaczęli postrzegać jako zjawisko niebezpieczne.

Krótko po wybuchu pandemii IAB Polska sprawdziło jakim poziomem zaufania cieszą się źródła informacji – badani największe zaufanie wyrazili w stosunku do radia (72%), a w następnej kolejności do prasy drukowanej (63%) i polskich serwisów internetowych (60%). Najmniejszym zaufaniem cieszy się reklama (21%).

Bardzo wysoki poziom zaufania do prasy to premia od czytelników za mrówczą pracę dziennikarzy i redaktorów. Od początku pandemii konsekwentnie demaskują różnego rodzaju przekłamania, dezinformacje i półprawdy, a jednocześnie dbają o zapewnienie pełnego serwisu informacyjnego swoim czytelnikom. Pandemia pokazała, jak znaczącą wartością dla całego społeczeństwa są rzetelne media. I jak ważną rolę odgrywają w walce z infodemią.

Redaktorzy i wydawcy są zgodni – to zjawisko, któremu należy przeciwstawiać się wszelkimi możliwymi siłami i środkami. Bo jego skutki mogą być dramatyczne dla społeczeństwa.

Głupota powszednia

Jerzy Domański, redaktor naczelny Tygodnika „Przegląd” uważa, że w długim planie infodemia może być groźniejsza od pandemii.

– COVID-19 w końcu przeminie, bo ludzie dostaną skuteczne leki. Gorzej będzie z lawinowym rozwojem infodemii. Zjawisko, które bardzo szybko rośnie, a lekarstwa na nie w postaci barier prawnych, organizacyjnych czy technologicznych nie widać. Nawet na horyzoncie. Strumień kłamstwa, bo tak w gruncie rzeczy trzeba nazwać to zjawisko, zaczyna przypominać rozlewisko po powodzi. To, co kilka lat temu wydawało się szczytem głupoty i chamstwa dziś spowszechniało. A rekordy popularności biją rzeczy jeszcze gorsze – zauważa Jerzy Domański. – Jak sobie z tym radzić? Po pierwsze trzeba to zjawisko demaskować i opisywać krytycznie słowami trafiającymi do odbiorców. Nie należy używać słowa informacja, a kłamstwo, oszustwo i fałszywka. Po drugie warto pokazać ukryte przed odbiorcami cele, jakie chce się osiągnąć kłamliwymi kampaniami. Warto pytać komu to służy i kto ma w tym interes – uważa red. J. Domański.

Jego zdaniem bardzo pożądana jest również jak najszersza współpraca wszystkich mediów, które mają jednoznacznie krytyczny pogląd na temat tego, co wyprawia czarny rynek fałszywek. – Skuteczność przeciwstawiania się fake newsom w dużej mierze zależy od solidarności środowiska medialnego i samych dziennikarzy. Od uświadomienia sobie jak wielkie mogą być straty tradycyjnych mediów, jeśli rozpanoszy się świat półprawd, kłamstw i prowokacji, które mają destabilizować nastroje społeczne czy rynek. Najlepszym lekarstwem jest oczywiście fachowa wiedza dziennikarzy i odbiorców ich pracy. Im wyższy poziom edukacji, tym mniejsza wiara w fake newsy – mówi Jerzy Domański.

Podkreśla, że tygodnik „Przegląd” jest otwarty dla wszystkich środowisk, naukowców, organizacji społecznych, które konsekwentnie walczą z infodemią. – Drukujemy ich wypowiedzi. Zapraszamy do wywiadów. Mamy oczywiście świadomość, że te tradycyjne metody w dobie rozwoju mediów społecznych już nie wystarczają. Widzimy, że czarna strona Internetu jest coraz lepiej zorganizowana, że sięga po nowe metody komunikacji. A jej grupą docelową jest przede wszystkim młodzież i ludzie o skromnej wiedzy. Wykorzystywana jest przede wszystkim ich naiwność – uważa redaktor naczelny „Przeglądu”.

Objaśnianie wiedzy

O tym, że infodemia nie jest zjawiskiem nowym mówi Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. – Zjawisko to zauważyliśmy dużo wcześniej – prawdziwą plagą stało się ono około 2015 r. Nie chodzi tu tylko o Polskę, ale Europę i USA. Kampanie dezinformacyjne oraz szerzące różne spiskowe teorie były bardzo widoczne choćby w trakcie kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych w 2016 r. i przy wyborach prezydenckich we Francji w 2017 r. Odpowiedzialność za nie przypisuje się głównie Rosji i jej służbom oraz tzw. farmom trolli – wyjaśnia Roman Imielski.

Jego zdaniem w trakcie pandemii koronawirusa teorie spiskowe są cały czas mocno podsycane. – Jednocześnie w Polsce bardzo urosły w siłę – także w mediach i na portalach społecznościowych grup antyszczepionkowych. Polityka rządu i PiS dodatkowo je wspierały – grupa tzw. antyszczepionkowców w Sejmie jest bardzo silna i skutecznie storpedowała wiele działań, które pomogłyby w walce z pandemią COVID-19 – uważa Roman Imielski.

Pytany o metody walki z infodemią mówi natomiast, że redakcja „Gazety Wyborczej” w swoich działaniach wzięła pod uwagę wytyczne WHO dotyczące tego zjawiska. Według nich filarami skutecznego przeciwstawiania się infodemii są:

  1. działania oparte na dowodach (tj. o naukowo udowodnionej skuteczności) i ich wspieranie w społeczeństwie;
  2. objaśnianie wiedzy w postaci zrozumiałych i przystępnych komunikatów;
  3. dostarczanie informacji kluczowym grupom ludności;
  4. partnerstwo między różnymi sektorami;
  5. opieranie działań na wiarygodnych informacjach (choćby nie pochodziły ze źródeł naukowych);
  6. tworzenie strategii radzenia sobie z COVID-19 w oparciu o doświadczenia z wcześniejszych epidemii.

– Dlatego w „Wyborczej” już na początku pandemii wzmocniliśmy dział naukowy, mocno postawiliśmy również na fact-checking. W serwisie Wyborcza.pl i w wydaniu papierowym dziennika codziennie poświęcaliśmy pandemii koronawirusa specjalne miejsce. Obecnie wciąż to robimy, choć już nie z takim rozmachem, ponieważ Polki i Polacy zdążyli się już trochę „oswoić” z pandemią. Redakcja „Wyborczej” oraz serwisu Wyborcza.pl przygotowała też kilka kampanii redakcyjnych, promujących teksty dziennika dotyczące pandemii. Opublikowaliśmy też – pro bono – ogłoszenia rządowe dotyczące koronawirusa, choć później rząd nie włączył „Wyborczej” do swojej wielkiej płatnej kampanii – relacjonuje redaktor R. Imielski.

Dbaj, weryfikuj, publikuj

Szeroką kampanię informacyjną w zasadzie przez cały okres trwania pandemii prowadził również „Fakt”. Gazeta docierająca do milionów czytelników jest szczególnie skutecznym narzędziem w walce z infodemią.

– „Fakt” od prawie 19 lat jest liderem na rynku gazet codziennych, a Fakt.pl jednym z wiodących serwisów internetowych. To dla nas zaszczyt, że każdego dnia cieszymy się zaufaniem milionów Polaków, ale i wielka odpowiedzialność. Szczególnie teraz, gdy w debacie publicznej pojawia się wiele fake newsów albo informacji nieścisłych, które mogą wywoływać strach lub wprowadzać ludzi w błąd – mówi Marcin Kowalczyk, zastępca redaktor naczelnej „Faktu”. – W naszej pracy stosujemy zasadę: Dbaj o czytelnika, Weryfikuj i Publikuj. Dzięki temu chronimy i naszych czytelników, i siebie. W trakcie pandemii wielokrotnie organizowaliśmy akcje informacyjne, takie jak „Koronawirus Raport Faktu” (która miała swoją odsłonę także w postaci programu video), „Koronawirus w Polsce 100 pytań i odpowiedzi”, „50 pytań i odpowiedzi o życie w pandemii”, publikowaliśmy infografiki – obrazujące cechy koronawirusa, a także mechanizmy działania szczepionek dopuszczanych do obrotu. Staraliśmy się też być blisko ludzi i uczciwie prezentować ich osobiste historie zmagań z pandemią, walcząc zarazem o to, by ich interes był chroniony w tworzonych naprędce przepisach – dodaje.

– Jesteśmy dumni nie tylko z tego, że ufają nam czytelnicy, o czym świadczą nasze wyniki sprzedaży i rosnąca liczba sesji na Fakt.pl, ale także że nasz profesjonalizm doceniają eksperci z branży medycznej i komunikacji społecznej. Na początku tego roku nasza dziennikarka Karina Konieczna, specjalizująca się w tematyce zdrowotnej, otrzymała I Nagrodę w konkursie Dziennikarz Medyczny 2021 roku. Redagując gazetę i serwis o charakterze popularnym, staramy się zarazem pisać o pandemii prostym językiem, tak by było to zrozumiałe dla każdego. Zawsze dbamy też o to, by opinie oddzielone były od informacji – zauważa Tomasz Kuzia, szef wydawców online Fakt.pl (wydawca Ringier Axel Springer Polska).

Anonimy i dziwnocelebrytki

Infodemia, jej skala, skuteczność i skutki stały się okazją do głębszej refleksji na temat poziomu dyskusji społecznej. Wielu ekspertów, ale i ludzi mediów uważa, że niezbędna jest szeroko zakrojona debata i stworzenie pewnych ram prawnych, zabezpieczających przed zalewem nie tylko fake newsów, ale również hejtu, agresji, głupoty…

– Dominuje pogląd, że wolność wypowiedzi jest wartością nadrzędną. Co oznacza, że trzeba tolerować ściek, który nie kieruje się żadnymi zasadami. Moim zdaniem świat doszedł tu do ściany. I pewne ingerencje są już niezbędne. Przede wszystkim dotyczy to anonimowości wypowiedzi. Tolerowanie sytuacji, w której z osobami podpisanymi imieniem i nazwiskiem walczą anonimy niemające żadnych zahamowani, bo nieponoszące jakiejkolwiek odpowiedzialności jest już nie do utrzymania. Nie widzę powodów, dla których ma się dalej rozwijać anonimowa nagonka na ludzi, którzy nie ukrywają swojej tożsamości – uważa Jerzy Domański, redaktor naczelny „Przeglądu”.

Pod koniec 2021 r. powstało Polskie Towarzystwo Mediów Medycznych – pierwsze w kraju stowarzyszenie, które ma weryfikować wiarygodność informacji medycznych w mediach. Jak podał „Puls Medycyny” osoby, które rozpowszechniają treści niepoparte dowodami naukowymi, mają otrzymywać upomnienia, pisma przedprocesowe i procesowe. „Będziemy organizować zrzutki na prawników. I nie będziemy się bały. Nikogo i niczego. Dość terroru szafiarek, blogerek, modelek i dziwnocelebrytek. Jeśli nie dało się grzecznie, będziemy się procesować” – zapowiedziała psychiatrka i psychoterapeutka Maja Herman, prezeska Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych. Warto trzymać kciuki za skuteczną realizacją tych zapowiedzi. Bo korzyści odniosą nie tylko media, ale i całe społeczeństwo.

Kinga Szymkiewicz

Dariusz Materek

Wykorzystano informacje PAP MediaRoom