Sierpień 1980 roku zapoczątkował erę niezależnej prasy w Polsce. Dramatyczne wydarzenia w Stoczni Gdańskiej przyniosły nie tylko powstanie „Solidarności”, ale przede wszystkim przełamały monopol informacyjny komunistycznego systemu. Pierwszy legalnie wydawany niezależny tytuł prasowy za żelazną kurtyną stał się symbolem fundamentalnej zmiany w polskim społeczeństwie.

Strajki sierpniowe udowodniły siłę pokojowego sprzeciwu społecznego. Wśród słynnych 21 postulatów znalazły się kluczowe żądania dotyczące wolności słowa i dostępu do mediów. Postulat trzeci brzmiał: „Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji”. Postulat czwarty był równie konkretny: żądał „podania w środkach masowego przekazu informacji o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikacji jego żądań”. Strajkujący domagali się nie tylko swobód gospodarczych, ale przede wszystkim politycznych – prawa do niezależnego przekazu informacji.
Wydarzenia te przyciągnęły międzynarodową uwagę. Dziennikarze i korespondenci zagraniczni licznie przybywali do Gdańska, dokumentując narodziny ruchu, który zmienił oblicze Europy Środkowo-Wschodniej. Logo „Solidarności” zaprojektowane przez Jerzego Janiszewskiego stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli graficznych na świecie. Skala poparcia społecznego była bezprecedensowa. Do ruchu „Solidarność” przystąpiło ponad 9 milionów Polaków, podczas gdy Polska Zjednoczona Partia Robotnicza w szczytowym okresie liczyła niewiele ponad 3 miliony członków. Dane te pokazują, jak głęboka była potrzeba zmiany w polskim społeczeństwie.
UNESCO uznało tablice z 21 postulatami za jeden z najważniejszych dokumentów XX wieku, wpisując je na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego. Sierpień ‘80 rozpoczął proces, który na zawsze odmienił polską prasę.
Droga do wolności słowa
W przedsierpniowej Polsce nie istniały żadne legalnie działające, niezależne od władzy źródła informacji. Wszystkie gazety, czasopisma, programy radiowe i telewizyjne były albo bezpośrednio kontrolowane przez partię, albo podlegały restrykcyjnej cenzurze. Największe dzienniki, jak „Trybuna Ludu” (organ KC PZPR) czy „Żołnierz Wolności”, pełniły funkcję przekaźników oficjalnej propagandy. Wydawanie prasy było monopolem państwa, a konkretnie Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”, kontrolowanej przez PZPR. Monopol ten obejmował nie tylko wydawanie, ale również dystrybucję prasy i dostęp do papieru, co skutecznie uniemożliwiało powstanie jakichkolwiek niezależnych wydawnictw.
Oficjalne media PRL przekazywały skąpe i zafałszowane informacje o przebiegu strajków. Społeczeństwo zostało odcięte od rzetelnych doniesień o rozmowach z władzami, co stanowiło jeden z głównych powodów, dla których strajkujący robotnicy zaczęli tworzyć własne kanały komunikacji.
Monopol informacyjny był filarem systemu komunistycznego. Obywatele, długo nękani propagandą i półprawdami, zaczęli domagać się realnego dostępu do mediów. Zbigniew Bujak, jeden z liderów mazowieckiej „Solidarności”, trafnie ujął problem: „Brak dostępu do środków masowego przekazu powoduje niemożność publicznego reagowania na oszczerstwa i dezinformację”.
Niezależna prasa odegrała kluczową rolę w przygotowaniu gruntu pod sierpniowe wydarzenia. Dr Jan Olaszek z Instytutu Pamięci Narodowej podkreśla, że „…nawet w tych zakładach, które strajkowały w lipcu i w których nie było kontaktu z działaczami opozycji, forma strajku była dokładnie taka, jaką w prasie niezależnej propagowała opozycja demokratyczna”.
Jerzy Domański, redaktor naczelny tygodnika „Przegląd” (Fundacja „Oratio Recta”) zwraca uwagę na dwa etapy w rozwoju niezależnej prasy, a także skomplikowaną sytuację środowiska dziennikarskiego w tym okresie. – Mówiąc o znaczeniu Sierpnia ’80, musimy brać pod uwagę okres od sierpnia 1980 r. do 13 grudnia 1981 r. czyli do stanu wojennego, a później do czerwca 1989 r. W pierwszym okresie prasa niezależna miała przede wszystkim postać biuletynów informacyjnych związanych z organizacjami związkowymi w największych miastach. Ich atrakcyjność dla Czytelników polegała głównie na tym, że działały poza cenzurą i były ważnym źródłem takich informacji, których nie podawały media państwowe. Trzeba jednak przypomnieć, że media państwowe to nie były media jednorodne. Najbardziej spektakularnym przykładem takich różnic było opublikowanie przez „Sztandar Młodych” postulatów robotników strajkujących w Gdańsku wbrew cenzurze i władzy – mówi Jerzy Domański. – Nie da się zrozumieć przemian, jakie zaszły w Polsce w tym okresie bez głębszej analizy sytuacji w środowisku dziennikarskim. Warto pamiętać, że w znacznej większości dziennikarze prasy niezależnej byli wcześniej czołowymi, a przynajmniej znaczącymi pracownikami mediów rządowych. To w nich nabyli takie kompetencje, które pomogły w organizowaniu mediów niezależnych – dodaje.
Przełamywanie monopolu
Gdy 31 sierpnia 1980 roku podpisano Porozumienia Gdańskie, jednym z pierwszych kroków organizacyjnych nowo powstającego związku było utworzenie struktur informacyjnych. Już we wrześniu 1980 roku powołano Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność”, które miało koordynować politykę informacyjną związku na szczeblu krajowym. Na jego czele stanęli doświadczeni dziennikarze, którzy odeszli z oficjalnych mediów, m.in. Konrad Bieliński i Helena Łuczywo.
Biuro stało się centralnym ośrodkiem informacyjnym dla rozrastającej się sieci publikacji solidarnościowych. Jego głównym zadaniem było przełamanie monopolu informacyjnego władz oraz dostarczanie rzetelnych informacji o działalności związku. Oprócz tego organizowano szkolenia dla redaktorów terenowych gazetek zakładowych, dostarczano materiały informacyjne i koordynowano przepływ informacji między regionami.
Równolegle z powstaniem struktur krajowych, w zakładach pracy zaczęły powstawać pierwsze niezależne biuletyny. Już podczas strajków w Stoczni Gdańskiej wydawano „Strajkowy Biuletyn Informacyjny Solidarność”, redagowany przez Konrada Bielińskiego, Krzysztofa Wyszkowskiego i Mariusza Wilka. To właśnie tam wykuwały się standardy niezależnego dziennikarstwa.
W ciągu kilku miesięcy po sierpniu 1980 roku w całym kraju powstało ponad 1500 tytułów prasy zakładowej i regionalnej – np. „Solidarność Dolnośląska” – organ Regionu Dolny Śląsk, „Jedność” – pismo szczecińskie, czy wydawany w Krakowie „Goniec Małopolski”.
23 grudnia 1980 roku Biuro Polityczne KC PZPR „wobec stałego nacisku »Solidarności« zdecydowało o wyrażeniu zgody na publikację tygodnika, który miał być „pismem związkowym o profilu społeczno-zawodowym”. Sukces był jednak połowiczny – nakład ograniczono do 500 tysięcy egzemplarzy, podczas gdy władze „Solidarności” postulowały milion.
Pierwszy niezależny tygodnik
3 kwietnia 1981 roku ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Solidarność” pod redakcją Tadeusza Mazowieckiego. Było to przełomowe wydarzenie w powojennej historii polskiej prasy – po raz pierwszy do ogólnopolskiego kolportażu wprowadzono tytuł niezależny od władzy komunistycznej.
– Między wydarzeniami Sierpnia a kolejnymi dekadami historii polskiej prasy istnieje bezpośrednia ciągłość. Jednym z pierwszych efektów powstania niezależnych struktur była inicjatywa utworzenia autonomicznego organu związku – „Tygodnika Solidarność”, z Tadeuszem Mazowieckim jako redaktorem naczelnym. Było to pismo wyjątkowe – pamiętam jak z wypiekami czekałem na kolejne numery, bo były w nim nie tylko artykuły na temat bieżących spraw związku i wydarzeń politycznych, ale także teksty o przeszłości, które dotykały tematów wcześniej cenzurowanych, na przykład zbrodni stalinowskich – wspomina Mirosław Maciorowski, redaktor naczelny „Magazynu Wyborczej” (Wydawnictwo Wyborcza).
„Tygodnik” stał się platformą dla tematów dotąd zakazanych. Pojawiła się seria artykułów odkłamujących historię XX wieku, w tym teksty o Poznańskim Czerwcu 1956, Grudniu 1970 i Czerwcu 1976. Pismo przynosiło informację i publicystykę, także reportaże, dotyczące działalności NSZZ „Solidarność” i sytuacji kraju oraz było miejscem rozwijania publicystyki dotyczących kwestii gospodarczych, społecznych czy praworządności. Jesienią 1981 r. redakcja skutecznie wytoczyła proces sądowy cenzurze, broniąc zakwestionowanych przez nią tekstów.
– Czytelnikiem miał być chłop, emerytka, student i jego profesor. Wspólną cechą ich wszystkich i nas samych było to, że byliśmy bardzo wyczerpani peerelowskim zakłamaniem i potrzebowaliśmy prawdy jak powietrza – wspominał Bohdan Cywiński, zastępca redaktora naczelnego za T. Mazowieckiego.
O tym, jak wielkim wydarzeniem było pojawienie się „Tygodnika”, wiele lat później w „Rzeczpospolitej” napisała Agnieszka Rybak: „To był przewrót na miarę kopernikańskiego. W PRL całkowicie wolna gazeta nie wychodziła od 1945 r. Dla opozycji otwierał się ważny kanał komunikacji ze społeczeństwem”.
Do zespołu redakcyjnego należeli: Bohdan Cywiński, Kazimierz Dziewanowski, Waldemar Kuczyński (zastępcy redaktora naczelnego), Artur Hajnicz, Krzysztof Wyszkowski (sekretarze redakcji), Jarosław J. Szczepański, Ernest Skalski, Wanda Falkowska, Wanda Wojnicz, Wiesława Grochola, Piotr Rachtan, Jacek Ambroziak, Jan Dworak, Andrzej Kaczyński, Andrzej Friszke, Jolanta Strzelecka, Stanisława Domagalska, Ryszard Holzer i Małgorzata Niezabitowska. Zespół był obiektem inwigilacji Służby Bezpieczeństwa (sprawa obiektowa „Walet”), prowadzonej przez Departament III MSW; akta sprawy znajdują się w IPN.
Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego kilku redaktorów pisma (m.in. Tadeusz Mazowiecki, Waldemar Kuczyński, Jan Dworak, Wojciech Brojer) zostało internowanych, a wydawanie pisma zawieszono. W czerwcu 1989 r. „Tygodnik” został reaktywowany pod redakcją Tadeusza Mazowieckiego w nakładzie 100 tysięcy. Po powołaniu przez Sejm Tadeusza Mazowieckiego na stanowisko premiera i wydaniu 18 numerów, we wrześniu 1989 r. Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”, na wniosek Lecha Wałęsy, powołała na redaktora naczelnego Jarosława Kaczyńskiego. Znaczna część dotychczasowego zespołu redakcyjnego i wielu współpracowników zrezygnowała z dalszej współpracy z nową redakcją.
– W czasie stanu wojennego duch „TS” przetrwał w wielu podziemnych wydawnictwach, przede wszystkim w popularnym „Tygodniku Mazowsze”. Po 1989 roku, w warunkach nowego rynku medialnego, z tej tradycji wyrastały kolejne tytuły – nie tylko „Gazeta Wyborcza”, ale także inne wartościowe inicjatywy, np. „Tygodnik Podhalański”. Jego założyciel, Jurek Jurecki, aktywnie działał w podziemnych mediach lat 80., kontynuując dziedzictwo Sierpnia – mówi Mirosław Maciorowski, redaktor naczelny „Magazynu Wyborczej”. – Paradoksalnie, to właśnie „Tygodnik Solidarność” okazał się najsłabszym ogniwem tej historii. Dziś nie mając nic wspólnego z pierwotnym, legendarnym charakterem – ocenia.
„Tygodnik” ukazuje się nieprzerwanie do dziś. Jest wydawany przez spółkę Tysol sp. z o.o., w całości należącą do Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Prasa w podziemiu
Pierwszym krokiem władz po wprowadzeniu stanu wojennego było zawieszenie wydawania wszystkich gazet i czasopism z wyjątkiem „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”. Siedziba „Tygodnika Solidarność” została natychmiast zajęta przez funkcjonariuszy SB i ZOMO, a całość materiałów redakcyjnych skonfiskowano. Podobny los spotkał redakcje innych pism związkowych. Władze przeprowadziły także masowe aresztowania dziennikarzy związanych z niezależnymi mediami. W ciągu pierwszych dni stanu wojennego internowano ponad 60 dziennikarzy pracujących w prasie solidarnościowej, w tym niemal cały zespół „Tygodnika Solidarność”. Wielu innych zostało poddanych tzw. weryfikacji – procedurze sprawdzającej lojalność wobec systemu.
Stan wojenny zdławił legalną prasę solidarnościową, ale wywołał „erupcję” prasy podziemnej. Już w nocy z 14 na 15 grudnia 1981 roku ukazały się pierwsze numery „Tygodnika Wojennego” i „Wiadomości”. Wśród setek tytułów wydawanych w podziemiu, kilka zyskało szczególne znaczenie. „Tygodnik Mazowsze”, redagowany przez Helenę Łuczywo i Joannę Szczęsną, stał się najbardziej wpływowym pismem podziemnej „Solidarności”. Pierwszy numer ukazał się w lutym 1982 roku, a nakład sięgał nawet 80 tysięcy egzemplarzy. Innym ważnym pismem był warszawski „CDN – Głos Wolnego Robotnika”, ukazujący się od kwietnia 1982 roku. Z kolei „Obóz” specjalizował się w tematyce międzynarodowej, zwłaszcza dotyczącej krajów bloku wschodniego. Na terenie całego kraju powstały także dziesiątki biuletynów regionalnych i zakładowych. W Krakowie ukazywała się „Mała Polska”, we Wrocławiu „Z Dnia na Dzień”, a w Gdańsku „Solidarność. Pismo Regionu Gdańskiego”.
Działalność wydawnicza w warunkach konspiracji wymagała niezwykłej pomysłowości i odwagi. Podziemne drukarnie lokowano w prywatnych mieszkaniach, piwnicach, na strychach czy w leśnych bunkrach. Podstawowym sprzętem drukarskim były powielacze białkowe, ramki sitodrukowe oraz tzw. ramki czeskie. Z czasem, dzięki pomocy z zagranicy, pojawiły się również profesjonalne offsety. Druk odbywał się w warunkach głębokiej konspiracji – okna zasłaniano kocami, pracowano w nocy, a sąsiadom tłumaczono hałas maszyn remontem lub pracą stolarską. Transport materiałów i gotowych wydawnictw odbywał się przez łączników, którzy przenosili je w specjalnie przygotowanych skrytkach – w teczkach z podwójnym dnem, w torbach z żywnością czy w dziecięcych wózkach.
Mimo represji i aresztowań prasa podziemna funkcjonowała nieprzerwanie aż do 1989 roku. Stały się fundamentem odbudowy wolności słowa w Polsce.
– Wydarzenia sierpniowe miały ogromny wpływ na zmianę postaw wśród dziennikarzy. Część z nich, ale co warto przypomnieć mała, część opowiadała się za duchem wydarzeń sierpniowych. Była gotowa zapłacić za to osobistą cenę. I choć po latach mamy mit o wielkich rzeszach kombatantów Sierpnia i garstką obrońców starego systemu to w 1980 r. i w latach kolejnych było dokładnie odwrotnie. Większość środowiska stała po stronie ówczesnej władzy i poparła wprowadzenie stanu wojennego. Jest wiele faktów, które to potwierdzają. Ale chyba nic już nie zmieni dość powszechnego przekonania, że było odwrotnie – uważa Jerzy Domański, redaktor naczelny tygodnika „Przegląd”.
Żegnaj, cenzuro
Przełom roku 1989 oznaczał fundamentalną zmianę w polskim krajobrazie medialnym. Okrągły Stół, częściowo wolne wybory, a następnie utworzenie rządu Tadeusza Mazowieckiego zapoczątkowały proces przejścia od mediów kontrolowanych przez państwo do systemu opartego na zasadach wolnego rynku i pluralizmu.
Kluczowym momentem dla polskich mediów było uchwalenie 11 kwietnia 1990 roku ustawy o likwidacji Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Ten akt prawny, wchodzący w życie 6 czerwca 1990 roku, oznaczał formalne zniesienie cenzury w Polsce. Istotną zmianą było także rozwiązanie monopolistycznej Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch” i przekazanie jej majątku w ręce prywatne. W rezultacie tego procesu pojawiły się nowe podmioty na rynku wydawniczym, zarówno polskie, jak i z udziałem kapitału zagranicznego.
Komisja Likwidacyjna RSW funkcjonowała przez 12 lat, zakończyła swą pracę w 2002 r., a jej ostatni szef Krzysztof Czabański tak podsumował jej pracę: „Udało się rozbić molocha, jakim było RSW, nie udało się jednak osiągnąć innych celów, a tymi były m.in. utworzenie nowego rynku prasowego i ochrona młodego rynku prasowego przed kapitałem zagranicznym (…) Stało się tak m.in. dlatego, że większość tytułów prasowych, które przekazano lub sprzedano grupom związanym z NSZZ „Solidarność”, została przez związek szybko sprzedana – głównie firmom zagranicznym”.
Symbolem transformacji medialnej stała się „Gazeta Wyborcza”, której pierwszy numer ukazał się 8 maja 1989 roku. Początkowo jako organ prasowy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, szybko przekształciła się w niezależny dziennik pod redakcją Adama Michnika. Wkrótce mocną pozycję na rynku zyskały również m.in.: „Tygodnik Powszechny”, oficjalnie wznowiony po okresie zawieszenia, „Rzeczpospolita” – przekształcona z organu rządowego w niezależny dziennik, tygodniki opinii – „Polityka” i „Wprost” oraz lokalne dzienniki regionalne, często wywodzące się z dawnej prasy partyjnej. Niestety, dla części tytułów prasowych okres przełomu okazał się początkiem końca.
– Niezależna prasa rosła wraz z tym, jak znaczenia nabierały środowiska opozycyjne wobec władzy. A prawdziwy jej rozkwit zaczął się po obradach okrągłego stołu. Nowa władza i nowe partie potrzebowały swoich mediów i te oczekiwania były szybko spełniane. Głownie poprzez przejmowanie przez te nowe partie polityczne istniejących już na rynku starych tytułów. Bardzo często znakomicie redagowanych z bardzo dobrymi zespołami. Myślę tu np. o prasie kobiecej, kulturalnej, młodzieżowej, ale też o popularnych dziennikach jak „Express Wieczorny” przekazany Porozumieniu Centrum i bardzo szybko doprowadzony do bankructwa. Trochę inny los spotkał redakcję „Sztandaru Młodych”, którą rząd Mazowieckiego przekazał Konfederacji Polski Niepodległej. Ku zdumieniu władzy zespół redakcyjny ogłosił strajk i rząd wycofał się z tej decyzji. Niestety prawie wszystkie tytuły z okresu PRL rozmaitymi metodami doprowadzono do upadku – zauważa Jerzy Domański, redaktor naczelny Tygodnika „Przegląd”.
W konsekwencji przemian lat 90. ukształtował się zdecentralizowany, pluralistyczny system medialny, oparty na różnorodności własności i poglądów. Było to zwieńczenie długiej drogi zapoczątkowanej przez „Solidarność” w sierpniu 1980 roku, gdy po raz pierwszy przełamano monopol informacyjny władzy.
Dziedzictwo
Upadek komunizmu przyniósł konstytucyjne umocowanie wolności słowa. Artykuł 54 Konstytucji RP stanowi jasno: „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Przepis ten stał się fundamentem demokratycznego ładu w Polsce.
Przełomowym momentem była likwidacja Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk w 1990 roku. System cenzury prewencyjnej, kontrolujący wszystkie publikacje, audycje radiowe i telewizyjne, definitywnie przeszedł do historii. – To był najbardziej dokuczliwy kaganiec, który bardzo ograniczał możliwości twórcze autorów – ocenia Jerzy Domański.
Likwidacja cenzury otworzyła przestrzeń dla prawdziwego pluralizmu poglądów. Jednocześnie komercjalizacja rynku medialnego przyniosła zjawiska wcześniej nieznane – konkurencję o czytelnika, reklamodawcę i wpływy. Tytuły prasowe musiały nauczyć się funkcjonowania w warunkach gospodarki rynkowej.
Jednak badacze zwracają uwagę na pewien paradoks współczesności: „choć nie istnieje w Polsce państwowa instytucja odpowiedzialna za cenzurowanie środków masowego przekazu w takiej formie, w jakiej miało to miejsce przed 1990 rokiem, to obecne są inne, pozainstytucjonalne formy ograniczania wolności słowa”. Nowe formy ograniczania wolności mediów to np. „cenzura ekonomiczna”, która jest w rękach polityków rozdzielających fundusze. Formą nacisku jest także wytaczanie autorom szeregu procesów. Niektórzy dziennikarze mierzą się z kilkunastoma, a w skrajnych przypadkach z ponad dwustoma procesami sądowymi. To także narzędzie nacisku na środowisko dziennikarskie.
– Rozwój niezależnej prasy wiąże się bezpośrednio z rozwojem pluralizmu politycznego i masowym powstawaniem organizacji społecznych, które tworzyły społeczeństwo obywatelskie. Były też niestety negatywne konsekwencje wolnego rynku. Skrajna merkantylizacja większości gazet i tygodników, które nastawione były wyłącznie na zysk co odbywało się kosztem poziomu. I kosztem dziennikarzy, którzy są dziś w III RP, najbardziej poszkodowaną grupą zawodowa. Pracują najczęściej bez etatów, za bardzo skromne wierszówki. Często są dodatkiem do reklam i ogłoszeń. O wszystkim decydują właściciele, w dużej mierze zagraniczni, którym zależy wyłącznie na dochodowości. Politykom udało się skutecznie skłócić i podzielić środowisko dziennikarskie. Nie ma więc żadnych reguł prawnych, które by ucywilizowały rynek medialny. Nie ma ustawy w sprawie mediów publicznych, bo bez niej politycy mogą łatwo manipulować telewizją publiczną, Polskim Radiem i PAP. Zmieniają się rządzące partie, ale nie zmienia się sytuacja tych mediów, które ciągle są rządowe, a nie publiczne – ocenia Jerzy Domański, redaktor naczelny tygodnika „Przegląd”.
Kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju rynku medialnego może nieć wdrożenie Europejskiego Aktu o Wolności Mediów (EMFA), przyjętego przez Parlament Europejski 13 marca 2024 roku. Zobowiązuje on państwa członkowskie do ochrony pracy dziennikarzy, zapewnienia przejrzystości struktury własnościowej mediów oraz zagwarantowania niezależności redakcyjnej.
Dziennikarze pełnią kluczową funkcję w społecznej kontroli władzy. Europejski Trybunał Praw Człowieka podkreśla, że „swoboda wypowiedzi stanowi jeden z podstawowych fundamentów demokratycznego społeczeństwa”. Prawo to obejmuje nie tylko informacje dobrze przyjmowane, lecz także te obraźliwe, szokujące lub przeszkadzające.
– Bez Sierpnia ’80 nie byłoby w Polsce wolnej prasy w takim kształcie, jaki znamy dziś – czyli całkowicie niezależnej, nieskrępowanej żadnymi ograniczeniami poza tymi, które same redakcje sobie wyznaczają, wybierając tematy i kreując rzeczywistość – podkreśla Mirosław Maciorowski, redaktor naczelny „Magazynu Wyborczej”.
Trzeba jednak pamiętać, że wolność słowa nie jest dana raz na zawsze – wymaga nieustannej czujności i zaangażowania całego społeczeństwa. Dziedzictwo Sierpnia ‘80 zobowiązuje do ciągłej obrony tych wartości, o które walczyli strajkujący robotnicy. Na razie – na szczęście – wolna prasa, zrodzona z potrzeby prawdy i niezależności, pozostaje strażnikiem demokratycznych wartości.
KINGA SZYMKIEWICZ
DARIUSZ MATEREK