cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Lubią wyzwania

Wcześniej pracowali między innymi w kwiaciarni lub zajmowali się produkcją farb do malowania na szkle. Dzisiaj osiągają znakomite efekty w sprzedaży prasy. Niektórzy mówią wręcz, że swojej pracy nie zamieniliby na żadną inną. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Warmińsko-Mazurskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 
Kwiaty to moja pasja
Julia Truszkowska z Pisza:

Julia Truszkowska
Julia Truszkowska: - Zaczynaliśmy bez żadnego doświadczenia w handlu prasą (Fot. Marcin Buczek)

Salonik prowadzę razem z mężem Leszkiem. Zaczęliśmy cztery lata temu, gdy punkt przejęliśmy od innego właściciela. Szybko jednak postanowiliśmy się przeprowadzić. Lokalizację zmieniliśmy dosłownie o 100 metrów, ale to była trafna decyzja. Znajdujemy się teraz na rynku w Piszu. I chyba powodzi nam się całkiem nieźle. Jesteśmy zadowoleni z efektów naszej pracy, bo doskonale pamiętamy, że zaczynaliśmy bez żadnego doświadczenia w handlu prasą.
Cały czas staramy się rozwijać nasz salonik. Na przykład rok temu wprowadziliśmy lottomat, który przyciągnął nowych klientów. To zresztą ciekawe zjawisko, bo osoby, które chcą zagrać tylko w „totka”, różnią się od tych, którzy przychodzą kupić prasę. Mają mało czasu, spieszy im się, są nerwowi i sprawę załatwiają szybko. Ci drudzy są spokojniejsi, dużo chętniej rozmawiają i zostają u nas dłużej. A że unikamy sytuacji konfliktowych, to potem do nas zazwyczaj wracają.
Praca sprawia nam dużą przyjemność, zwłaszcza obcowanie z ludźmi. Ale nie tylko, bo lubimy również dbać o wygląd saloniku. Mąż mówi, że moje kobiece oko jest bardzo przydatne. Według niego moje uwagi co do wyglądu pozytywnie wpływają na estetykę punktu. Ostatnio nasz salonik poprawił wizerunek, bo budynek, w którym jesteśmy, przeszedł spory remont. Została dokonana nadbudowa, zmieniono prowizoryczny dach, dzięki czemu klienci jeszcze chętniej do nas przychodzą. Ponadto wiedzą, że czeka tu na nich szeroki asortyment, ponieważ mamy ponad dwanaście regałów wypełnionych po brzegi.
Po pracy najczęściej i najchętniej spędzam czas na wsi, gdzie pielęgnuję ogród. Poprzednio pracowałam w kwiaciarni i muszę przyznać, że jest to moje hobby. Uwielbiam układać kwiaty w różne kompozycje. To zresztą widać w naszym sklepie, bo staram się i tutaj wprowadzić trochę roślinności. Bo tam gdzie są kwiaty, człowiek od razu czuje się lepiej!
 
Sklep w przychodni
Wojciech Korzeniewski z Lidzbarku Warmińskiego:

Wojciech Korzeniewski
Wojciech Korzeniewski: - Czasami wręcz ściągam rzeczy „nie do zdobycia”, a to dzięki fantastycznej współpracy z Kolporterem (Fot. Andrzej Dudziec)

Nasz punkt to nie jest typowy salonik, bo jedną połowę asortymentu stanowi prasa, a drugą artykuły spożywcze. Poza tym nie znajdujemy się w ogólnodostępnym miejscu przy ulicy, lecz w środku przychodni zdrowia. Lidzbark Warmiński to miasteczko, w którym mieszka 16 tys. osób. W obecnym miejscu handlujemy już od dziewięciu lat i nie żałujemy, że założyliśmy ten sklep.
Sprzedaż w takim miejscu ma swoje plusy i minusy. Niekorzystne są na pewno dni i godziny otwarcia. Handlujemy tylko od poniedziałku do piątku, więc wypadają nam weekendy. Godziny otwarcia również nie są długie, bo pracujemy od godziny 8 do 15. Moglibyśmy dłużej, bo przychodnia jest otwarta do godz. 18, ale w ośrodku jest wtedy niewielu pacjentów i nie miałoby to większego sensu. Plusem jest za to na pewno to, że mamy różnych klientów. Zaglądają do nas dzieci, młodzież, osoby dorosłe i starsze, więc asortyment musimy mieć urozmaicony.
Znalazłem jednak sposób, żeby przyciągnąć klientów spoza przychodni. Można powiedzieć, że dla niektórych jestem taką ostatnią deską ratunku. Jeśli ktoś nie może czegoś nigdzie dostać, u mnie to znajdzie. Czasami wręcz ściągam rzeczy „nie do zdobycia”, a to dzięki fantastycznej współpracy z Kolporterem. To była moja taktyka od początku działalności i przyniosła skutek. Oczywiście są pewne nieprzekraczalne terminy zwrotu, których muszę przestrzegać, ale na przykład miesięczniki czy tygodniki mogę potrzymać dłużej.
Wolny czas staram się wykorzystywać na cele społeczne. Jestem już drugą kadencję radnym miasta, więc nie brakuje mi nowych wyzwań. Zajmuję się indywidualnymi petycjami mieszkańców, a także organizuję kolejne imprezy dla młodzieży. Choćby sportowe, ostatnio stworzyliśmy amatorski turniej siatkówki dla kobiet, co jest ewenementem na skalę krajową. Staram się także podnosić swoje wykształcenie. Ostatnio skończyłem studia licencjackie na kierunku pedagogika terapeutyczna, a obecnie dokształcam się na pedagogice resocjalizacyjnej.

 
Uwielbiam swoją pracę
Anna Szerszyńska z Bartoszyc:

Anna Szerszyńska
Anna Szerszyńska: - Sukces naszego sklepu to również ogromna zasługa pracowników (Fot. Andrzej Dudziec)

Prowadzę nieduży sklepik, który jest czynny całą dobę. To firma rodzinna, która powstała w 1991 roku. Sklep przejęłam kilka lat temu i zostałam jego menedżerką. Zatrudniamy dziesięciu pracowników. To sklep spożywczy, ale prasa jest jego ważnym elementem. Niedaleko jest Biedronka, ale mamy sporo klientów, którzy zaglądają do nas właśnie dlatego, że oprócz przysłowiowego chleba mogą przy okazji kupić jakąś ciekawą gazetę.
Przyznam szczerze, że praca jest trudna i wymagająca poświęceń, ale nie zamieniłabym jej na nic innego. Owszem, czasami jest to duże obciążenie fizyczne i psychiczne, często trzeba pracować wręcz 24 godziny na dobę, ale sprawia mi to ogromną przyjemność. Jestem odpowiedzialna praktycznie za wszystko – od zaopatrzenia poprzez sam proces sprzedaży. Kontakt z ludźmi jest jednak dużym atutem takiej pracy.
Moja rola wymaga też odpowiedzialności i myślenia – co zamówić, co zmienić. Muszę pamiętać o opłacaniu faktur i innych sprawach papierkowych, ale właśnie to jest przyjemne. Tutaj ciągle coś się dzieję, nie ma monotonii, ale mi – jako zodiakalnemu baranowi – taka praca bardzo odpowiada. Sukces naszego sklepu to również ogromna zasługa pracowników. Znaleźliśmy bardzo dobrych sprzedawców i to im dużo zawdzięczamy.
W wolnych chwilach, choć chyba nie muszę dodawać, że zbyt wiele ich nie ma, uwielbiam zwiedzać świat. Przynajmniej raz w roku muszę gdzieś wyjechać. W tym roku wyjątkowo udało mi się to dwukrotnie. W kwietniu zwiedziłam Paryż, a niedawno wróciłam z Wenecji, skąd Oceanem Atlantyckim dopłynęłam do Istambułu. Moim marzeniem jest wycieczka do Indii oraz Chin i mam nadzieję, że wkrótce uda mi się je zrealizować.
 
Prasa zastąpiła farby
Józef Topka z Iławy:

Józef Topka
Józef Topka (na zdjęciu z pracującą w saloniku Natalią Leszczuk): - Jeszcze niedawno zajmowaliśmy się produkcją farb (Fot. Marcin Buczek)

To wszystko zaczęło się bardzo dziwnie – od pracy siostry żony w saloniku. Dwa lata temu pojawiła się propozycja przejęcia tego punktu i postanowiliśmy się w to zaangażować. Salonik znajdował się w bardzo dobrym punkcie miasta i była to dobra decyzja. Sprzedaż stoi na dobrym poziomie, a pieniądze są z tego przyzwoite. To jednak całkowita zasługa ciężkiej pracy mojej żony Wioletty oraz jej siostry Natalii, które dbają o rozwój saloniku. Ja tylko czasami coś podpowiem.
Doświadczenie w handlu mieliśmy, ale bardzo nietypowe. Jeszcze niedawno zajmowaliśmy się produkcją farb Window Color, czyli farb do malowania na szkle. Bardzo dużo naszych produktów eksportowaliśmy do Niemiec, ale niestety musieliśmy przestać to robić. Produkty z Chin okazały się tańsze od naszych. To ogromny problem obecnego świata, napływ produktów z tego państwa niszczy nasze rodzinne firmy. A muszę dodać, że zatrudnialiśmy do pracy nawet 100 osób. Dzisiaj możemy już tylko wydzierżawiać nasze obiekty.
Punkt z prasą znajduje się na osiedlu w Iławie, w dogodnym ciągu komunikacyjnym. Obok nas jest dużo innych sklepów, ale również poczta czy policja. Poza tym stawiamy na obsługę – dziewczyny zawsze są uśmiechnięte, co przyciąga klientów. Muszę także dodać, że nie byłoby dobrych wyników bez udanej współpracy z Kolporterem. Chcę pochwalić przedstawiciela firmy, pan Marcina, który bardzo nam pomaga.
W wolnym czasie staram się jak najczęściej przebywać z żoną. Wspólnie jeździmy chociażby na basen. Ogólnie stawiamy na aktywny wypoczynek. W okresie jesienno-zimowym przynajmniej trzy razy w tygodniu jestem na sali treningowej. Żona zaś niemal każdy dzień rozpoczyna od wizyty w lesie, gdzie biega 6-10 kilometrów. To napędza nas do życia.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz