Wiele osób traktuje Walentynki jako pewien „sztucznie narzucony” – głównie przez handel – zwyczaj. Trzeba jednakże przyznać, że mimo początkowych oporów walentynkowe zwyczaje stopniowo i u nas znajdują coraz większą grupę sympatyków.
Nowoczesny handel przyzwyczaił nas do odmierzania czasu poprzez kolejne odsłony sklepowych wystaw. Od wiosennych aranżacji Wielkanocy, poprzez plaże lata, wrześniowy początek roku szkolnego, jesienną złotość spadających liści aż po przepych Bożego Narodzenia i Gwiazdki. Początek roku, kiedyś nieco smutny, wiązał się bowiem ze styczniowym zastojem w sprzedaży. Dziś kojarzy nam się z wielkimi „soldami”, czyli poświąteczną wyprzedażą. A zaraz potem nadchodzą Walentynki – święto miłości i zakochanych.
Zamiast Dnia Kobiet
Walentynki skutecznie zastąpiły święto 8 marca – Dzień Kobiet. Być może Dzień Kobiet był zbyt ogólny, skierowany do bezosobowej grupy wszystkich Pań i jako taki bardziej pasował do poprzedniego ustroju, (który zresztą lubił wszelkie Dni i Święta: górników, kolejarzy, pocztowców, marynarzy, pielęgniarek i tak bez końca). Tymczasem Walentynki są jakby bardziej osobiste, bliższe – każdy z nas znajdzie kogoś, kogo w tym dniu chciałby obdarować odrobiną uczucia: przyjaciół, znajomych, nawet kolegów i koleżanek z pracy. Bo to już nie tylko Święto Zakochanych, ale Święto Wzajemnego Obdarzania się Miłością (oczywiście obdarzanie powinno mieć formę fizyczną w postaci prezentu).
Dzień św. Walentego obchodzony jest jako Święto Zakochanych od lat 80. piętnastego wieku. Przez wiele lat tradycja Walentynek ograniczała się do podrzucania ukochanym osobom liścików i kartek z wyrazami miłości. Niepostrzeżenie, skomercjalizowała się i przekształciła w kolejne święto prezentów. Do Polski zwyczaj ten przywędrował stosunkowo niedawno i od początku miał bardziej komercyjny niż obrzędowy charakter. Dlatego wiele osób traktuje Walentynki jako pewien „sztucznie narzucony” – głównie przez handel – zwyczaj. Rzeczywiście, w naszej kulturze i obyczajowości raczej nie mamy tradycji dzielenia się z innymi uczuciami miłości czy sympatii. Najbardziej podobnym obrządkiem była pogańska Noc Kupały (nazywana też „nocą świętojańską”, połączona w tradycji chrześcijańskiej z nocą św. Jana) – święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, ale także płodności i miłości. Trzeba jednakże przyznać, że mimo początkowych oporów walentynkowe zwyczaje stopniowo i u nas znajdują coraz większą grupę sympatyków. Już chyba tylko najbardziej oporni pozostają nieczuli na dyktat czerwonego serduszka w dniu 14 lutego.
Dlatego, może warto zastanowić się, jak to jest z tym zakochiwaniem. Co skłania nas do poszukiwania drugiej połowy i dzielenia się z nim lub nią swoimi uczuciami?
Amanci ze średniowiecza i współczesności
Historie o miłości odnajdziemy już w najstarszych mitach ludzkości, zapisane na glinianych tabliczkach, papirusach czy wyryte na ścianach jaskiń. Jednak zdaniem niektórych uczonych zajmujących się związkami międzyludzkimi, miłość romantyczna (zakochanie) to głównie wytwór dwóch, odległych od siebie epok. Po raz pierwszy masowo opowieści o szaleństwie miłości pojawiły się w średniowiecznych pieśniach trubadurów. Opisywano tam miłość przepełnioną emocjami, tęsknotą, pełną wyrzeczeń i pozbawioną elementu erotycznego (a zwłaszcza seksu). W miłości tej celem kochanków było podporządkowanie uczuciom wszelkich innych spraw. Na ogół była więc to miłość niespełniona, tragiczna i smutna.
Ponownie miłość romantyczna i tragiczna, a zarazem powszechnie przejawiająca się w kulturze, pojawiła się pod koniec XIX wieku. Przypomniało o niej kino. Niespełnione, tragiczne i pełne fatalizmu historie miłosne przyciągały do sal kinowych masowego odbiorcę (głównie panny służące), który pragnął wraz z bohaterami opowieści przeżywać miłość niepohamowaną, nie poddającą się prawu ani rozumowi, przynoszącą wprawdzie cierpienie, ale i szalone emocje. Wtedy też rozpoczął się wielki romans miłości i handlu. W sprzedaży pojawiać się zaczęły pamiątki związane z wielkimi gwiazdami, kreowano ubiory i dodatki promowane przez aktorów i aktorki znane z ekranów kin.
Tezie, że miłość romantyczna to sztuczny wytwór i kreacja, zaprzeczają badania antropologiczne. Okazuje się, że w zasadzie wszędzie, nawet w najbardziej odległych zakątkach świata, ludzie się zakochują. Prawie każda kultura posiada też mity, legendy, pieśni czy obrzędy związane z miłością. Są to na przykład przepisy, jak sprawić, aby pozyskać wzajemność ukochanej osoby (lubczyk), historie o tragicznie zakochanych, popychające ich do działań niezwykłych i szalonych (niczym Romeo i Julia) czy opowieści o zbrodniach popełnianych w imię miłości(Otello).
Zdaniem psychologa Roberta Sternberga miłość jest „stanem składającym się z trzech podstawowych elementów: uczucia bliskości, namiętności oraz zaangażowania” (za Aronson 1997). Te trzy składniki łącza się ze sobą w rozmaitych konfiguracjach. Ich różne połączenia decydują, jakiego rodzaju miłości doświadczamy. W miłości romantycznej będzie to koktajl bliskości (uczucie silnego związku z ukochaną osobą), nieco namiętności (stopień pobudzenia – głównie erotycznego), ze szczyptą zaangażowania (potrzeba pozostawania w związku). Zakochani zatem przede wszystkim pragną stale być ze sobą, bowiem w bliskości z ukochaną osobą odnajdują szczęście i ukojenia. Co jeszcze jest charakterystyczne dla stanu zakochania?
Objawy i chemia miłości
Najsilniejszym, najczęściej opisywanym objawem miłości romantycznej jest potrzeba nieustannego przebywania z kochaną osobą. Również: myślenia o niej, wyobrażania sobie różnych scen czy sytuacji w związku z nią („a ja mu wtedy powiem..”, „zapytam ją o…itp.). Wszystko inne przestaje się liczyć. Zakochana osoba żyje niczym we śnie, budząc się tylko w bliskości tej jedynej, liczącej się wtedy osoby. Inni ludzie przestają być nie tylko ważni, przestają być także atrakcyjni. Nie ma innych mężczyzn czy kobiet poza wybranką serca. Ta zaś staje się niczym wzór niedościgniony, najpiękniejszą, najsłodszą, najmądrzejszą. Człowiek dotknięty „chorobą miłości” nie potrafi dostrzec wad u wybranki, a nawet, jeśli dostrzega, to uważa je za – „urocze”.
Nie bez powodu mówimy, że miłość jest ślepa. Zespół Andreasa Bartelsa z University College London potwierdził w badaniach, że kiedy zakochani patrzą na siebie, praca obwodów neuronalnych odpowiedzialnych za krytyczną ocenę innych jest tłumiona. Idealizacja partnera, posunięta czasem prawie do absurdu, to jedna z typowych cech zakochania. Inną jest niestabilność emocjonalna. Skłonność do przeżywania niezwykle silnych emocji, od radości rozświetlającej zakochanych, kiedy są ze sobą, do czarnej rozpaczy rozłąki lub uczucia porzucenia. Proste utrudnienia stające na drodze miłości, jak spóźniający się autobus czy niemożność skontaktowania się z ukochanym, urastają do rozmiarów barier nie do pokonania czy przeszkód nie do przebycia.
Niektórzy opisując stan zakochania porównują go do choroby. Czy jednak miłość jest chorobą? Raczej nie. Choć w badaniach prof. Donatelli Marazziti z Uniwersytetu w Pizie okazało się, że osoby zakochane miały podobny poziom serotoniny w płytkach krwi obwodowej, jak osoby cierpiące na nerwicę natręctw, czyli myślenie obsesyjne. Skłoniło to badaczkę do wysunięcia wniosku, ze zakochani nie są „normalni” w tradycyjnym rozumieniu zdrowia psychicznego. Serotonina jest neuroprzekaźnikiem nazywanym popularnie hormonem szczęścia – jego poziom w mózgu wpływa na sen, potrzeby seksualne, zachowania impulsywne i apetyt. To właśnie m.in. serotonina odpowiada za opisane powyżej zaburzenia zachowania u osób zakochanych – jej wahania mogą tłumaczyć wahania nastrojów i silne emocje, a także zaburzenia snu, apetytu, a nawet wzrost pobudzenia seksualnego.
Innym ciekawym wynikiem badań prof. Marazziti było odkrycie, że zakochane kobiety i mężczyźni zbliżają się do siebie w poziomie testosteronu (u kobiet poziom tego „męskiego” hormonu rośnie, u mężczyzn maleje). Być może mechanizm ten pomaga partnerom przezwyciężyć dzielące ich różnice, aby utrzymać związek w okresie zakochania. Takie podejście byłoby zbieżne z koncepcją traktującą stan zakochania, jako ewolucyjnie wykształcony mechanizm, którego rolą jest łączyć ludzi w pary i utrzymywać je tak długo, aby byli w stanie spłodzić potomstwo.
Co prowadzi do konkluzji, że miłość romantyczna to nie nieokiełznana emocja, niekontrolowana siła czy choroba, lecz jak najbardziej logiczny mechanizm popędowy służący przetrwaniu gatunku ludzkiego.
Prawdopodobnie, tak jak inne mechanizmy popędowe, miłość romantyczna w rozwoju społecznym znajduje swój wyraz w coraz to nowych przejawach. Od prehistorycznych zalotów, jak w filmie „Milion lat przed naszą erą”, poprzez pieśni i zwyczaje średniowiecznych trubadurów aż do współczesnych Walentynek w postaci: kwiatów, czekoladek (pamiętajmy czekolada to jeden z najpopularniejszych afrodyzjaków), bielizny, biżuterii czy wreszcie wyjazdu we dwoje do, na przykład, luksusowego SPA.
I być może fakt, że Walentynki coraz częściej oznaczają po prostu zakup prezentu jest znakiem naszych czasów. Skoro kupujemy wszystko, to dlaczego nie spróbować kupić sobie uczucia zakochania?
Zwłaszcza w Walentynki?
Małgorzata Wirecka-Zemsta