Święta, święta i już po, a właściwie nie tyle po świętach, ile po Euro. Początkowa euforia, potem kilka lat przygotowań w atmosferze kłótni o to, czy zdążymy, czy nie i czyja to bardziej wina. Ale wszystko zbladło w te piękne, czerwcowe dni, kiedy drużyna biało- czerwonych wybiegła na boisko. Niestety zbyt długo na tym boisku nie pozostała.
Teraz naród – i ci gromadzący się przed telewizorami w dniach meczy, i ci oglądający tylko „naszych”, jakoś musi poradzić sobie ze sromotną przegraną. Tego bowiem w najgorszych snach nie przewidywaliśmy – żeby nawet nie wyjść z grupy. Jedyny ratunek to odwołać się do wypróbowanych i sprawdzonych sposobów na to, jak poradzić sobie z porażką. Sposobów, które być może przydadzą się jeszcze w innych trudnych chwilach życia.
Jednym z najpopularniejszych jest szukanie winnych, najlepiej na zewnątrz – po stronie rywali (tu na szczęście mamy ułatwione zadanie: „Rosjanie zawsze coś wykombinują, żeby nam się nie udało, taki już u nich zwyczaj”: sędziów, pogody: „Po meczu z Grecją piłkarze tak szybką utratę sił tłumaczyli zamkniętym dachem na Stadionie”, a nawet charakteru trenera: „Myślę, że trochę niepotrzebne były buńczuczne wypowiedzi trenera Franciszka Smudy (…) najpierw nakręcił wokół siebie niezdrową atmosferę, a potem nie potrafił sobie z nią poradzić”. No i atmosfera nie pozwoliła nam wygrać. Co do faktu, że np. Grecy grali na tym samym boisku – można go po prostu nie zauważyć.
Ignorowanie i wyparcie
Ignorowanie faktów zbliża nas do drugiego skutecznego sposobu na porażkę – wyparcia. Temu psychologicznemu mechanizmowi obronnemu zawdzięczamy „niezauważanie” powstałego problemu. Innymi słowy, nic się nie stało, dalej piłka w grze, a biało-czerwone orły wciąż walczą. Stosujący „wyparcie” fan czy fanka w każdej, dowolnej sytuacji integracji społecznej (ewentualnie wobec kamer TV) wykrzykuje: „Brawo biało-czerwoni, Polska mistrzem” itp. Wiele osób stosuje wyparcie, mechanizm obronny nieświadomy- całkowicie świadomie, wyparcie pozwala bowiem miło i przyjemnie trwać w świecie „mimo”, a nawet „wbrew” oczywistym oczywistościom.
Innym popularnym psychologicznym mechanizmem obronnym jest racjonalizacja – pozornie racjonalne uzasadnianie zachowań i wyborów, podczas gdy ich prawdziwe (ukryte) motywy zwykle mają charakter emocjonalny. „Można było przewidzieć tę przegraną, ponieważ Polska zawsze przegrywa”, „Chłopaki grali dobrze w każdym meczu. Owszem czasami coś nie szło im, ale nikt nie gra perfekcyjnie.”
Jedną z odmian racjonalizacji są „kwaśne winogrona”, czyli deprecjonowanie (umniejszanie znaczenia) celu, jakiego nie udało się osiągnąć: „Są ważniejsze problemy w Polsce niż piłka, za którą grupka chłopców biega”. Inną wersją może być wyszukiwanie korzyści wynikających z faktu porażki: „Dobrze, że nie wygraliśmy, bo:
– nie dalibyśmy rady utrzymać zwycięstwa,
– może i lepiej, że nie wyszliśmy z grupy, bo co byśmy pokazali później skoro nawet w grupie marzeń i we własnym kraju nie potrafimy grać,
– okazałoby się, że jesteśmy mistrzami świata,
– naród by zwariował
i wreszcie: „gorycz z porażki złagodziła mi atmosfera, którą stworzyli otaczający nas niemieccy kibice, pocieszając nas, że przecież to tylko sport”.
„Bez przegranej nie ma sukcesu, każda klęska przybliża nas do wygranej”, czyli pozytywna odmiana popularnego powiedzenia: „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni” (zapewne w imię powyższego tabuny fanów piłki wlewały w siebie hektolitry piwa – licząc na potężny efekt wzmocnienia siebie i swojej drużyny).
Obniżenie emocji towarzyszących porażce można osiągnąć poprzez deprecjonowanie rywali, czyli tych, którzy nas pokonali. Wykazywanie ich słabych stron czy pogardliwe określanie np. mianem Pepików czy Ruskich. Przy okazji meczu z Czechami podkreślano, że: „Dziś już nie mamy kompleksu, bo tak naprawdę nigdy nie przegraliśmy z Czechami ważnego meczu o stawkę”. Po meczu można było usłyszeć, ze Czechom trochę się udało: „No, ale nic, chłopaki bardzo dobrze dawali sobie radę, mimo, że nie mieli żadnego gola. Po prostu Czesi mieli szczęście i to trzeba przyznać”.
Zdystansuj się
Skutecznym sposobem poradzenia sobie z goryczą przegranej jest zdystansowanie się (czyli odcięcie, odwrócenie się) do przyczyny klęski w tym wypadku do polskiej drużyny piłkarskiej. Najprościej poprzez zamianę zaimka „my” na „oni”. Bowiem kiedy wygrywamy, to „my”, ale kiedy przegrywają, to „oni” – piłkarze, trener i PZPN, a nawet zdaniem niektórych rząd i konkretni politycy. Zdystansowanie się pozwala nie czuć się odpowiedzialnym za wynik, a tym samym uwalnia od poczucia klęski czy depresji towarzyszącej przegranej. „Piłkarze zawiedli oczekiwania Polaków, choć nie można im odmówić waleczności”, „nie spełnili nadziei”. Szczególnym odpowiedzialnym za porażkę stał się Polski Związek Piłki Nożnej z prezesem Lato na czele. To, co działo się w Związku od dawna wywoływało oburzenie i kontrowersje, jednak przegrana na Euro spowodowała, że zażądano głów – od działaczy odwrócili się wszyscy, nikt nie chce być utożsamiany z przegranymi, a to PZPN stał się symbolem przegranej. Popularne powiedzenie opisujące zjawisko dystansowania się brzmi: „sukces ma wielu ojców, zaś przegrana jest sierotą”.
Zmiana stylu
Wszystkie opisane przykłady zastosowania popularnych metod walki z poczuciem klęski, zacytowane powyżej, znalazłam na forach i w artykułach poświęconych piłkarskim mistrzostwom. Jednakże warto wspomnieć, że pojawiła się też zupełnie nowa tendencja, powiedziałabym nawet, tendencja przeciwna naszemu zwykłemu stylowi narodowemu. Otóż, Polacy w różnych sytuacjach dziejowych mieli zwyczaj podejmować się działań w zasadzie skazanych na porażkę, a następnie obwiniać się wzajemnie o to, dlaczego tak się stało. Tymczasem po przegranej w EURO 2012 okazało się, że można zupełnie inaczej. Dziennikarze, a nawet zwykli ludzie zaczęli propagować nowy, przywieziony przez kibiców z Irlandii sposób. Nazwijmy go roboczo: „Nie ważne jest by znaleźć króliczka, ważne by gonić go”. Innymi słowy, ważne jest by grać, być świadkiem występów własnej drużyny, jej sukcesów, ale i porażek, starać się być z niej dumnymi, nawet wtedy, kiedy coś im się nie udaje. Jak wyraził to jeden z forumowiczów: „No cóż, może następnym razem, ale było ciekawie, były dobre chwile i gorsze, ale dzięki, że daliście z siebie wszystko”. Przywoływano przykład kibiców z Irlandii wielokrotnie i o dziwo coraz więcej osób czuło się w obowiązku (narodowym) dotrzymać im kroku. Miejmy nadzieje, że wejdzie nam to w krew i odtąd taki już będzie nasz standard. Nie tylko w piłce nożnej. W każdej innej sytuacji.
Zamiast modlić się do Boga, żeby sąsiadowi też zdechła krowa, będziemy potrafili cieszyć się, że nam się razem udało. Dla własnego dobra. Jak pokazują badania, zgorzknienie, gniew i wrogość mogą nie tylko zatruć nam miłe chwile, ale także wpłynąć negatywnie na zdrowie. W odróżnieniu od żalu, który objawia się obwinianiem siebie, gorycz skutkuje zrzucaniem winy na innych lub czynniki zewnętrzne, gniewem i rzucaniem oskarżeń. Carsten Wrosch, profesor z Wydziału Psychologii Concordia University twierdzi, że długotrwałe odczuwanie goryczy może osłabić odporność, pogorszyć metabolizm i w konsekwencji zwiększyć podatność na choroby. Zaś główną przyczyną odczuwania rozgoryczenia jest poczucie niesprawiedliwości i porażki.
Pozytywne myślenie
Dlatego dla zdrowia spróbujmy tym razem pozytywnych sposobów radzenia sobie z uczuciem przegranej. Przede wszystkim, jak radzi prof. Wrosch warto znaleźć sobie inny cel. Nie koncentrować się na rozpamiętywaniu przegranej, ale raczej na motywowaniu się do nowych zadań. Przegraną warto analizować tylko dla uniknięcia podobnych błędów, bez obarczania kogokolwiek poczuciem winy. Najlepiej jest skupiać się na tym, co udało się zrobić, natomiast resztę po prostu zaakceptować. Cenną umiejętnością obniżającą napięcie, zmniejszającą uczucie goryczy, (zatem zdrowotną) i pozwalającą zdystansować się do klęski jest umiejętność dostrzeżenia komicznych stron porażki. Potwierdziły to badania naukowców z Uniwersytetu w Kent, wskazujące, że pozytywne przewartościowanie, akceptacja porażki oraz dowcip są najbardziej efektywnymi sposobami radzenia sobie z poczuciem niepowodzenia.
A w sprawie piłki i piłkarzy ciekawa propozycja wynika z badań naukowców z Uniwersytetu Durham i Playmouth w Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem, jeśli chodzi o wygraną w meczu, istotne znaczenie ma kolor koszulek, w jakie ubrani są piłkarze. Drużyny których barwy klubowe miały kolor czerwony, jak pokazały badania, dłużej utrzymywały się na czołowych miejscach tabeli. Być może, sugerują badacze, wynika to z faktu, że kolor czerwony, łączony z agresją i dominacją, może wpływać mobilizująco na piłkarzy, a odstraszająco na ich przeciwników. Wydaje się, zatem wskazane lobbowanie w sprawie przydzielenia naszym piłkarzom na stałe czerwonych koszulek.
Inną równie ciekawą propozycją jest wprowadzenie zasady, że gospodarz mistrzostw z założenia przechodzi przynajmniej do ćwierćfinałów, a może jeszcze lepiej do półfinałów. To dopiero byłoby sprawiedliwe. I pozwoliłoby naprawdę skutecznie uniknąć przyszłym gospodarzom mistrzostw goryczy porażki.
Małgorzata Wirecka-Zemsta