Jarosław Karpowicz, właściciel PHU Trafik, swoje życie zawodowe związał z branżą tytoniową. Komunikatywność i dyspozycyjność – to zdaniem kontrahenta gdańskiego Oddziału Departamentu Dystrybucji FMCG Kolportera recepta na sukces w handlu.
W branży tytoniowej Jarosław Karpowicz pracuje od prawie ćwierć wieku. A dokładnie od 23 lat. Nie od razu sam był swoim szefem. – Początkowo byłem zwykłym pracownikiem, w jednej z firm – opowiada. – Zaczynałem od podstaw, od posady magazyniera, kasjera. Poznawałem ten biznes od podszewki. Stopniowo awansowałem i doszedłem do stanowiska kierownika oddziału.
Ale wtedy, w 2000 roku, w jego karierze zawodowej nastąpił nieoczekiwany zwrot – pojawiło się nawet widmo bezrobocia. – Firma została wykupiona, można powiedzieć, ze właściwie się rozpadła. Stanąłem nad przepaścią – wspomina właściciel PHU Trafik. – W pierwszej chwili nie wiedziałem, co robić. Ale miałem trochę kontaktów w branży. I tak w ciągu dwóch tygodni założyłem własną firmę.
Kontakty i kapitał
Kontakty i własny kapitał – to zdaniem kontrahenta Departamentu Dystrybucji FMCG Kolportera podstawa, aby założyć i rozkręcić własny biznes. – Banki nie dają już kredytów na piękne oczy – podkreśla. – Ja nigdy nie brałem pożyczek. Choć początki były bardzo trudne. Zaczynałem od zera. Finansowo naprawdę staliśmy bardzo źle. Bywało tak, że w ciągu 10 godzin pięć razy obracałem po towar, bo nie miałem wystarczającej ilości gotówki na jednorazowy zakup większej partii. Cztery pierwsze lata to był czas bardzo intensywnej pracy. Aż wreszcie, po tym okresie, firma zaczęła prosperować.
Co nie oznacza, że pracy jest mniej. PHU Trafik działa na terenie Trójmiasta. W tej chwili w firmie zatrudnionych jest pięć osób. Asortyment to w 80 procentach wyroby tytoniowe: papierosy, tytoń, akcesoria fajkowe. Do tego jeszcze m.in. kawa, gumy do żucia, prezerwatywy. – To, co się dobrze sprzedaje – podkreśla właściciel.
Komunikatywny przedstawiciel
Firma mieści się na giełdzie towarowej. Aby być na czas w pracy, pan Jarosław i jego pracownicy muszą wstawać o godz. 3 nad ranem. – Bo o godzinie 4 jesteśmy już do dyspozycji pierwszych klientów. A ci przyjeżdżają bardzo wcześnie, by się zaopatrzyć w towar – mówi Jarosław Karpowicz. I tak do godz. 15. A nawet dłużej, ponieważ pracownicy do wieczora objeżdżają jeszcze sklepy. – Mamy podpisane umowy z siecią sklepów. Stali klienci to podstawa, by móc dziś istnieć na rynku – dodaje właściciel firmy. – Kiedyś to klient do nas przychodził i prosił, by sprzedać mu towar. Teraz to my musimy wychodzić do klienta i namawiać go na zakup właśnie w naszej firmie.
Dlatego, zdaniem naszego rozmówcy, ważny jest zespół dobrych przedstawicieli. – To powinny być osoby komunikatywne, łatwo nawiązujące i utrzymujące dobry kontakt z klientami – zaznacza. – W tej branży trzeba też być cierpliwym, elastycznym, dyspozycyjnym. Bo właściwie moja praca nigdy się nie kończy. Nawet przy kolacji odbieram telefony od klientów.
Teoretycznie pan Jarosław ma wolne niedziele. Ale zdarza się, że i w tym dniu musi porozmawiać z klientem, który akurat ma pilną sprawę. – Konkurencja jest duża, więc trzeba dbać o swoich kontrahentów – dodaje. – Bo to naprawdę trudny rynek. Dla klienta liczy się cena. A ta od jakiegoś czasu jest urzędowa, bita na paczkach. Jeśli chodzi o promocje i upusty, to jest granica opłacalności, której nie można przekroczyć, bo nikt na dłuższą metę nie będzie dokładał do interesu.
Jednym słowem handel to wcale nie łatwy kawałek chleba. Najlepszy dowód to fakt, że od 23 lat Jarosław Karpowicz nie był na urlopie.
Monika Wojniak