Rozmowa z Grzegorzem Zasępą, redaktorem naczelnym grupy „Super Express”.
Jakie były początki „Super Expressu”?
– W „Super Expressie” pracuję „dopiero” od 18 lat, ale wiem, że początki były trudne. Każde kolejne wydanie było wydarzeniem i wielkim osiągnięciem. Jedna z anegdot mówi, że za każdym razem, kiedy już gazeta została wysłana do drukarni, ówczesny redaktor naczelny, Grzegorz Lindenberg, przynosił dla załogi skrzynkę wina. „Super Express” pod wieloma względami wyprzedzał swoją epokę i to była chyba tajemnica jego sukcesu. Ówczesne kierownictwo jako pierwsze wpadło na przykład na pomysł zorganizowania prostego konkursu. Dziś wszyscy znamy tzw. zdrapki, ale to w „SE” pojawiły się po raz pierwszy w Polsce. Do wygrania był dom i samochód – i to był strzał w dziesiątkę. Przed kioskami ustawiały się kolejki. Nakład był ponadmilionowy!
Czyli można powiedzieć, że „Super Express” wymyślił zdrapki?
– Na pewno jako dodatek do gazety w Polsce. Ale i tu nie obyło się bez wpadek. Jednego dnia, wydrukowano niewłaściwe numery i zamiast kilkudziesięciu wygranych, padły setki, czy nawet tysiące. Chodziło o odkurzacze. I znowu chyba Grzegorz Lindenberg, podjął decyzję, że skoro popełniono błąd, to trzeba dokupić odkurzaczy i przekazać je czytelnikom. Podobno kolejki ustawiały się po odbiór tych odkurzaczy.
Wspomniał pan, że „Super Express” wyprzedzał swoją epokę… jakieś przykłady?
– Byliśmy w awangardzie. Pierwszy tabloid, pierwsza w ogóle kolorowa gazeta codzienna. Pierwsza z kolorowym dodatkiem telewizyjnym. Ale też pierwsza, która bezkompromisowo dążyła do celu, do prawdy. Do dzisiaj w redakcji wisi okładka z wielkim tytułem: „Kupić trotyl? Żaden problem”. Dziennikarze „Super Expressu” kupili na czarnym rynku materiały wybuchowe, by pokazać, jakie to proste. Trotyl leżał zdeponowany w sejfie naczelnego, zwołano konferencję prasową. Niestety nastąpił przeciek i UOP wpadł do redakcji przed ogłoszeniem wyników prowokacji. Lindenberg usłyszał nawet absurdalne zarzuty nielegalnego posiadania materiałów wybuchowych. Zdemaskowaliśmy w ten sposób nieudolność państwa, jego służb. Podobnie jak tuż po ataku na World Trade Center nasi reporterzy niezatrzymywani przez nikogo przez dziurę w ogrodzeniu, podeszli do samolotu pasażerskiego. Nakleili na niego wielki napis „Super Express”.
Po co to wszystko?
– By pokazać jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani na ewentualny atak terrorystyczny. Jak zawodzą procedury. Po naszym artykule znowu władze były wściekłe, ale lotniska zostały porządnie ogrodzone, a ochrona wzmocniona. My od zawsze staramy się nie tylko opisywać rzeczywistość, ale ją poprawiać.
Hasło SE brzmi: „Po Twojej stronie”. Jak dziennik stara się je realizować?
– Zawsze stajemy po stronie zwykłych ludzi. Nasze hasło realizujemy zarówno w mikro, jak i w makroskali. Pamiętam, jak kiedyś opisaliśmy historię rodziny, której dom spłonął. Napisaliśmy artykuł: „Odbudujmy dom Nowaków”. I kilka miesięcy później trwała już budowa. Mieli piękniejszy dom niż przed pożarem. Pomogli nasi Czytelnicy.
Ale wielokrotnie dzięki nam poprawiono dziurawe przepisy. Zmieniono prawo. Po naszej akcji „Stop pijanym kierowcom” prowadzenie auta po alkoholu stało się przestępstwem. To my nakłoniliśmy prezydenta Kwaśniewskiego, by opublikował swój PIT. A potem wprowadzono jawne oświadczenia majątkowe dla najważniejszych polityków. Przykładów jest naprawdę wiele.
„Super Express” to jeden z najchętniej kupowanych dzienników w Polsce. Jak osiąga się i utrzymuje taką pozycję na dość trudnym i konkurencyjnym rynku?
– Zawsze staramy się pamiętać, dla kogo pracujemy – nasi Czytelnicy są naszymi szefami. Mój poprzednik, Sławek Jastrzębowski mawiał, że nie możemy być letni, że musimy zawsze mieć gorączkę. My nie jesteśmy Polską Agencją Prasową, my sprzedajemy nie tylko newsa, ale przede wszystkim emocje. To sprawia, że praca dziennikarza tabloidu jest niezwykle trudna.
„Super Express” ma swoje wydania w USA i Irlandii. To ewenement na naszym rynku.
– Tak, jesteśmy z tego bardzo dumni. Podczas wojny w Iraku nasze amerykańskie wydanie było dostarczane przez US Army polskim żołnierzom. Niedawno rozmawiałem z pełnomocnikiem do spraw Polonii i Polaków za granicą – ministrem Janem Dziedziczakiem, dziękował mi za to, co robimy i że jesteśmy już ostatnim dziennikiem wydawanym za granicą. Mamy wydanie codzienne w Nowym Jorku i tygodnik w Chicago. To już dla nas dziś bardziej misja niż biznes, ale wciąż mamy tam wiernych Czytelników.
Jakie wyzwania stoją dziś przed „Super Expressem?
– Rynek medialny wciąż się zmienia. Wiadomo, że czytelników prasy drukowanej ubywa, choć my akurat możemy się pochwalić najniższą dynamiką spadków spośród dużych gazet ogólnopolskich. Ale to nie oznacza, że się nie rozwijamy. Papier to przecież tylko jeden z nośników. Dlatego od lat rozwijamy się w Internecie. Dziś jesteśmy już w czołówce portali informacyjnych. Tworzymy i rozwijamy nasze kompetencje multimedialne, produkujemy tysiące materiałów video, mamy programy publicystyczne emitowane na żywo. Dzisiaj nie można już mówić o gazecie „Super Express”, ale o grupie medialnej, wykorzystującej wszystkie dostępne kanały dystrybucji. Wierzę, że przed „Super Expressem” jeszcze wiele, wiele lat rozwoju i sukcesów. Że jest wciąż bardzo dobrze zapowiadającym się trzydziestolatkiem.
I tego Państwu serdecznie życzymy.
Rozmawiała: Kinga Szymkiewicz
_ _ _ _
30 lat „Super Expresssu”
„Super Express” jest wydawany od 1991 roku. Pierwszym redaktorem naczelnym i współzałożycielem był Grzegorz Lindenberg. To pierwszy w Polsce dziennik w formule tabloidu. Praktycznie od momentu powstania cieszy się ogromną popularnością, jest jednym z najchętniej kupowanych tytułów prasowych. „Po Twojej stronie” – to deklaracja marki „Super Express” wobec swoich czytelników. Wydawcą dziennika jest Grupa ZPR Media.