Ich kontakt z prasą przeważnie trwa już kilkanaście lat. Swoich klientów poznali na wylot i wiedzą, czego mogą się po nich spodziewać. Mają duże doświadczenie i potrafią nie tylko przyciągnąć kupujących, ale też na długo ich przy sobie zatrzymać. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Śląskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
Ciepły urlop w Bułgarii
Marek Gniłka z Katowic:
Zaczynałem od pracy w Kolporterze. To trwało sześć lat – na początku byłem kierownikiem rejonu, co dziś określa się mianem przedstawiciela, potem specjalistą ds. kontaktów z klientami. W 1998 roku postanowiłem otworzyć własny punkt na dworcu PKP w Katowicach. Obiekt jednak przeszedł w tym czasie modernizację i teraz mój punkt znajduje się z drugiej strony budynku.
Kiedyś prowadziłem więcej punktów – jeden na dworcu, drugi w Rudzie Śląskiej obok kopalni Bielszowice, a trzeci na ulicy Sobocińskiego. Długa praktyka i spora wiedza fachowa pozwalały mi prowadzić taką działalność. To na pewno ciężka praca. Najważniejsze jest dobre zaopatrzenie i właściwa ekspozycja prasy. Teraz mam bardzo ładne meble, co też wpływa na wizerunek sklepu. Klienci chwalą sobie obecny wystrój. A do tego oczywiście miła obsługa, bo bez niej w handlu sukcesu się nie osiągnie.
Z pracownikami miałem różne przygody, nie wszyscy, niestety, dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków. Teraz szukam osób elokwentnych, sympatycznych i prezentujących wysoką kulturę osobistą. A klientów mamy różnych. Na dworcu nie nastawiam się tylko na tych, którzy wpadną szybko po gazetę przed odjazdem pociągu. Mamy także stałych kupujących i cały czas staramy się poszerzać to grono.
Po pracy bardzo lubię obejrzeć dobry film, ale także gdzieś wyjechać. Wycieczki to fajna odskocznia od codzienności. W ostatnie wakacje spędziłem kilka dni w Bułgarii i był to bardzo przyjemny wypoczynek. Tym bardziej że w Polsce było kiepsko z pogodą, co chyba nas wszystkich bardzo mocno dotknęło.
Do ogrodu i na mecz!
Kazimierz Kużdżał z Bielska Białej:
Już raz byłem prezentowany na łamach „Naszego Kolportera” w 2006 roku. Co się od tamtej pory zmieniło? Chyba to, że niestety aż dwa razy mnie okradli – raz sklep, a raz dom… Ale na biznes nie mam co narzekać. Trzeba pracować na wyższych obrotach, lecz chyba mogę być zadowolony z tego, jak to wszystko wygląda.
Moja współpraca z Kolporterem trwa już od 15 lat. Wszystko jest na czas, dlatego ja mogę spokojnie dbać o swoich klientów. To zabawne, bo gdy zaczynałem w latach 90., do mojego punktu przychodziły matki z dziećmi. Teraz te dzieci są już dorosłe i przyprowadzają swoje pociechy. Znamy się jak łyse konie, przecież nasz pawilon prasowy prowadzimy cały czas w tym samym miejscu. A że znajdujemy się na osiedlu mieszkaniowym, to ci kupujący też bardzo się zmieniają. Według naszych obliczeń, aż 85 procent z nich to stali klienci.
Sposób na ich zdobywanie jest ten sam od lat – tutaj przecież wiele poprawić nie można. Trzeba śledzić trendy, reklamy telewizyjne, to bardzo wpływa na zainteresowanie ludzi tytułami prasowymi. Przez te pięć lat zmieniło się jednak podejście klientów do pewnych gazet, spadła na przykład sprzedaż lewicowej prasy. Kiedyś bardzo dużo sprzedawaliśmy „Nie”, dzisiaj już znacznie mniej.
Poza pracą, która sprawia mi dużo przyjemności, mam dwie pasje. Pierwsza z nich to ogród leśny – spory, bo ma aż 11 arów. Uwielbiam spędzać tam czas. Drugim moim hobby jest sport. Jestem czynnym kibicem i regularnie chodzę na mecze Podbeskidzia Bielsko-Biała. Tyle lat walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcu się udało. Musimy teraz zrobić wszystko, żeby w tej najlepszej polskiej lidze się utrzymać przez długi czas!
Uczę w klasie integracyjnej
Barbara Bejma z Cieszyna:
Z Kolporterem współpracuję od trzech lat. Wtedy to pojawiła się szansa otworzenia punktu z prasą w samym centrum Cieszyna. Przejrzeliśmy dokładnie wszystkie oferty handlowe i zdecydowaliśmy się właśnie na Kolportera. Jesteśmy zlokalizowani w kamienicy, nasz punkt może nie jest duży, ale wystarczający. Handlujemy także zabawkami, pamiątkami i nieco chemią gospodarczą. Kiedyś w sprzedaży górowała prasa. Teraz się to zrównało.
Znajdujemy się na głównej ulicy miasta, odchodzącej od samego rynku. Przewija się u nas mnóstwo ludzi, ale mamy spore grono stałych kupujących. Walczymy o nich i nigdy klienta nie pozostawiamy bez realizacji jego oczekiwań. Nawet gdy czegoś u nas nie ma, na przykład jakiejś prasy specjalistycznej lub kolekcjonerskiej, dzwonimy i zamawiamy jeden egzemplarz właśnie dla niego. A prasa sprzedaje się bardzo różna i nie potrafię wskazać jednego typu, który zdecydowanie przeważa.
W okresie letnim sporo było u nas klientów przypadkowych, turystów. Ale mieszkańcy w tym czasie wyjechali na wakacje, więc ruch w interesie był podobny. O to jednak, by w każdym okresie roku pozyskiwać jak najwięcej stałych klientów, dba pracownica – pani Beata, która pracuje z wielkim przejęciem. To dzięki niej nasz punkt rozwija się tak dynamicznie, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Bardzo pomaga mi we wszystkim również mąż. Bez jego wsparcia nie udałoby się tego wszystkiego pogodzić. Ten punkt to zresztą jego pomysł.
Dla mnie to dodatkowo praca, bo na co dzień jestem nauczycielką. Mam wykształcenie pedagogiczne – edukacja wczesnoszkolna, ale ukończyłam dodatkowe studia podyplomowe i dzisiaj pracuje w klasie integracyjnej. Teraz jest więcej dzieci o specyficznych problemach niż 14 lat temu, gdy zaczynałam. W tej pracy trzeba być cierpliwym, wyrozumiałym i umieć współpracować z rodzicami.
Moją odskocznią od pracy jest działka. Uwielbiam na niej przebywać, sprawia mi to dużo satysfakcji. Zawsze jest tam co robić, ale taki kontakt z przyrodą potrafi człowieka świetnie wyciszyć. Czasami tego bardzo potrzebuję.
Podobno jestem skarbem
Adam Lusa z Tychów:
Swój kiosk prowadzę od 30 lat! Na początku zaczynałem z Ruchem, ale piętnaście lat temu przeszedłem do Kolportera. Przez ten czas zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić jak rodzina – z pracownikami czy przedstawicielami firmy. Z pracy jestem zadowolony. Znajdujemy się w centrum miasta i na lokalizację też nie mam prawa narzekać.
Prowadzę kiosk, który sam zaprojektowałem. Zrobiłem efektowny wykusz, na który musiałem dostać zezwolenie z architektury. Do tego duża oszklona wystawa od strony chodnika. Mocno zabiegałem w administracji, żeby poprawili wygląd obiektu, z którym sąsiadujemy, a także chodnika. Dzisiaj słyszę głosy pochlebne, że to wszystko ładnie wygląda.
Wiem, że saloniki są teraz modne, ale ja uważam, że w tym miejscu zwykły kiosk jest lepszym rozwiązaniem. Ktoś może podejść do nas prosto z chodnika, kupić coś lub zobaczyć na wystawie. Dla niektórych schody są uciążliwe. A ludzie do mnie chyba lubią przychodzić. Czasami słyszę jak mówią, że „idą do pana Adasia, do naszego Skarba”.
Niektóre klientki aż czasami się „biją” o mnie, są zazdrosne, gdy rozmawiam z kimś innym. No czasami może nawet chciałyby wejść przez to okienko, ale nie mogą, bo wiedzą, że mam żonę. To takie żarty, ale na sympatię trzeba sobie zasłużyć. Sprzedawca musi być miły, grzeczny i inteligentny. Już drogą pantoflową rozeszło się, że do nas warto przychodzić, bo jest miła atmosfera. Czasami podchodzą do mnie klientki i mówią: „a może kupić panu jakąś bułeczkę, bo pan tak tutaj sam ciągle musi siedzieć?”. Mam też kolegów, którzy zawsze o mnie pamiętają, gdy idą kupić sobie jakiś obiad.
Ja nie męczę się w pracy. Można powiedzieć, że przychodzę do kiosku i odpoczywam. Przez 10 lat nie miałem żadnego urlopu! To nie jest dla mnie uciążliwe zajęcie. Czasami, gdy nie ma klientów, lubię sobie „pokrzyżówkować”, dzięki czemu mogę rozweselić umysł. A jeśli mam dzień wolny, lubię wyjechać do Złotego Potoku, gdzie można świetnie spędzić czas. Tam jest co robić i człowiek nigdy nie będzie się nudził. Wspomnę tylko, że ze skał wapiennych wypływa strumyk, który chyba rzeczywiście przywraca do zdrowia. Polecam wszystkim to miejsce.
Tomasz Porębski