cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów
Jakub Porada

Jeśli święta, to przed kamerą

Rozmowa z Jakubem Poradą, dziennikarzem i prezenterem telewizji TVN24.
 

Jakub Porada
Jakub Porada: - Jeśli będę miał wolną Wigilię, to na pewno będę pracował w Święta (Fot. Grzegorz Kozera)

Wiesz już, czy w tym roku będziesz pracował w święta albo w Sylwestra?
Jakub Porada: – Telewizja nadaje całą dobę. Na ogół pracuję zatem w jednym i drugim terminie. Święta są tak ułożone, że jeśli dostaję wolną Wigilię, mam dyżur w pierwszy albo drugi dzień świąt, natomiast jeśli chodzi o Sylwestra, może mi z kolei przypaść pierwszy dzień Nowego Roku. Trochę to kłopotliwe, bo ma się poczucie, że kiedy inni odpoczywają, człowiek musi zasuwać, ale to koszty zawodu. Ja nie mam z tym problemu. Wszyscy w pracy wiedzą, że jestem żołnierzem (śmiech). A jak się pojawi przesyt, wezmę tydzień urlopu i polecę z żoną do ciepłych krajów.
A jeśli jednak się zdarzy, że nie masz dyżuru w studio, to gdzie zwykle spędzasz święta i Sylwestra?
– Nie mam specjalnie ulubionych miejsc, ale kiedyś, przed laty, byłem w Krośnie na Wigilii u rodziny żony i chętnie bym tam wrócił. Moja rodzina jest bardzo nieliczna, więc spędzenie czasu w większym gronie jest czymś naturalnie kuszącym. Nawet potrawy inaczej smakują, choć nie jestem specjalnym obżartuchem. Właściwie mógłbym poprzestać na karpiu, ewentualnie barszczu z uszkami. Staram się nie przywiązywać do jedzenia specjalnej uwagi, ale w Krośnie wszystko mi smakuje.
Praca w świąteczne dni różni się od tej codziennej?
– Na pewno – kulinarnie. Ludzie przynoszą z domów pyszne dania, firma zamawia catering, także można połączyć to, co lubię najbardziej: obowiązki z zabawą. Chociaż nigdy nie wiadomo, co zdarzy się na świecie, ale jak do tej pory na ogół na moich dyżurach Święta i Sylwester były w miarę spokojne.
W TVN24 prezentujesz najświeższe informacje, ale chyba pracujesz nie tylko w studio?
– Ostatnio byłem w Indiach. Wyjazd był służbowy, celem realizacji odcinka z serii „SOS dla Świata”. Nie było zatem szans na zwiedzanie zabytków, ponieważ od rana do wieczora zasuwaliśmy na planie wielkiej Shastri Park w New Delhi. Chcieliśmy pokazać życie ludzi na wysypiskach elektrośmieci, a w tej dzielnicy mieszkają ich 2 miliony, tyle, co cała Warszawa. Od tamtej pory, za każdym razem, kiedy ktoś mi narzeka, że chciałby mieć lepsze auto albo dom z ogródkiem, mówię mu: idź i zobacz, jak żyją ludzie za 1 dolara dziennie. Trochę pokory. Często podróżuję dla przyjemności. Nieważne gdzie, interesuje mnie samo przemieszczanie się. Jeśli mam trochę wolnego, szukam biletów w dowolny kierunek, może być Szwecja, Wielka Brytania, ale także Białystok. Ostatnio właśnie wsiadłem w busa i pojechałem na wschód Polski. Pozwiedzałem, połaziłem po knajpkach, znalazłem jakiś podły hotelik. I bardzo mi to pasowało. Mogę i robię tak raz na tydzień, dwa tygodnie.
Czytasz gazety, czy wystarczą Ci newsy z telewizji i Internetu?
– Gazety czytam wszelakie. W pracy oczywiście komplet, od lewa do prawa, ale lubię prasę regionalną. Wchodzę na Wici i „Echo Dnia”, żeby wiedzieć, co się dzieje na Kielecczyźnie, bo pochodzę z Kielc, ale sprawdzam również prasę śląską, w końcu mieszkałem tam 13 lat. Bez Internetu nie mógłbym funkcjonować, zwłaszcza w podróży. Nie zawsze mam laptopa, ale dzięki komórce mogę swobodnie korzystać z portali i oglądać TV. Nigdy jednak nie rezygnuję z prasy papierowej, wygodniej mi robić notatki na marginesach.
Myślisz, że papierowa prasa przetrwa?
– Mam nadzieję. Nie mam nic przeciwko wersjom na iPada, ale jeśli nie mam dostępu do gniazdka z prądem, nawet najcudowniejsza maszyna nie będzie działać. Papier daje mi komfort bezpieczeństwa, że tekst nagle nie wyparuje. Być może jestem z pokolenia, które preferuje oldschool, ale czy papierowe, czy elektroniczne, ważne, żeby czytać. Tylko to zapewnia rozwój umysłu, i sprawia, że człowiek umie budować coś trudniejszego, niż zdanie proste.
Kojarzony jesteś z ekranem telewizyjnym, ale przecież w tym roku zadebiutowałeś jako piszący autor książką „Chłopaki w sofixach”. Jak to się stało, że zdecydowałeś się napisać tę autobiograficzną opowieść?
– Zawsze chciałem próbować sił w literaturze. Nie miałem tylko czasu ani samozaparcia, żeby się za to zabrać. Kiedy skończyłem, nie chwaliłem się w firmie, że mam książkę i szukam wydawcy. Może to jest podcinanie gałęzi, na której się siedzi, ale nie chciałem, żeby ludzie mówili, że powieść wyszła tylko dlatego, że TVN mi załatwił reklamy. Dlatego poszedłem „na miasto” i szukałem wydawcy na własną rękę. Pierwszy odrzucił, ale drugi powiedział „OK. A więc taka sama zasada jak w mediach” – pomyślałem. Nigdy nie wolno się zrażać odmową.
Będziesz kontynuował karierę pisarską?
– Już prawie skończyłem drugą powieść, lecz na pewno trzeba ją będzie mocno doczyścić. Podejrzewam zatem, że co najmniej do wiosny, będę kombinował, jak wzmocnić dobre wątki, a co wyrzucić, bo tego wyszło strasznie dużo. W skrócie: życie chłopaka z prowincji, pracującego w dużej telewizji. Praca i zabawa, romanse i intrygi, samotność i depresje, euforie i stany zwątpienia. Autobiograficzne? Zobaczymy. Mam również plan na kontynuację „Chłopaków w sofixach” pod tytułem „Dziewczyny w białych tenisówkach”.
Rozmawiał Grzegorz Kozera

Dodaj komentarz