Na co dzień Andrzej Horna zarządza flotą samochodową Kolportera, więc każdy, kto w firmie ma do dyspozycji służbowe auto, musiał się z nim zetknąć . A po godzinach, co już nie każdy wie, Horna… trenuje karate shinkyokushin. I tak już od 34 lat. Niedawno zdobył 2 dan i został senseiem – czyli według japońskiej terminologii starszym stopniem instruktorem.
Wejście smoka
Gdy w 1981 roku na ekrany polskich kin wszedł film „Wejście smoka” z Brucem Lee w roli głównej, Polskę ogarnęła gorączka karate. Horna przyznaje, że oglądał kultowy obraz 36 razy, a Bruce Lee do dzisiaj go fascynuje sprawnością i budową. Ale to nie film sprawił, że zainteresował się pełnokontaktową sztuką walki, jakim jest karate shinkyokushin. – Przez rok trenowałem akrobatykę sportową w klubie Tęcza Kielce – mówi. – I uznałem, że wystarczy. Postanowiłem spróbować innej dyscypliny. Akurat kolega, wysoki i dobrze zbudowany, wybierał się na trening karate i zabrał mnie ze sobą, choć przy nim wyglądałem mikro. Już na wstępie dostałem cios od trenera, ponieważ wszedłem na parkiet Dojo (sala gimnastyczna) w butach. Chciałem tylko zapytać, czy mogę się zapisać. To mnie jednak nie zniechęciło. Zostałem. A kolega, który mnie przyprowadził, zrezygnował po dwóch tygodniach.
Andrzej Horna miał 15 lat, gdy rozpoczął treningi – trzy razy w tygodniu – w Kieleckim Klubie Karate Kyokushin. Karate kyokushin to sztuka, a zarazem sport walki. Horna wybrał to pierwsze. – Nigdy nie zależało mi specjalnie na tytułach sportowych, zresztą praca, studia i rodzina (troje dzieci) nie pozwalały mi uczestniczyć w zawodach – przyznaje. – Bardziej chodziło mi o doskonalenie swojego ciała i samego siebie. Tak jest do dzisiaj. Co nie znaczy, że z karate jako sportem nie mam nic wspólnego. Czasami jestem sparingpartnerem znanych zawodników, takich jak pięciokrotny mistrz Polski Mariusz Mazur czy przygotowujący się obecnie do mistrzostw świata Maciej Mazur.
Osiem płyt jednym ciosem
Andrzej Horna nie wygląda na mocarza, jednak lepiej z nim nie zadzierać. Złamanie jednym ciosem ośmiu gazobetonowych płyt (co można zobaczyć na zdjęciu) nie jest dla niego problem. Nie szuka jednak okazji, by sprawdzać się jako karateka poza matą, choć kilka razy był do tego zmuszony – w obronie własnej lub obronie innych. – Kiedyś czterech łobuzów na moich oczach napadło na bezbronnego człowieka, musiałem interweniować – wspomina. – Dwóch dostało po ciosie i miał dosyć, dwaj pozostali uciekli.
Przyszedł też moment, gdy postanowił swoje umiejętności przekazywać innym. W 2013 roku założył własny Klub Karate Morawica, gdzie pod jego okiem trenuje ponad 120 osób, głównie młodzież. W kwietniu br. klub z Morawicy współorganizował na warszawskim Torwarze Mistrzostwa Europy w Karate Shinkyokushin z udziałem 360 zawodników z 25 państw, a najmłodsza grupa z Morawicy miała specjalny pokaz karate przed publicznością z całej Europy oraz delegacji w Japonii.
Trener roku
Jego praca trenerska została zauważona i doceniona. W 63. Plebiscycie Sportowym 2014 „Świętokrzyskie Gwiazdy Sportu”, organizowanym przez dziennik „Echo Dnia” został uznany za najlepszego trenera 2014 roku. – To nagroda nie tylko dla mnie, również dla wszystkich moich młodych podopiecznych trenujących karate – mówi.
To nie jedyny i zapewne nie ostatni sukces w karierze karateki z Kolportera. W grudniu 2014 r. Horna przed międzynarodową komisją w Krakowie zdał egzamin na drugi stopień mistrzowski, czyli 2 dan. W trakcie egzaminu – złamanym w trzech miejscach palcem stopy – stoczył 10 walk z różnymi przeciwnikami bez podziału na kategorie wagowe.
A w październiku, razem z polską reprezentacją, Horna wybiera się do Japonii na Mistrzostwa Świata. Nie, nie będzie startował, weźmie natomiast udział w seminarium prowadzonym przez najlepszych sensei i shihan (wyższy stopień mistrzowski powyżej 6. dana) z całego świata. Bo jak się rozwijać i uczyć, to najlepiej od samych mistrzów.
Grzegorz Kozera
Na zdjęciu: Andrzej Horna podczas jednego z pokazów (fot. archiwum)