Współczesny człowiek żyje w strumieniu informacji. Różnego rodzaju komunikaty zalewają nas nie tylko podczas świadomego korzystania z mediów. Jesteśmy bombardowani nimi poprzez pocztę mailową, przy korzystaniu z internetowych przeglądarek i wyszukiwarek, ale także smartfonów. Niezauważalnie uzależniamy się od informacji, podświadomie poświęcając więcej uwagi tym negatywnym. Jak radzić sobie z emocjami w tej trudnej rzeczywistości? Czy dziennikarze mogą ochronić swoich czytelników przed przerażającymi wiadomościami? Czy powinni informować, czy uspokajać?
W 2020 r. przestrzeń informacyjną wszystkich mediów zajął koronawirus COVID-19 i pandemia, którą wywołał. Dwa lata później, gdy temat był jeszcze mocno obecny w mediach, Rosja najechała Ukrainę, co w sposób oczywisty zdominowało wszystkie serwisy informacyjne. Obydwa wydarzenia w warstwie emocjonalnej miały wspólny mianownik – strach. Informacje medialne zaczęły silniej niż kiedykolwiek oddziaływać na psychikę swoich odbiorców.
Idealny świat pęka
Pandemia do codziennych problemów dodała lęk o zdrowie swoje i bliskich, który czasem zamieniał się w paniczny strach. Wojna to odczucie znacząco spotęgowała. Problem został dostrzeżony przez specjalistów – zauważono wzrost powszechnego lęku oraz symptomów depresji, zwłaszcza u kobiet i u młodych ludzi.
Silny i długotrwały stres, a takiego może w czasie pandemii doświadczać wiele osób, często prowadzi do zaburzeń psychicznych, w których dominującą rolę odgrywają różnego rodzaju zaburzenia lękowe, w tym przede wszystkim: lęk paniczny, lęk uogólniony oraz tzw. stres pourazowy.
Specjaliści zwracają uwagę, że jedną z przyczyn natrętnych, powracających myśli jest to, że przez ostatnie lata wypchnęliśmy z naszej świadomości fakt, że nie jesteśmy nieśmiertelni, że nie zawsze będziemy zdrowi.
– Weszliśmy w świat internetu, mediów społecznościowych, gdzie wszyscy są piękni, młodzi i bogaci. Tymczasem życie składa się z większej gamy barw i zdarza się w nim także choroba. Gdy nagle musimy zmierzyć się z tą realnością, z tym że nie jest jak na nieustających wakacjach, bo ktoś z naszego otoczenia może zachorować, bo my możemy zachorować, bo ludzie wokół nas chorują, czasem prowadzi to do odwrotnej sytuacji: zaczynamy się zapętlać wokół tej choroby, przestajemy zauważać dobre strony życia i myślimy tylko o chorobie i o tym, co z nią związane – wyjaśniała popandemiczne lęki Dorota Minta, psycholog i psychoterapeuta z Instytutu Wsparcia Psychologicznego ESTARE.
Nie zdążyliśmy się jeszcze uporać z pandemicznymi lękami, gdy dołączyły do nich kolejne, intensywniejsze i trudniejsze. Dokładnie rok temu Rosja zaatakowała Ukrainę i za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna. Wraz z falą uchodźców zaczęły do nas docierać przerażające obrazy brutalnej, wojennej rzeczywistości. W sposób oczywisty wojna stała się też tematem numer jeden we wszystkich mediach. „Bańka idealnego świata” pękła w bardzo gwałtowny sposób.
Bez pudru i parytetów
Rok temu, w początkowej fazie wojny w Ukrainie temat zdecydowanie zdominował wszystkie media. Atak Rosji w mediach elektronicznych był relacjonowany praktycznie godzina po godzinie, w tradycyjnych zajmował najwięcej miejsca. Okrucieństwo i brutalność Rosjan siłą rzeczy powodowały określony wydźwięk informacji. Część redakcji próbowała balansować je łagodniejszymi tematami, choć nie zawsze było to możliwe.
– „Wyborcza” to nie tylko dział zagraniczny i polityczny. To najmocniejszy w Polsce dział naukowy, kulturalny, redakcje lokalne, reportaż, wieloosobowy dział psychologii. Nie musimy szukać balansu ani nie mamy parytetów, że na każde dwie relacje z frontu przypada jeden lżejszy temat. Na co dzień oferujemy czytelnikom teksty, które niosą wiedzę, rozrywkę, inspirację, poradę. Na przykład o tym, że Homo sapiens miał przewagę nad innym gatunkami ludzkimi dzięki białej twardówce oka lub o najlepszych książkach wydanych w Polsce w 2022 roku – mówi Marcin Ręczmin, szef strony głównej Wyborcza.pl (Wydawnictwo Agora).
– Różnorodność nie jest u nas wymuszona wojną i katastrofami – po prostu taki jest nasz profil. A ponieważ sami funkcjonujemy w środowisku, gdzie natłok negatywnych komunikatów jest wysoki, wiemy, że dotyka on także czytelników. Stąd dalszy rozwój naszego zespołu zajmującego się tekstami poświęconymi dobrostanowi psychicznemu. Już wkrótce wszystkie te materiały – a powstaje ich kilkadziesiąt w tygodniu – będą zgromadzone w jednym miejscu, na stronie „Żyć lepiej”. I właściwie przez cały czas są one widoczne na stronie głównej Wyborcza.pl – dodaje M. Ręczmin.
Błędne koło
O tym, że część osób może się zagubić w natłoku negatywnych komunikatów, przekonani są również naukowcy i eksperci badający to zjawisko. Zwracają uwagę na fakt, że ciągu ostatnich dwóch lat przeżyliśmy serię niepokojących globalnych katastrof, od pandemii COVID-19 po inwazję Rosji na Ukrainę, ale także protesty na dużą skalę, masowe strzelaniny i niszczycielskie pożary.
„Bycie świadkiem tych wydarzeń, śledzenie na bieżąco wiadomości może wywołać u niektórych ludzi ciągły stan wysokiego pobudzenia. Chęć stałego monitorowania rzeczywistości może stać się chorobliwa i doprowadzić do stanu, w którym świat wydaje się ciemnym i niebezpiecznym miejscem. Wpadają w błędne koło, w którym nie mają możliwości wyciszenia się, oderwania, zostają za to wciągani dalej w śledzenie wiadomości. Pojawia się obsesja na tym punkcie. Takie osoby, aby złagodzić emocjonalny niepokój, sprawdzają informacje przez całą dobę. To oczywiście nie pomaga, a obsesyjne śledzenie wiadomości zaczyna zakłócać inne aspekty ich życia” – napisał na łamach pisma „Health Communication” Bryan McLaughlin, profesor College of Media and Communication na Texas Tech University.
Aby zbadać to zjawisko uzależnienia od wiadomości, prof. McLaughlin i jego współpracownicy, dr Melissa Gotlieb i dr Devin Mills, przeanalizowali dane z ankiety internetowej przeprowadzonej wśród 1100 dorosłych Amerykanów. Uzyskane wyniki pokazały, że aż 16,5% ankietowanych wykazywało oznaki kompulsywnego śledzenia wiadomości. Wpływało to na pogorszenie ich relacji społecznych, utrudniało skupienie się na szkole lub pracy oraz przyczyniało do stałego niepokoju i bezsenności. Zdecydowana większość z nich skarżyła się na bardzo złe samopoczucie psychiczne i fizyczne.
Według prof. B. McLaughlina badania pokazują, że istnieje potrzeba ukierunkowanych kampanii na rzecz umiejętności korzystania z mediów. „Chociaż chcemy, aby ludzie nadal byli zaangażowani w śledzenie wiadomości, ale ważne jest, aby mieli do nich zdrowszy stosunek. (…) Całkowita rezygnacja ze śledzenia informacji oznaczałaby ograniczenie dostępu do wiadomości ważnych dla zdrowia, czy bezpieczeństwa. Podważałaby możliwość kształtowania świadomego społeczeństwa obywatelskiego, co z kolei miałoby wpływ na utrzymanie demokracji. Dlatego zdrowa relacja z konsumpcją wiadomości jest idealną sytuacją” – podkreślił prof. Bryan McLaughlin.
Przede wszystkim wiarygodność
Niejako w kontrze do opinii prof. McLaghlina na całym świecie pojawiają się jednak również głosy o potrzebie ograniczania w mediach informacji mogących wywołać strach czy dyskomfort odbiorcy. Takie stanowisko godzi jednak w fundament każdego rynku medialnego – wolność słowa. Wątpliwe również, aby odbiorcy i czytelnicy oczekiwali od dziennikarzy jakiejkolwiek formy autocenzury.
– Myślę, że nasi czytelnicy oczekują przede wszystkim tego, aby przekazywane im informacje były wiarygodne i istotne. Tak rozumiemy misję dziennikarską: weryfikujemy wiadomości i konfrontujemy je z danymi, potwierdzonymi faktami, ocenami specjalistów. Naszym zadaniem nie jest „cenzurowanie świata” i przemilczanie wydarzeń, które mogę wywołać dyskomfort odbiorców. Ale na pewno można je opisywać w sposób odpowiedzialny, żeby tego poczucia niepotrzebnie nie potęgować – ocenia Marcin Ręczmin, szef strony głównej Wyborcza.pl
I dodaje: – Ponieważ źródłem wielu negatywnych informacji jest tocząca się za naszą granicą wojna Ukrainy z Rosją, dużo uwagi poświęcamy temu, jak ją relacjonować. I tu przykład, jak to robimy – a właściwie czego unikamy. Przede wszystkim nie mnożymy tekstów pod hasłem „Putin przemówił. Teraz już wszystko jasne”, a potem kontynuacji „Biden odpowiedział Putinowi. USA są gotowe”. Bo czy z tego cokolwiek wynika? Wiemy, że jeśli te wypowiedzi są ważne, to należy je zawrzeć w jednym materiale, pokazać w szerszym kontekście, wyjaśnić – być może posiłkując się autorytetem znawcy tematu – ich znaczenie dla przebiegu działań wojennych. Pogoń za odsłonami – a wykorzystanie ludzkich lęków jest na to łatwym sposobem – nie może być celem odpowiedzialnych mediów.
Marcin Ręczmin podaje również przykład zabiegu redakcyjnego, który jest obowiązujący i bardzo ważny dla zespołu Wyborcza.pl. – Otóż nie używamy w tytułach słowa „wojna” w znaczeniu metaforycznym. Wojna toczy się w Ukrainie. W koalicji rządowej czy w sprawie premii za mundial mamy kłótnię, awanturę, aferę, ale nie wojnę – mówi Marcin Ręczmin.
Dziennikarski stres
Wiadomości o określonej wymowie, dotyczące grozy wojny czy pandemii mogą wywierać określony wpływ nie tylko na psychikę odbiorców, ale także samych dziennikarzy i redaktorów. I nie chodzi tu tylko o reporterów relacjonujących wojnę bezpośrednio, z Ukrainy, ale także tych, którzy każdego dnia muszą śledzić serwisy informacyjne i przygotowywać kolejne wydanie gazety. Wielu z nich doświadcza potężnego stresu, wywołanego natłokiem przerażających informacji i obrazów.
– W tym zakresie jako redakcja poprosiliśmy o pomoc specjalistów. Po pierwsze, zorganizowaliśmy prowadzone przez terapeutów webinary o tym, jak radzić sobie z wtórnym zespołem stresu pourazowego. Poznaliśmy tam bardzo konkretne rady, co robić, jak się zachowywać oraz czego unikać, by stres minimalizować. Webinary są nagrane, można po tę wiedzę w każdej chwili sięgnąć. Do tego każdy z nas ma zapewnionych przez Agorę pięć bezpłatnych indywidualnych sesji terapeutycznych, podczas których psycholog może skupić się na naszych indywidualnych potrzebach. Program obejmuje nie tylko dziennikarzy i redaktorów, mają do niego dostęp wszyscy pracownicy – mówi Marcin Ręczmin, szef strony głównej Wyborcza.pl.
A co eksperci radzą wszystkim, którzy mają problem z natłokiem przerażających wiadomości? – Każda emocja jest pewną informacją dla człowieka. Stan lękowy warto zrozumieć, zaakceptować go, bo zapieranie się, że jesteśmy spokojni, a nie jesteśmy, zadziała odwrotnie. Emocje zauważone tracą na mocy. Dlatego obserwujmy się, mówmy o emocjach i starajmy się myśleć racjonalnie – radzi dr Ewa Pragłowska, psycholog kliniczny i psychoteraputka ze Szkoły Psychoterapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS.
KINGA SZYMKIEWICZ
DARIUSZ MATEREK