Przedstawiamy najlepszych kontrahentów Oddziału Szczecińskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Zgodzili się uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić nam swoje recepty na sukces.
Rodzinna sieć handlowa
Mirosław Guz ze Szczecina
Z Kolporterem współpracuję od 1993 roku. W tej chwili prowadzimy 71 salonów prasowych, wkrótce otwieramy kolejny. Oczywiście sam nie dałbym rady się tym zajmować, zwłaszcza że punkty są rozrzucone po kilku województwach: zachodniopomorskim, lubuskim, opolskim, śląskim, małopolskim, kujawsko-pomorskim, wielkopolskim i mazowieckim. Prowadzimy firmę rodzinną, w tej chwili już dwupokoleniową. Zakładałem ją razem z żoną, później dołączyły do nas dzieci wraz z współmałżonkami. Zatrudniamy około 250 osób.
Prowadzenie takiej firmy na pewno jest wymagającym zajęciem. Ja nie pracuję na czas, poświęcam go firmie tyle, ile trzeba. Jednego dnia jest to kilka godzin, a innym razem cała doba. Śpię z telefonem – jak każdy, kto prowadzi własny biznes.
Co jest potrzebne do odniesienia sukcesu? Silna wola i mocna osobowość. Trzeba mieć pomysł na życie, wiedzieć, co się chce osiągnąć, ale przede wszystkim potrzebny jest silny charakter, aby to zrealizować. Często bywa tak, że ludzie zachłystują się pierwszym sukcesem, pieniędzmi i zamiast inwestować – wydają je na przyjemności. A firma pada. Wszyscy, od których na początku uczyłem się biznesu, właśnie z tego powodu splajtowali. Natomiast ja byłem uparty, moja żona jeszcze bardziej i udało nam się.
Od lat na miejscu
Bogusława Wysocka ze Szczecina
Od 26 lat, nieprzerwanie w tym samym miejscu, mieści się mój kiosk. Najpierw sprzedawałam tutaj jako pracownica, później przejęłam go na własność. To punkt na osiedlu Reda, w budynku, gdzie jest też duży sklep, złotnik. Pracuję tu sama, pomaga mi mąż. Wstaję o godzinie 5 rano. Na szczęście do pracy mam blisko, tylko jeden przystanek autobusem. O godzinie 6 już otwieram. Pracuję do 19. W niedziele kiosk jest nieczynny.
Osiedle, na którym mieści się mój kiosk, jest naprawdę spore. Od lat mam stałych klientów. Ja znam ich, a oni znają mnie. Jeszcze zanim się odezwą wiem, co chcą kupić. Sprzedaję gazety, papierosy, trochę chemii, słodyczy. Prasy mam bardzo szeroki wybór, myślę, że jakieś 500 – 600 tytułów. Najlepiej sprzedają się tygodniki, takie jak „Angora”, „Życie na gorąco”, „Flesz” czy „Party”. Jeśli czegoś akurat nie mam u siebie na półce, to mogę zamówić i sprowadzić na życzenie klienta.
Pracuję dużo, ale mi to nie przeszkadza. Lubię swoją pracę. Choć jeśli chodzi o urlop, to faktycznie jest problem z jego zorganizowaniem. Co roku mam kilka wolnych dni na początku maja, gdy jest tzw. długi majowy weekend. To mój jedyny urlop w roku.
Lubię czytać, ale to mogę akurat robić w pracy, kiedy nie ma klientów. W domu natomiast po prostu odpoczywam i odsypiam zaległości.
W kiosku mam wszystko
Mariola Kubczyk ze Szczecina
Razem z mężem prowadzimy kiosk przy jednym ze szczecińskich osiedli, niedaleko pętli tramwajowej. Mąż jest szefem i to on zajmuje się sprawami organizacyjnymi, natomiast ja sprzedaję. Nasi klienci to w zdecydowanej większości okoliczni mieszkańcy. Odwiedzają nas regularnie. Znam ich dobrze, bo jesteśmy tutaj już ponad 20 lat.
W asortymencie mamy oczywiście prasę, ale też inne rzeczy, które mogą być potrzebne w domu – papier toaletowy, płyn do naczyń, kosmetyki itp., czyli coś, czego na przykład nagle zabrakło i natychmiast jest potrzebne. Czasem ludzie się dziwią, że w takim małym kiosku mogą dostać właściwie wszystko, czego potrzebują. Choć i tak ostatnio zmniejszyłam asortyment, bo niestety wymusza to konkurencja dyskontów czy marketów.
Prasy mamy bardzo duży wybór. Sporo tytułów wystawiam na zewnątrz, gdzie są bardziej widoczne. I to te gazety lepiej się sprzedają. Klienci najchętniej sięgają po tzw. tygodniki kobiece, jak „Życie na gorąco” czy „Party”. Jeśli chodzi o dzienniki, to prym wiodą tabloidy.
Nasz kiosk jest czynny sześć dni w tygodniu, od godz. 6 do 19. Zimą skracam ten czas do godziny 17, bo wieczorami i tak praktycznie nie ma ruchu.
Jeśli mam wolny czas, nie lubię spędzać go bezczynnie. A że w domu zawsze mam coś do zrobienia, to poświęcam go właśnie na obowiązki rodzinne i domowe.
Praca siedem dni w tygodniu
Marcin Sadurski ze Szczecina
Z Kolporterem współpracuję od ponad roku, ale handlem prasą w ogóle zajmuję się od 2000 roku. Prowadzę trzy saloniki w Szczecinie. Wszystkie są zlokalizowane w galeriach handlowych. Oprócz tego mam też innego rodzaju punkty, jak np. trafiki. Na brak pracy więc nie narzekam.
Wszystkim zajmuję się razem z bratem. Podzieliliśmy między siebie obowiązki. On jest odpowiedzialny za stronę logistyczną, ja za rozliczenia. W salonikach zatrudniamy 7 osób.
Pracy poświęcam dużo czasu, choć staram się wracać do domu o rozsądnych porach, bo bardzo ważne jest, aby znaleźć też czas dla rodziny. Większym problemem jest fakt, że pracuję siedem dni w tygodniu. Tak się już do tego jednak przyzwyczaiłem, że kiedy czasami uda mi się gdzieś wyrwać na 5 dni urlopu, to nie wiem, co ze sobą zrobić.
Jeśli chodzi o prowadzenie tego typu biznesu, to najważniejszą rzeczą jest wybór dobrej lokalizacji. My mieliśmy to szczęście, że na samym początku trafiliśmy dobrze. Później różnie bywało, zdarzały się złe wybory, ale wtedy mieliśmy już oparcie i to nam nie zagroziło. Druga rzecz warunkująca sukces to oczywiście pracownicy. Muszą mieć odpowiednie podejście do ludzi, lubić pracę z klientami.
Ewa Kłopotowska