cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów
Przemyslaw Tomaszewski

Partner jest najważniejszy

Przemysław Tomaszewski zasady funkcjonowania firmy poznawał nie tylko w saloniku, ale też… na boisku piłkarskim. W efekcie, gdy zobaczył ofertę pracy w Kolporterze na stanowisku menedżera, nie zastanawiał się długo. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie i dzisiaj jest opiekunem nie jednego saloniku, lecz aż dwudziestu sześciu. I co najważniejsze – swoją nową pracę ceni sobie bardzo, bo nie może w niej narzekać na monotonię.
 

Przemyslaw Tomaszewski
Przemysław Tomaszewski szybko wdrożył się do nowej pracy

Dlaczego zdecydował się Pan na otwarcie saloniku?
– To był 2006 roku. Właśnie rozpocząłem studia zaoczne na kierunku Turystyka i rekreacja, więc weekendy miałem zajęte. Na pozostałe dni tygodnia postanowiłem znaleźć pracę zarobkową. Pomysł podrzucił mi kolega, który sam prowadził dwa saloniki. To wszystko ułożyło się idealnie, bo akurat wtedy przy markecie OBI w Toruniu otwierał się nowy punkt. Zgłosiłem się i zostałem zaakceptowany.
 
To był Pana pierwszy kontakt z handlem?
– Owszem, wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia w tym zakresie. Myślę jednak, że dość szybko wdrożyłem się do tej pracy i salonik niemal od razu zaczął być prowadzony na odpowiednim poziomie. Nie miałem większych problemów z przystosowaniem się do takiej działalności. Nasz system informatyczny jest znakomicie dopracowany i niezwykle przyjazny dla użytkownika.
 
Dużo czasu spędzał Pan w saloniku?
– Tak, aczkolwiek szybko zatrudniłem pracownika, który siedział tam przez połowę dnia. Jakoś tak się złożyło, że zawsze była to kobieta, ale to raczej przypadek. Po prostu szukałem osób, do których mogłem mieć zaufanie. Znajdowałem ich w gronie znajomych, często były to siostry kolegów, więc miałem pewność, że nie zostanę oszukany.
 
Był Pan zadowolony z takiej lokalizacji punktu?
– Były świetne okresy, gdy market miał wielu klientów, co przerzucało się też na nasz salonik. Ale były też słabsze miesiące, zwłaszcza zimowe, gdy dużo mniej osób decyduje się na remont i nie korzysta tak często z tego typu sklepów. Wtedy i u nas spadały obroty.
 
Kiedy pojawił się pomysł na zostanie menedżerem Kolportera?
– Przede wszystkim warto wspomnieć, że jako partner kilka razy jeździłem na piłkarskie Mistrzostwa Kolportera. Tam poznałem wiele osób i wdrożyłem się w życie firmy. W pewnej chwili w Kolporterze nieco pozmieniały się rejony, którymi zajmowali się menedżerowie i pojawiła się szansa dołączenia do zespołu. W internetowym Portalu Partnera zobaczyłem ogłoszenie, szybko wysłałem dokumenty i otrzymałem zaproszenie na rozmowę. W ten sposób w grudniu 2010 roku podjąłem szkolenie, a już w styczniu rozpocząłem pracę na nowym terenie. Z prowadzenia saloniku zrezygnowałem, ale można powiedzieć, że „wszystko zostało w rodzinie”, bo punkt przejęła moja pracownica.
 
Szybko zaaklimatyzował się pan w nowej pracy?
– Nie było to takie proste! Mogę powiedzieć, że do dzisiaj, choć minęło już półtora roku, wciąż poznaję niuanse tego zawodu i ciągle rozwijam swoje umiejętności. Zależy mi na tym, by podległe mi saloniki dobrze funkcjonowały. Ale żeby tak było, muszę troszczyć się o naszych partnerów. Jeżeli oni będą zadowoleni z usług firmy, to automatycznie przełoży się to na pracę ich punktów. Partner jest dla mnie najważniejszy.
 
Dba Pan o dotychczasowych partnerów, ale szuka też nowych.
– Tak, to jedno z moich zadań. To też nie jest proste, trzeba poznać pewne zasady. Ostatnio umieściłem ogłoszenie w Urzędzie Pracy i otrzymałem mnóstwo odpowiedzi, ale ludzie sądzili, że szukamy pracowników. Musiałem im wyjaśniać, że poszukujemy osób, które będą chciały zostać właścicielami saloników. Wybór spośród tylu zgłoszeń, już tych poprawnych, też nie był prosty, ale sądzę, że wskazałem dobrych kandydatów.
 
Dużo czasu spędza Pan w terenie. To męczy?
– Rzeczywiście, dzień pracy biurowej zdarza się niezwykle rzadko. Tu ciągle coś się dzieje, telefon od rana do wieczora jest po prostu gorący. Jednak taka praca ma swoje uroki, lubię ją, bo widzę, że się w niej rozwijam. Mocno angażuje się w to, co robię, stawiam sobie kolejne wyzwania i dążę do ich realizacji. Chcę być w tym coraz lepszy.
 
W wolnym czasie też Pan nie próżnuje.
– Nie bez przyczyny tak często i tak chętnie jeździłem na piłkarskie mistrzostwa. Sport uwielbiam, i to w każdej postaci. Kiedyś regularnie uprawiałem piłkę nożną, byłem zawodnikiem klubu, ale dzisiaj też zdarza mi się często wyjść na boisko z kolegami. Lubię również koszykówkę i oczywiście żużel, który w Toruniu cieszy się dużą popularnością. Wolne chwile spędzam też z moją żoną, z którą często wybieramy się do kina lub gdzieś nieco dalej… Oboje bardzo lubimy podróżować i zwiedzać nowe miejsca.
 
Rozmawiał Tomasz Porębski

Dodaj komentarz