cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

U nich zakupy są przyjemnością

Departament Sieci Własnej Kolportera co miesiąc wybiera najlepszych partnerów prowadzących saloniki prasowe i salony Top-Press. Oceniane są m.in. wysokość sprzedaży i jakość obsługi klientów. W tym miesiącu przedstawiamy laureatów edycji styczniowej konkursu „Najlepsi z Najlepszych”.
Ciągle się uśmiecham

Małgorzata Lis (Fot. Karol Ławniczak)
Małgorzata Lis (Fot. Karol Ławniczak)

Małgorzata Lis ze Wschowej:
Drodzy Czytelnicy, czapki z głów przed panią Małgorzatą, bo to już jej trzecie zwycięstwo z rzędu! Tym razem jednak, dla odmiany, zwyciężył nie salonik w Lesznie, lecz w pobliskiej Wschowej. Przypomnijmy, że partnerka z Lubuskiego jest obecnie właścicielką czterech punktów prasowych – dwóch w Lesznie i dwóch poza miastem. Był jednak czas, kiedy było ich aż pięć. – Ten, z którym rozpoczynałam swoją przygodę z handlem, oddałam innej partnerce. Tak na dobry początek – wspomina.
To wynik budzący podziw, zwłaszcza że jej przygoda z handlem trwa stosunkowo krótko – od 2011 roku. – W lokalnej prasie przeczytałam ogłoszenie, że firma Kolporter poszukuje osób chętnych do współpracy. Nie zastanawiałam się długo nad podjęciem decyzji. Pod podanym numerem wyjaśniono mi zasady i warunki współpracy, po czym zdecydowałam się podpisać umowę – mówi z uśmiechem Małgorzata Lis. Czy jest zadowolona? – W sumie, w różnych miejscach przepracowałam już ponad 25 lat, ale po raz pierwszy robię to, co lubię – przekonuje.
– Pamiętam, kiedy o wszystko musiałam zatroszczyć się sama. Musiałam liczyć się z każdą złotówką i zarazem nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wiele. Teraz jednak wszystko mam podane na dłoni, a saloniki są zaopatrzone tak, jak wtedy mogłam sobie tylko pomarzyć. Ostatnio nawet usłyszałam od dostawcy, że jestem ewenementem, bo ciągle się uśmiecham i nie narzekam, zupełnie inaczej niż większość ludzi! A ja po prostu zwyczajnie nie mam na co narzekać – mówi i… uśmiecha się życzliwie!
Nic w tym dziwnego, ponieważ Małgorzata Lis, mimo ogromnego nakładu pracy, wciąż potrafi znaleźć czas dla siebie. Najchętniej odpoczywa podczas oglądania ulubionych seriali. Dba też o przydomowy ogródek i podróżuje z rodziną.
 
Lepiej niż w ochronie

Mirosław Musiolik (Fot. Przemysław Krzyczmonik)
Mirosław Musiolik (Fot. Przemysław Krzyczmonik)

Mirosław Musiolik z Rybnika:
Salonik prasowy prowadzi dokładnie rok i dwa miesiące. Wcześniej przez cztery lata pracował w ochronie. – Postanowiłem spróbować własnych sił w działalności gospodarczej. Z moją dziewczyną długo dyskutowaliśmy na ten temat. W Internecie znaleźliśmy ofertę Kolportera, potem zadzwoniliśmy do menedżera, który już osobiście, na spotkaniu rozwiał nasze wszelkie wątpliwości. I tak też zaczęła się ta historia – mówi Mirosław Musiolik. Jak zapewnia, wdrożenie do pracy w handlu poszło mu całkiem sprawnie. Tylko pierwszy miesiąc był ciężki, bo trzeba było nauczyć się wielu nowych rzeczy.
Partner z Rybnika jest właścicielem saloniku prasowego w kamienicy w ciągu komunikacyjnym, którym można dotrzeć do dworca kolejowego. – I mam nadzieję, że do końca tego roku uda mi się otworzyć drugi punkt. Chcę też zatrudnić 2-3 pracowników, bo na razie pracuję samodzielnie. Póki co, jest dobrze, dlatego chcę się w tym kierunku rozwijać. Jest dużo lepiej niż w ochronie – większe zarobki i swoboda w podejmowaniu decyzji – podkreśla.
A to nie stwarza problemów panu Mirosławowi. – Lubię brać odpowiedzialność, dlatego rola właściciela przypadła mi do gustu. Praca sama w sobie też potrafi sprawiać przyjemność, oczywiście gdy człowiek lubi rozmawiać z ludźmi. A tutaj nie mam żadnych problemów, bo mam bezkonfliktowych klientów, z którymi mogę sobie pożartować – przekonuje.
Nowy punkt spotkał się z sympatią kupujących. – Poczta pantoflowa robi swoje. Mieszkańcy Rybnika dowiedzieli się, że jest taki salonik, w którym można zrobić przyjemne zakupy i coraz chętniej do nas przychodzą – cieszy się pan Mirosław. Do tego potrzebna jest jednak ciężka praca, a ta wpływa na niewielką ilość wolnego czasu. Gdy jednak uda się go wygospodarować, najchętniej partner z Rybnika wolne chwile spędza w siłowni. – Staram się dbać o swoją formę fizyczną – tłumaczy.
 
Nogi bolą, ale radość jest

Krzysztof Ryś (Fot. Jacek Sirko)
Krzysztof Ryś (Fot. Jacek Sirko)

Krzysztof Ryś z Jasła:
Pan Krzysztof to nie byle kto, lecz Superpartner roku 2006! – Miło, że ktoś jeszcze pamięta – śmieje się nasz rozmówca. – To rzeczywiście wspaniałe wspomnienie. Pamiętam imprezę Kolportera, na której zostałem oficjalnie nagrodzony – dodaje. Superpartner oprócz pamiątkowego dyplomu, otrzymał wtedy też cenny sprzęt RTV.
Tegoroczny sukces to dzieło już dwóch osób – pana Krzysztofa oraz jego żony, Wioletty. – Przede wszystkim jej, bo to ona sprawuje główny nadzór nad naszym punktem. Oczywiście mamy też pracownicę, więc słowa uznania chciałbym skierować również w jej stronę – podkreśla. Jak wiele zmieniło się przez te siedem lat? – Dużo, czasy są trudniejsze, klienci bardziej zwracają uwagę na swój portfel. Chęć zakupu jest, ale ekonomia robi swoje. I choć niektórzy pragnęliby kupić trzy tytuły, to decydują się tylko na jeden – mówi.
Partner z Jasła jest jednak optymistą. – Wierzymy w to, że ta koniunktura się odwróci i nadejdą lepsze czasy. Na szczęście na brak klientów nie narzekamy. Wyrobiliśmy sobie już pewną markę i choć nasz punkt znajduje się na dworcu PKS, to mamy wielu stałych odwiedzających. Interesują się naszym losem do tego stopnia, ze gdy ostatnio byliśmy zmuszeni na trzy godziny zamknąć salonik, to dopytywali się, czy nie stało się coś złego. Wręcz dobijali się do szyby – mówi z uśmiechem. – Oczywiście wielu jest też klientów przelotnych. W ich przypadku wiemy, że raczej do nas już nie wrócą, ale staramy się, żeby chociaż ten jeden pobyt u nas miło wspominali.
A w wolnych chwilach – góry! Gdy małżeństwo z Jasła ma tylko kilka wolnych chwil, stara się od razu wyjechać w Tatry. – Wykorzystujemy nawet jeden wolny dzień. Od rana do wieczora chodzimy po górach i choć nogi bolą niemiłosiernie, to frajdy jest co niemiara. To nasz sposób na podładowanie baterii od codziennej pracy – przekonuje pan Krzysztof.
 
Nasze oczko w głowie

Katarzyna Waluk (Fot. Witold Waluk)
Katarzyna Waluk (Fot. Witold Waluk)

Katarzyna Waluk z Białegostoku:
Pani Katarzyna w naszej rubryce gościła już kilkakrotnie – ostatni raz zwyciężyła w ubiegłym roku, w listopadowej edycji konkursu. – Rozwijam się, jak tylko mogę. U mnie nie ma pracy na pół gwizdka, wymagam dużo od siebie – podkreśla. Może właśnie dlatego jej działalność rozwija się w takim tempie. W ubiegłym roku partnerka z Białegostoku otworzyła swój kolejny, trzeci już salonik. – Przejęłam go po innym kontrahencie. Oczywiście jest to nowe zobowiązanie, ale daję sobie radę – mówi.
Nie byłoby jednak obopólnej satysfakcji – właścicielki i klientów – gdyby nie właściwy personel. – To duża zasługa moich dziewczyn. Kupujący wiedzą, że czeka na nich miła i profesjonalna obsługa. A w tym momencie w moich punktach pracuje aż sześć dziewcząt. Cieszę się bardzo, bo są to zaufane osoby, godne polecenia. Co ja będę dużo mówić – po prostu są świetne! – przekonuje Katarzyna Waluk. Co ważne – właścicielka z pracownicami ma świetny kontakt, a ten dobry jest utrzymywany również wśród personelu. – Tutaj każda dziewczyna może liczyć na inną, gdy w grę wchodzi chociażby potrzeba zastępstwa – zapewnia.
Według partnerki z Białegostoku, pozytywną zmianą stały się identyfikatory. – Nie wiem, czy ktoś o tym wspomniał, ale ja bardzo się z nich cieszę. Gdy klienci do nas przychodzą, to nie zwracają się do nas „proszę pani”, tylko znają nasze imiona. Ja często słyszę „pani Kasiu”, a to wpływa na budowanie pozytywnych relacji między nami. A większość z nich to stali kupujący, więc to bardzo istotny czynnik – przekonuje.
Ubiegły rok dla Katarzyny Waluk był niezwykle ważny. – Wtedy na świat przyszła nasza wnusia, Wikusia! Jest naszym oczkiem w głowie, a ja jako babcia czuję się super! Córka mieszka w Gdańsku, więc kontakt jest ograniczony, ale często komunikujemy się drogą internetową poprzez Skype’a. Teraz jesteśmy na etapie chodzenia – podkreśla partnerka z Białegostoku. – Niedawno też zrobiliśmy generalny remont w mieszkaniu. Śmiejemy się teraz, że gdy wnusia przyjedzie do nas w odwiedziny, to będziemy musieli go powtórzyć.
 
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz