cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Zyskali sympatię klientów

Departament Sieci Własnej Kolportera co miesiąc wybiera najlepszych partnerów prowadzących saloniki prasowe i salony Top-Press. Oceniane są m.in. wysokość sprzedaży i jakość obsługi klientów. W tym miesiącu przedstawiamy laureatów edycji kwietniowej konkursu „Partner Roku”.
Salonik za bramą

Sylwia Chrobak z Warszawy (Fot. Sebastian Gdeczyk)
Sylwia Chrobak z Warszawy (Fot. Sebastian Gdeczyk)

Sylwia Chrobak z Warszawy:
Działalność w handlu rozpoczęła od pracy nie na swoim. Dziewięć lat temu pojawiła się jednak szansa, żeby przejąć punkt i otworzyć własną firmę. Pani Sylwia chętnie z tego skorzystała i postawiła na rozwój. Dzisiaj ma już trzy saloniki prasowe, choć ostatni z nich dopiero niedawno otworzył swoje progi dla kupujących. Z kolei ten nagrodzony punkt jest dość szczególny – znajduje się przy ulicy Jana Pawła II w Warszawie w budynku PZU. To oznacza, że dostęp do niego ma ograniczona liczba klientów – nikt z zewnątrz tam wejść nie może. – Na brak klientów jednak nie narzekam, bo pracuje tutaj ponad tysiąc osób. Ludzie chętnie do nas zaglądają. Oprócz naszego saloniku jest tu tylko jeszcze restauracja – wyjaśnia partnerka ze stolicy. Pozostałe punkty znajdują się na otwartej przestrzeni, ale wielkiej różnicy w ich prowadzeniu nie ma. – Wszędzie o klientów należy dbać i spełniać ich prośby, kupujący w biurowcu niczym się nie różnią od tych wchodzących z ulicy. Oczywiście do budynku może wejść mniej osób, ale tutaj pracują ludzie, którzy mogą sobie pozwolić na większe wydatki – wyjaśnia.
Sylwia Chrobak swoją pracę bardzo ceni i lubi. – Gdyby było inaczej, na pewno dawno bym zrezygnowała. Dzisiaj nie wyobrażam sobie mieć etatu u kogoś, za dobrze mi się pracuje na własny rachunek. Do tego mam fajną załogę, która doskonale zna realia rynkowe i wie, jak dbać o nasze punkty. Zatrudniam na stałe trzy panie, Gosię, Eweliną oraz Beatę, a także jedną osobę dochodzącą. Jestem z nich bardzo zadowolona. Co najważniejsze, klienci czują do nas sympatię i często do nas wracają. To w tej pracy bez wątpienia ma kluczowe znaczenie – przekonuje. Wolne chwile pani Sylwia najchętniej spędza ze swoją 6-letnią córką Patrycją, która chodzi do „zerówki”. – Szkoda tylko, że praca pochłania tyle czasu, ale robię, co mogę, żeby nie odbijało się to na moim dziecku – dodaje.
 
Od McDonalda do Kolportera

Kamilla Pawłowska z Inowrocławia (Fot. Cezary Zbroja)
Kamilla Pawłowska z Inowrocławia (Fot. Cezary Zbroja)

Kamilla Pawłowska z Inowrocławia:
Z Kolporterem związana jest stosunkowo krótko, bo raptem rok. Prowadzi jeden salonik, ale jak sama przekonuje – to prawdopodobnie tylko stan przejściowy. – Myślę o otwarciu kolejnych punktów, ale czekam na dobrą okazję – tłumaczy. Biznes trzeba rozkręcać, bo pani Kamilla może liczyć na wsparcie męża, a we dwójkę zawsze łatwiej coś osiągnąć. Oprócz motywacji, jest też satysfakcja. Małżeństwu Pawłowskich praca w handlu sprawia sporo przyjemności. – Jesteśmy zadowoleni, nie dostrzegamy żadnych problemów. Ważniejsze są wyzwania – chcemy sprostać oczekiwaniom Kolportera, ale również naszych klientów. Na handlu jednak zjedliśmy już zęby, bo wcześniej działaliśmy w nieco innych branżach, ale kontakt z kupującymi mamy od lat. To ułatwiło nam adaptację do pracy w saloniku – przekonuje partnerka z Inowrocławia. A doświadczenia były naprawdę różne – od sklepu odzieżowego do McDonaldsa.
Salonik nie jest nowy – funkcjonuje na rynku od kilkunastu lat. Pozycję na rynku trzeba było jednak budować od zera. Rok to niedługi okres, lecz w tym czasie udało się zebrać grono stałych klientów. – Polubili nas, dlatego nie narzekamy na ich brak. Jesteśmy usytuowani na osiedlu, a to pomaga w wyrobieniu kontaktów i nawiązaniu nici sympatii. W tego rodzaju handlu liczy się przede wszystkim jak największa liczba stałych klientów. Położyliśmy ogromny nacisk na to, żeby ci ludzie chcieli do nas wracać. To wymaga jednak ciągłej pracy, bo o kupujących trzeba dbać bezustannie. Codziennie muszą wychodzić od nas w pełni zadowoleni – mówi Kamilla Pawłowska. Po pracy najważniejsza jest rodzina. – Staramy się poświęcać sobie każdą wolną chwilę. W saloniku spędzam 11 godzin dziennie, więc wieczorami człowiek bywa często zmęczony, ale chociaż tę niedzielę zawsze mamy dla siebie – zaznacza.
 
Jestem pilotem rajdowym!

Katarzyna Sowa z Rzeszowa (Fot. archiwum)
Katarzyna Sowa z Rzeszowa (Fot. archiwum)

Katarzyna Sowa z Rzeszowa:
Jakiś czas temu pracowała jako przedstawiciel handlowy w branży FMCG. Po urodzeniu dziecka postanowiła zmienić pracę na mniej mobilną. A że z handlem zawsze wiązały jej się dobre wspomnienia, to zatrudniła się w saloniku w Tyczynie. Po ośmiu miesiącach pojawiła się propozycja objęcia tego punktu, ale uprzedził ją ktoś inny. Pani Katarzyna zdążyła jednak przejść szkolenie w Smardzewicach i przedstawiciele Kolportera szybko zaproponowali jej inny punkt – w Rzeszowie. – Decyzja była natychmiastowa. Postanowiłam spróbować, choć cały czas prosiłam przedstawicieli firmy o powrót do Tyczyna. Uwielbiam tamtych ludzi, świetnie się z nimi dogaduję – przekonuje. I w tym roku udało się tam wrócić. W maju Katarzyna Sowa była już w Tyczynie, ale w kwietniu, na zakończenie, zgarnęła jeszcze tytuł „Partnera Miesiąca” w rzeszowskim saloniku. Można by rzec, że rozstała się z nim w mistrzowskim stylu. Dodać też należy, że oprócz punktu w Tyczynie, od roku zarządza jeszcze salonikiem w Boguchwale.
– Pytają mnie czasami, czy ja się nie męczę? Ludzie są przekonani, że skoro siedzę tyle godzin w jednym miejscu, to musi być mi ciężko. A ja wcale tego tak nie odczuwam. Ta praca potrafi sprawić wiele satysfakcji i wcale nie jest trudna. Lubię to robić. Myślę, że nadaję się do tego. Zawsze podkreślam, że jestem handlowcem, a nie tylko sprzedawcą – mówi. Podejście do życia godne podziwu, ale to co zasługuje na największy szacunek w przypadku pani Katarzyny, to forma jej rekreacji. Otóż partnerka z Podkarpacia „po godzinach” jest… pilotem samochodowym! – Mój mąż bierze udział w rajdach jako kierowca, a ja siedzę tuż obok niego. Motoryzacja to nasza pasja. Braliśmy udział w różnych wyścigach, nawet jeździliśmy w „terenówkach”. Często musimy dopasować nasz samochód, Peugeot 406 do wymogów rajdowych, a to też zabiera trochę czasu. To jednak niezwykłe emocje i prawdziwy zastrzyk adrenaliny. Kochamy to! – przekonuje.
 
Prawdziwy Super Handlowiec

Małgorzata Kaszuba z Piekar Śląskich (Fot. Jacek Wajsprych)
Małgorzata Kaszuba z Piekar Śląskich (Fot. Jacek Wajsprych)

Małgorzata Kaszuba z Piekar Śląskich:
Ta osoba wie, o co w handlu chodzi. W końcu dopiero co z rąk przedstawicieli Kolportera odbierała statuetkę za nagrodę Super Handlowca Roku 2012. Tymczasem dziesięć lat temu, zanim otworzyła swój pierwszy punkt, długo wahała się nad decyzją. – Miałam wybór: albo salonik, albo coś z zupełnie innej branży. Zdecydowałam się na pierwszą opcję i zupełnie tego nie żałuję – przekonuje. Z tym punktem powiodło jej się na tyle, że szybko zdecydowała się na kolejny. I absolutnie nie zamyka furtki z napisem: „Jeszcze jeden salonik”. – Kto wie, może już niedługo… – mówi tajemniczo.
Co ciekawe, partnerka z Piekar Śląskich kontakt z handlem już wcześniej miała, ale zupełnie innego typu. – Po studiach zostałam dyrektorem salonu Peugeota. Niestety, właściciel go zamknął, ale sporo się tam nauczyłam. Oczywiście sprzedaż samochodów, a sprzedaż prasy to zupełnie inna specyfika handlu, ale na szczęście udało mi się przestawić dosyć szybko – twierdzi.
Jak zbierać kolejne nagrody i laury za pracę? – Trzeba zachęcać ludzi do zakupu. Nie jest łatwo, trzeba mieć odpowiedni charakter. I nie ograniczać się tylko do czterech ścian. Jestem we wspólnocie blokowisk i nawet tą drogą zachęcam sąsiadów do pewnych towarów. To działa, bo otrzymują atrakcyjne oferty – mówi. W wolnym czasie pani Małgorzata chodzi na basen, jeździ na rowerze i podróżuje.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz