Sprzedażą prasy zajmują się różnie – od kilku miesięcy do nawet kilkunastu lat. Każdemu jednak wciąż sprawia to przyjemność. W pracy spędzają długie godziny, ale gdy znajdą wolną chwilę, chętnie korzystają z uroków mieszkania nad morzem. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Departamentu Dystrybucji Prasy z Oddziału Pomorskiego.
Uwielbiam spacery z mężem
Beata Piotrowska z Gdańska:
Historia naszego punktu jest dość odległa, bo sięga 1991 roku – właśnie wtedy kiosk został otwarty. Ale ja nie za wiele mogę powiedzieć o tych pierwszych latach, ponieważ wówczas jeszcze mnie tutaj nie było… To był kiosk mojego męża, a raczej jego rodziców, których nawet nie znałam. Dopiero później zostaliśmy parą, wzięliśmy ślub i od trzech lat jest to także mój biznes, co mnie bardzo cieszy.
Praca sprawia mi przyjemność, bo mogę obcować z miłymi i otwartymi ludźmi. Nasz punkt jest zlokalizowany na osiedlu zamieszkanym głównie przez starszych ludzi. Ani my, ani oni nie jesteśmy anonimowi. Niemal każda wizyta kończy się na rozmowie. Lubię to i cieszę się, że to wszystko działa na zasadzie takiej przyjaźni.
Dużą satysfakcję sprawia mi, że klienci nas docenili. A przecież wokół nas nie brakuje konkurencyjnych sklepów. Niektórzy mają do nas dłuższą drogę, ale i tak wolą stracić kilka minut więcej, żeby właśnie u nas coś kupić.
Gdy wychodzę z pracy, to uwielbiam spacerować. Cieszę się, że mieszkam w miejscu, gdzie jest plaża. Często robimy sobie takie wypady z mężem i spędzamy czas nad wodą. Ale lubimy także wyjazdy na południe kraju – chociażby do Krynicy czy Krakowa. Zimą wybieramy się również w góry, żeby pojeździć na nartach. A jeśli nie mam ochoty na aktywny wypoczynek, z radością odwiedzam kino. Lubię różne filmy – te ambitniejsze, z sensem, ale od czasu do czasu lekką komedię też warto obejrzeć.
Czasami jest tłoczno
Ewa Monińska z Gdańska:
Moja współpraca z Kolporterem nie jest taka długa, bo na kiosk zdecydowałam się dopiero rok temu. Pojawiła się szansa wynajęcia lokalu w ciekawym miejscu, dlatego postanowiłam z niej skorzystać. Spróbowałam i nie żałuję. Pracy jest sporo, ale nie mam prawa narzekać. To byłby grzech!
Swój kiosk prowadzę bowiem na dworcu, w szeregu punktów handlowych. To doskonała lokalizacja, gdzie ludzie często dokonują zakupu prasy lub podobnych artykułów. Oczywiście charakter miejsca wpływa na zachowanie moich klientów. Mam sporo stałych klientów, ale na dłuższą rozmowę raczej nie ma czasu. Pewnie niektórzy chcieliby nawet pogadać, ale zawsze na plecach czują już oddech innego klienta.
Najwięcej pracy mam w godzinach porannych i popołudniowych, czyli w czasie, gdy ludzie idą do pracy i z niej wracają. Chwilami robi się tłok. Gdy mam wolniejszą chwilę, lubię prześledzić to, co znajduje się w prasie. Nie jestem jednak zwolenniczką prasy plotkarskiej, jak większość kobiet. Czasem ją przejrzę, ale generalnie się nią nie zachwycam.
Dużo bardziej lubię takie tytuły jak „Charaktery” czy „Sens”. Jest tam sporo ciekawych artykułów, które dają do myślenia. Niekiedy sięgam także po książki, głównie beletrystykę. A gdy mam ochotę poczuć odrobinę świeżego powietrza, to biorę swojego psa i idziemy na długi spacer. Z tego powodu bardzo cieszę się, że zima już się skończyła. Latem te spacery są zdecydowanie przyjemniejsze.
Udało się dzięki klientowi
Marcin Kręcicki z Gdańska:
Wszystko zaczęło się 11 lat temu od kiosku, który już nie istnieje. Już wtedy jednak zyskałem grono stałych klientów. I właśnie jeden z nich podpowiedział mi, że w dobrej lokalizacji jest do wynajęcia fajny punkt. Skorzystałem z tego i to był moment, w którym moja firma rozpoczęła dynamiczny rozwój. To była taka iskierka, po której wszystko mocno pognało do przodu. W tej chwili posiadam już cztery punkty z prasą.
Co ciekawe, ja wcale ich nie szukałem. One przychodziły do mnie tak jakby same. Jestem jednak zadowolony z tego, że nie bałem się poszerzać działalności. Człowiek musi przy tym nieźle się nabiegać, żeby wszystko miało ręce i nogi, ale to mi nie przeszkadza. Czuję ogromną wdzięczność do tego klienta, bo gdyby nie jego porada, to nie wiem, co bym dzisiaj robił.
Chciałbym jednak skorzystać z okazji i podziękować za współpracę także trzem kobietom, bez których nie dałbym rady. Zwłaszcza Małgosi, która jest ze mną od początku, ale też Teresie i Paulinie. To one dbają o to, żeby punkty funkcjonowały tak jak powinny. A przecież w naszej działalności nie można stać w miejscu. Jeśli nie będziemy spełniać oczekiwań klientów, to nie przetrwamy na rynku.
Wolny czas staram się w całości poświęcić rodzinie. Mam troje dzieci w młodym wieku i kontakt z nimi sprawia mi ogromną satysfakcję. Lubimy wspólnie podróżować, razem z żoną pokazujemy naszym pociechom piękne miejsca. Rok temu zrobiliśmy kilkudniową wycieczkę objazdową po polskich górach – byliśmy między innymi w Zakopanem i Pieninach. Teraz wybieramy się do Rzymu na beatyfikację papieża. Zabieramy tam najmłodszą córkę, która chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej i już rozumie, jak wielkie będzie to święto dla Polaków.
Kocham sport
Urszula Goraj z Gdyni:
Zupełny przypadek zdecydował o tym, że weszliśmy na rynek handlu prasą. W 2005 roku mój mąż otworzył pierwszy kiosk, potem szybko powstały dwa kolejne punkty. W tym momencie istnieją dwa – jeden z nich prowadzi mąż, drugi ja. Próby czasu nie wytrzymał kiosk, który otworzyliśmy jako drugi.
Nasza działalność wygląda specyficznie, bo oba kioski dzieli niewielka odległość. Stojąc przed jednym z nich, w oddali widać drugi. Ale klientów mamy różnych i istnienie obu punktów ma sens.
Nie prowadzę saloniku prasowego, ale sądzę, że kiosk ma swoje plusy. Staram się to wykorzystać. Na przykład klient po wejściu do saloniku czuje się zobowiązany, żeby coś kupić. U mnie czegoś takiego nie ma, a robię wszystko, by ciekawsze produkty wyeksponować na zewnątrz. Są to na przykład dodatki do gazet – torebki czy szaliczki, które wędrują na front sklepu. Wówczas spacerująca pani z wózkiem widzi coś takiego i może podjąć decyzję o zakupie. To odruch, nikt nie jest do tego zobowiązany, ale wiele osób to jednak robi.
Czy rywalizuję z mężem, kto lepiej z nas prowadzi kiosk? To fajne pytanie, bo często przekomarzamy się, ale wyłącznie w formie żartu. Dostajemy faktury i dochodzimy się, kto tym razem wygrał. Potem ta osoba ma lekką przewagę, ale wspólnie się z tego śmiejemy. To akurat sympatyczny element naszej działalności.
Nieco przeszkadza mi tylko, że moja praca wiąże się z siedzącym trybem życia. A ja jestem osobą aktywną, która ma w sobie za dużo energii. Dlatego w wolnym czasie stawiam na sport. I to różnego rodzaju, bo pływam, jeżdżę na rolkach i rowerze, a także chodzę na aerobik. Mamy piękny trakt nadmorski i staram się z niego korzystać jak najczęściej. Niestety, robię to wszystko sama… Mój mąż jest domatorem i nie potrafię zachęcić go do sportu. Owszem, czasem pojedzie ze mną na basen, ale najbardziej lubi tam posiedzieć w saunie.
Tomasz Porębski