Jak niektórzy żartują – na handlu zjedli nie tylko zęby, ale też… włosy. Rynek prasy znają doskonale, dzięki czemu osiągają sukcesy w swojej pracy. Cieszą się także dużym uznaniem klientów, którzy nie wyobrażają sobie robić zakupów w innych salonikach. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Gdańskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
Lubię stanąć za ladą
Ewa Rybandt z Pucka:
Swoją przygodę z Kolporterem rozpoczęłam dokładnie w 2001 roku, czyli już od dwunastu lat zajmuję się handlem prasą. Wcześniej prowadziłam tylko punkt Totalizatora, ale przyjechał do mnie przedstawiciel firmy i zaproponował szerszą współpracę. Wahałam się, czy się zgodzić, bo naprzeciwko mnie był punkt innej sieci i nie chciałam robić konkurencji pani tam sprzedającej, ale… W końcu się zdecydowałam. I była to jak najbardziej słuszna decyzja, strzał w dziesiątkę!
Potem udało mi się rozwinąć działalność. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że zwolni się miejsce w dobrym punkcie, w którym była prowadzona również sprzedaż prasy, tylko z innej firmy. I tym sposobem cztery lata temu udało nam się otworzyć nasz drugi salonik.
Swoją pracę traktuję jako przyjemność, inaczej bym tego nie robiła. Oczywiście, czasami są trudne momenty, ale to naprawdę zdarza się rzadko. Najważniejsze jest to, żeby obsługiwać klienta, tak jak samemu chciałoby się być obsłużonym. Trzeba słuchać klienta, spełniać jego prośby i sprowadzać wszystko, czego potrzebuje. Uczulam też na to swoje dziewczyny, które jednak same doskonale znają rynek i wiedzą co robić, by klient wychodził od nas zadowolony.
Chociaż muszę zarządzać dwoma salonikami, to bardzo lubię stanąć za ladą. Trzymam rękę na pulsie, mam wszystko pod kontrolą. Wiem, czego poszukują klienci, co trzeba sprowadzić i mogę lepiej poznać ich oczekiwania. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie pracy tylko jako menedżerki.
Jestem optymistycznie nastawiona do życia, nie narzekam i to chyba klientom też się udziela. Cieszę się, że sporo kupujących nas lubi. Uważam, że Polacy wciąż chcą czytać, choć oczywiście sytuacja gospodarcza nieco im to utrudnia… Ale nie jest tak źle. Zdradzę, że wciąż myślę o rozszerzeniu działalności, ale trzeci punkt musiałby być w naprawdę dobrym miejscu. Lokalizacja ma ogromne znaczenie.
Nie samą pracą człowiek jednak żyje. W wolnych chwilach uciekam na działeczkę, gdzie mogę pielęgnować swoje grządki. Zabieram tam wnuczki i razem spędzamy miło czas.
Już nie mówią tylko o zdrowiu
Edyta Wollenberg z Gdańska:
Swój salonik prowadzę od dziewięciu lat. Zauważyłam, że w przychodni jest punkt, ale bardzo słabo prosperujący. Zaproponowałam zarządowi placówki własny projekt wybudowania nowoczesnego kąciku prasowego. Zaakceptowano nasz pomysł, zainwestowaliśmy pieniądze i ruszyliśmy z pracami. Co ciekawe, w tej samej przychodni prowadzę też inny punkt, lecz kosmetyczny. Ten pomysł też spodobał się zarządcom, a oba nieźle prosperują.
Oczywiście mieliśmy pewne doświadczenie w handlu. Ja od zawsze „bawiłam się” w handel, można zażartować, że znam go od kołyski. Bardzo lubię tę pracę, uważam, że się w niej spełniam i nie wyobrażam sobie robić czegoś innego. Najbardziej sympatyczni w tej działalności są klienci. A ci, którzy do nas przychodzą, to bardzo uprzejmi ludzie. Przede wszystkim są to starsze osoby i dzięki temu rozmowy są niezwykle przyjemne. Każdy się wyżali, powie swoją opinię, więc człowiek może dużo się dowiedzieć.
Przychodnia… To pewnie większość mówi o zdrowiu? Tak rzeczywiście było, ale na początku naszej pracy. Teraz z klientami jesteśmy tak zaprzyjaźnieni, że wiemy wszystko o dzieciach naszych klientów, o ich wnukach. Znamy zainteresowania kupujących. Babcie przychodzą po zabawki dla swoich pociech, a ja nawet nie dopytuję, bo wiem, kto ma wnuka, a kto wnuczkę. To wszystko sprawia, że z miłą chęcią wstaję i idę do pracy, nawet mimo tej służby zdrowia, która jest taka nieszczęsna w dzisiejszych czasach.
Długo handlowałam poza przychodnią, więc mam pewne porównanie. Różnią się przede wszystkim klienci – teraz mam dużo starszych, a do tego mniej wymagających. Znam ich upodobania, wiem, jaką prasę kupują, rzadko mogą mnie czymś zaskoczyć. Tutaj pracuje mi się zdecydowanie korzystniej.
Najchętniej odpoczywam w swoim ogródku, dlatego liczę, że będziemy mieli dużo ciepłych dni w tym roku. Generalnie jednak jestem pracoholikiem… W domu zawsze znajdę coś do zrobienia, nie potrafię usiedzieć w domu. Czasami zdarza się przenosić pracę do domu, ale to mi nie przeszkadza, bo lubię biurokrację. Rzadki przypadek, prawda?
Ze stoczni do kiosku
Czesław Czochór z Tczewa:
Oj, drodzy państwo, handlem zajmuję się już około dwudziestu lat! W 1971 rozpocząłem pracę w stoczni, gdzie spędziłem 18 lat, a potem zdecydowałem się na handel obwoźny. To jednak trwało tylko pół roku, ponieważ z żoną doszliśmy do wniosku, że trzeba zdecydować się na stały punkt. Rozpoczęliśmy od jednego, a teraz jesteśmy właścicielami dwóch kiosków. Prasa, papierosy, chemia i drobne artykuły spożywcze – to nasz asortyment.
Z Kolporterem jako dostawcą prasy jesteśmy od zawsze. Gdy rozpoczynaliśmy działalność, ta firma jeszcze nie istniała, ale gdy tylko znalazła się na rynku, to od razu nawiązaliśmy współpracę. Doskonale pamiętam, jak byłem na pięcioleciu istnienia Kolportera! To był dla nas ważny krok. Wcześniej dostawcy dostarczali nam tylko „Popcorn”, „Skandale”… Oczywiście nikt nam ich nie przywoził, lecz musieliśmy po paczki jeździć na dworzec.
Czy przez tyle zjadłem zęby na handlu? Tak, i to nie tylko zęby, ale też włosy! Udało nam się zyskać markę, choć oczywiście kiedyś było łatwiej o klienta. Teraz o każdego trzeba walczyć. Dużo jest hipermarketów i innych dużych sklepów, gdzie też można kupić prasę. Na szczęście jednak dużo ludzi przyzwyczaiło się do nas i w dalszym ciągu chce przychodzić coś kupić, porozmawiać. Najwięcej mamy stałych klientów.
Nie prowadzimy saloników, lecz kioski z okienkiem, ale to nikomu nie przeszkadza. Myślę, że klienci są różni – niektórzy pewnie woleliby przejrzeć prasę w pomieszczeniu, ale są tacy, co nie mają czasu i chcą zrobić zakupy szybko, więc taka forma jest dla nich odpowiednia.
Staramy się spełniać wszystkie oczekiwania naszych klientów. Gdy ktoś tylko o coś prosi, musimy stanąć na głowie, żeby to zrealizować. Oczywiście czasami kupujący nie jest łatwym przypadkiem, ma różne humory, a my, sprzedawcy też nie zawsze jesteśmy w dobrym nastroju. Musimy do klientów jednak podchodzić z uśmiechem, nawet gdy nam do śmiechu nie jest.
W wolnym czasie lubię chodzić do kina, korzystam z tego, że dwa lata temu otworzyli nam taką rozrywkę w Tczewie, bo wcześniej musieliśmy jeździć do Gdańska. Często podróżujemy też na plażę do Sopotu, piękne miasto. I zajmujemy się wnukami, bo musimy pomagać w opiece nad nimi naszym dzieciom. To jednak też czysta przyjemność.
Teraz spijamy śmietankę
Anita Łepkowska z Gdyni:
Trochę zawirowana jest moja przygoda z handlem. Mąż założył salonik, nawiązaliśmy współpracę z Kolporterem, ale potem zdecydowaliśmy się przejść do innego dostawcy prasy. Niedawno jednak wróciliśmy do Kolportera, bo uznaliśmy, że tu jest najlepiej. Salonik otworzyliśmy dziewięć lat temu.
Praca sprawia mi dużą przyjemność. Dużo nas wysiłku to kosztowało, bo zdecydowaliśmy się na zupełnie nowy punkt i musieliśmy go rozwijać od zera. Teraz można zażartować, że „spijamy śmietankę”! Muszę przyznać, że prowadzenie własnej działalności jest znacznie lepsze od pracy u kogoś, choć oczywiście wymaga większego nakładu sił i odpowiedzialności.
Nasz punkt prowadzimy w przychodni zdrowotnej i jest on otwarty od 7 do 18. Znajduje się u nas również kolektura Totalizatora. Według mnie prowadzenie punktu w takim miejscu jest jak najbardziej dobre. Naturalnie musimy zabiegać o klienta, dlatego prasę mamy na zewnątrz punktu, żeby każdy mógł sobie ją przejrzeć i dopiero zdecydować się na zakup.
Kupującym trzeba zapewnić szeroki asortyment, to wręcz musi być mini market! To jednak problem, bo raz, że możliwości lokalowe mamy małe, a do tego zawsze czegoś zabraknie… Klienci jednak doceniają, że można u nas znaleźć dużo różnych produktów. Ważne jest także zaufanie, zwłaszcza w przypadku osób starszych. Umiemy im doradzić i pomóc, chociażby w doładowaniu telefonu komórkowego.
A po pracy jedziemy na działkę! W okresie wiosenno-letnim to fantastyczna forma spędzenia wolnego czasu. Poza tym jeździmy na wczasy, robimy sobie wycieczki rowerowe, a gdy pogoda nie dopisuje, to chętnie zaglądamy do kina.
Tomasz Porębski