cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Praca z ludźmi i dla ludzi

Przedstawiamy najlepszych kontrahentów Oddziału Olsztyńskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Jedni zjedli zęby na handlu gazetami, inni dopiero od niedawna zajęli się tą branżą. Wszyscy chwalą sobie ten sposób na życie zawodowe.
 
Kiosk przy przystanku
Edward Ornowski z Olsztyna
Edward Ornowski
W 2007 roku postanowiliśmy z żoną przejść „na swoje”. Prasę sprzedajemy od trzech lat, a z Kolporterem współpracujemy od roku. Teraz właściwie już sam zajmuję się prowadzeniem kiosku. Żona pomaga mi, kiedy jest taka potrzeba. Ona kiedyś też prowadziła kiosk, więc bardzo pomogła mi wdrożyć się w tę pracę.
Kiosk stoi przy głównej ulicy miasta, obok przystanku. Jesteśmy w tym miejscu już od dwóch lat. Z racji na lokalizację, ruch jest naprawdę spory. Sprzedajemy głównie bilety, ale prasa też ma wielu amatorów. Nasi klienci najchętniej kupują prasę codzienną, tygodniki kobiece. Panowie często sięgają też po kolekcje. Teraz na przykład mamy komiksy z serii „Thorgal”. Kilka osób je zaprenumerowało.
Klienci są głównie przechodni. Z naszego przystanku odjeżdża sporo studentów. Mam jednak także grupę stałych gości. Znam ich, odkładam dla nich gazety, wiem, po co przychodzą.
Kiosk jest czynny od poniedziałku do soboty. Choć ostatnio zacząłem także otwierać w niedziele, ponieważ chcę sprawdzić, czy to opłacalne. Jestem w kiosku od godz. 6 do 19. Żartuję, że jak ktoś chce się ze mną spotkać, to tutaj zawsze mnie znajdzie. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do takiego trybu i rodzaju pracy. Z jednej strony jest ciągły kontakt z ludźmi. Ale z drugiej – siedzi się przez cały czas w zamknięciu. Teraz jednak już przywykłem.
Wolne chwile spędzam z synem. Ostatnio próbuję go zainteresować wędkarstwem.
 
Salonik w sercu miasta
Mariola Wojtowicz z Lubawy
Mariola Wojtowicz
Prasę sprzedaję już od 11 lat. Z Kolporterem zaczęłam współpracować siedem lat temu. Lubawa to niewielkie miasteczko. Mój salonik jest w samym jego centrum, w kamienicy przy rynku. Do pracy mam bardzo blisko, bo mieszkam w tym samym budynku.
Zawsze lubiłam czytać. Marzyłam, że na emeryturze otworzę kiosk. W sumie marzenie się spełniło, tylko zamiast kiosku mam salonik.
Codziennie otwieramy o godz. 7. Kiedyś, gdy w okolicy były jeszcze trzy saloniki, mieliśmy czynne już od 5 rano. Ale konkurencja się wykruszyła i teraz zostaliśmy sami. Klientów mamy tylu, że nawet na chwilę nie można usiąść. Przychodzą po prasę, zagrać w totolotka. Dużo zależy od pogody. Jeśli jest słonecznie, ciepło, to klientów mamy więcej. Dużą grupę z nich znam już bardzo dobrze. Śmieję się, że obsługujemy ich na hasło: „Stały zestaw poproszę”.
Nasz salonik jest czynny 10 godzin dziennie. Niedziele mamy wolne. Pomaga mi córka, zatrudniamy dwie pracownice, przewijają się też uczennice na praktykach.
Wolny czas wypełnia mi głównie czytanie, bardzo to lubię. Chętnie też spaceruję z psem. Często rodzinnie wyjeżdżamy gdzieś za miasto. Warmia i Mazury to przepiękny region Polski. Poza tym mamy też działkę, a tam zawsze jest co robić.
 
Całe życie z prasą
Bogdan Waszczyszyn z Lidzbarka Warmińskiego
Mirosława i Bogdan Waszczyszyn
Zjadłem zęby na sprzedaży prasy. Pracuję w tym biznesie od 1991 roku. Z Kolporterem współpracuję już kilkanaście lat – trudno nawet dokładnie zapamiętać, ponieważ czas tak szybko leci.
Choć żyjemy w dobie internetu, to muszę powiedzieć, że prasa nadal dobrze się sprzedaje. Wiele osób woli wziąć do ręki papierowe wydanie, czytać sobie w wolnych chwilach, po troszeczku. Mam takich klientów, którzy przychodzą i mówią: „Ja wprawdzie już wszystko wiem, ale i tak kupię gazetę”. To samo z książkami – też się dobrze sprzedają.
Mówią, że mam największy wybór prasy w Lidzbarku. Na stałe jakieś 900–1000 tytułów. Podczas ostatniego remanentu spisałem nawet 1200. Najlepiej sprzedają się tygodniki dla kobiet: „Życie na gorąco”, „Twoje imperium” itp. Wiele osób kupuje też wydawnictwa kolekcjonerskie, historyczne. Ale są i tacy, którzy przychodzą tylko po program telewizyjny.
Sprzedaję w tym samym miejscu od 1994 roku. Mój punkt to właściwie taki sklepik „1001 drobiazgów”. Mam skarpetki, rajstopy, zabawki, chemię gospodarczą, kosmetyki. I ciekawostka – siatki na wędliny, dla tych, którzy robią samodzielnie kiełbaski czy szynki. Sprowadziłem je specjalnie, bo pytali o to klienci. A jeśli klient czegoś potrzebuje, to trzeba to dla niego sprowadzić.
Dziennie odwiedza mnie 170 – 300 osób. Już zauważyłem, że gdy jest dzień wypłaty, klientów przychodzi więcej. Czynne mamy od godz. 6.15 do 18.15. Pomagają mi żona i syn, mamy na praktykach uczniów ze szkół zawodowych.
Niedziele mamy wolne. Aby odpocząć, uciekamy nad morze.
Na zdjęciu: Bogdan Waszczyszyn z żoną Mirosławą
 
Dla miejscowych i turystów
Krzysztof Długołęcki z Łukty
Krzysztof Długokecki Łukta
Pracowałem w różnych miejscach, jeździłem po Europie. Wreszcie doszedłem do wniosku, że chcę się gdzieś zatrzymać na dłużej. I nadarzyła się okazja odkupienia kiosku w Łukcie. Zdecydowałem się. To było trzy lata temu. Miałem trochę doświadczenia w handlu, bo moja mam prowadzi sklep, pomagałem jej w sprzedaży.
Kiosk stoi w centrum miejscowości, przy głównej ulicy, widoczny jest z każdej strony. Mam tu prasę, tytoń, papierosy, dużo kosmetyków, chemii gospodarczej, artykułów higienicznych i wiele drobiazgów, które nie zajmują dużo miejsca, ale są przydatne. Miejscowość jest mała, jednak na brak klientów nie narzekam. Dużo jest stałych, w sezonie dochodzą jeszcze turyści. Wielu z nich wraca do nas co roku, nawet przychodzą i proszą, żeby im odkładać gazety. Dobrze sprzedają się gazety z programem telewizyjnym, tygodniki kobiece, tzw. czytadła, czyli historie z życia wzięte. Ale też wiele osób kupuje takie bardziej specjalistyczne, np. o szydełkowaniu czy robótkach ręcznych.
Kiosk jest czynny do soboty. W jego prowadzeniu pomaga mi jeden pracownik. Wolny czas poświęcam na swoje hobby, czyli jazdę konną. Od lat mam własnego konia. Wcześniej wędrował ze mną po Europie. Także ze względu na niego postanowiłem się ustabilizować i osiąść w jednym miejscu.
Ewa Kłopotowska

Dodaj komentarz