Wystartowała nowa edycja konkursu „Partner Roku”, organizowanego przez Departament Sieci Własnej Kolportera. Każdego miesiąca wybierani są najlepsi partnerzy prowadzący saloniki prasowe i salony Top-Press. Przy ocenie pod uwagę brane są m.in. wysokość sprzedaży i jakość obsługi klientów. W bieżącym numerze „Naszego Kolportera” prezentujemy laureatów ze stycznia br.
Paulina Ponikowska-Staniec z Zagnańska
Można powiedzieć, że współpraca z Kolporterem to jej rodzinna tradycja. Panią Paulinę namówił na to mąż, który wcześniej pracował dla Kolportera jako menadżer. Zdecydowała się i przejęła salonik, który mieści się w jednym z marketów. – To bardzo ruchliwe miejsce i codziennie mamy dużo klientów – zapewnia pani Paulina. – W pobliżu nie ma żadnego punktu z prasą.
Salonik jest czynny przez siedem dni w tygodniu. Odwiedzają go głównie stali klienci. Nowe twarze najczęściej pojawiają się w wakacje i święta. Pani Paulinie w pracy pomaga teraz jeszcze jedna osoba. – Punkt jest czynny od rana do wieczora, więc musimy się wymieniać. Jedna osoba nie dałaby rady przepracować 14 godzin – mówi Paulina Ponikowska–Staniec. – Tylko w niedzielę mamy czynne nieco krócej.
Pani Paulina podkreśla, że sukces (po raz kolejny wygrywa w konkursie na Partnera Miesiąca) nie jest tylko jej zasługą. – Chcę podziękować mojemu menadżerowi oraz wszystkim osobom, z którymi współpracuję i współpracowałam. Oni także zapracowali na to wyróżnienie – dodaje.
Małgorzata Lis ze Wschowy
Niedawno pisaliśmy o niej jako o zwyciężczyni konkursu Partner Roku 2014. Gdy zaczynała, wszystkiego musiała uczyć się od podstaw, bo sprzedaż prasy była zupełnie obcą dla niej branżą. Teraz ma cztery saloniki: dwa w Lesznie i po jednym we Wschowie i w Śmiglu. Tak dobrze sprawdza się w tym zawodzie, że została wybrana na doradcę zawodowego: prowadziła szkolenia dla innych Partnerów i podpowiadała im, co należy ulepszyć, aby osiągnąć sukces. Brakowało jej jednak kontaktów z klientami i dlatego zdecydowała, że w stu procentach poświęci się swoim salonikom. – Każdy salonik jest jak moje kolejne dziecko – powtarza przy każdej rozmowie. I za każdym razem chwali też swój zespół, który wraz z mężem i synem wspiera ją w tej pracy.
W wolnych chwilach pani Małgorzata lubi poczytać dobrą książkę, obejrzeć dobry film, albo nadrobić zaległości w ulubionych serialach. Nie ukrywa jednak, że pracy oddaje się praktycznie całkowicie. – Nie spodziewałam się, że to zajęcie stanie się moją pasją – śmieje się.
Iwona Waliczek z Bielska-Białej
Handel ma we krwi. – Mama prowadziła sklep i ja od dziecka też chciałam to robić – opowiada pani Iwona. Partnerem Kolportera jest od dwóch lat. – Wcześniej przez rok pracowałam w saloniku jako sprzedawca. Któregoś dnia dostałam propozycję , aby pójść na swoje i ciężko było odmówić – śmieje się.
Jej salonik znajduje się na osiedlu, niemal w centrum miasta. – Jest mały, ale przyjazny – opisuje go pani Iwona. – Dobrze się tu pracuje, klienci są bardzo sympatyczni. Przychodzi do mnie dużo starszych osób, ale z drugiej strony mam też wielu młodych klientów. Znam ich upodobania, nie muszą nawet mówić, po co przyszli. To ich bardzo cieszy, wiedzą, że mi na nich zależy. Do klienta trzeba mieć zdrowe, życiowe podejście, traktować go jak człowieka, nie jak wroga. Uśmiech jest nieodzowny. Ja sama nie lubię, jak w sklepie ktoś jest dla mnie niemiły. Tego uczę też moje pracownice. Jeśli ma się zły dzień, to lepiej pójść za róg i się wykrzyczeć, niż odreagowywać na klientach.
Salonik jest czynny przez cały tydzień, w niedzielę trochę krócej niż w pozostałe dni. – Tę pracę albo się kocha, albo nie. Jeżeli nie, to lepiej ją zmienić – dodaje pani Iwona. – Mój mąż mówi, że widok kobiety, która wraca z pracy uśmiechnięta, to coś pięknego.
Weronika Benisz z Warszawy
Przez siedem lat pomagała mamie w prowadzeniu saloników. – Mama miała dwa saloniki – opowiada pani Weronika. Rok temu zdecydowałyśmy, że ja przejmę jeden z nich.
Salonik mieści się w galerii na warszawskim Targówku. – Ruch jest tu naprawdę duży, zwłaszcza pod koniec tygodnia. Klienci są w większości przejezdni, z Warszawy i spoza miasta. Grupa stałych to pracownicy galerii – opisuje nasza rozmówczyni. – Mój salonik jest zlokalizowany w dobrym miejscu, blisko kina i strefy restauracyjnej. Dziennie wydaję klikaset paragonów. Nie licząc kuponów lotto, bo kolektura też u nas jest.
Salonik jest czynny w takich godzinach, jak galeria, czyli od 10 do 21, a w niedziele do 20. – Sama nie dałabym rady, więc zatrudniam jedną osobę, pomagamy też sobie nawzajem z mamą – mówi Weronika Benisz. Przez lata podpatrywania mamy i własnych doświadczeń przekonała się, że sprzedawca musi być zawsze uśmiechnięty, miły, pogodny, otwarty na klientów – wtedy chętnie do niego wrócą.
Czas wolny od pracy pani Weronika poświęca ostatnio całkowicie na urządzanie swojego pierwszego własnego mieszkania.
Anna Kwiatkowska z Golubia-Dobrzynia
– Na początku 2012 roku osoba prowadząca salonik, w którym pracowałam, zrezygnowała. Aby nie stracić pracy, postanowiłam ten salonik przejąć. Tak uzgodniłyśmy z koleżanką, która też wtedy ze mną pracowała – opowiada pani Anna. Tak rozpoczęła się jej współpraca z Kolporterem. Salonik znajduje się w galerii handlowej, usytuowanej w osiedlu mieszkaniowym. – Pracuję w nim nadal z tą samą koleżanką. Mamy do siebie całkowite zaufanie. Ustaliłyśmy sobie taki system pracy, aby co drugi dzień mieć wolne. Tylko czwartki dzielimy na pół. Wtedy dokonujemy wszystkich ustaleń. Wolny mamy też co drugi weekend. Umówiłyśmy się, że jeżeli nie dzieje się nic nadzwyczajnego, to w te wolne dni nie dzwonimy do siebie z służbowymi sprawami – mówi Anna Kwiatkowska.
Salonik jest duży, więc może pomieścić szeroką ofertę prasy i książek oraz wielu klientów, których w galerii handlowej naprawdę nie brakuje. – Dobrze sprzedają się dzienniki. Prasa kobieca znika praktycznie w całości – zauważa pani Anna.
Wolny czas nasza rozmówczyni poświęca działce. Teraz, wiosną, będzie tam miała coraz więcej pracy.
Notowała Monika Wojniak