Sprzedażą prasy nie zajmują się od kilku lat. Pracę w salonikach rozpoczynali z różnych powodów, ale okazało się, że formę nowej działalności wybrali trafnie. Dzisiaj realizują się w zawodzie handlowca i umiejętnie dbają o zadowolenie swoich klientów. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Lubelskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
Jak ryba w wodzie
Monika Kosik ze Świdnika:
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, i to dość przypadkowo. Przejęliśmy pewien punkt, który wcześniej handlował papierosami oraz prasą, udoskonaliliśmy go i podpisaliśmy umowę z firmą Kolporter. Wcześniej miałam kontakt z handlem, przez dziesięć lat pracowałam w supermarkecie, potem przeszłam na urlop wychowawczy i teraz zarządzamy naszymi sklepami.
Razem z mężem Łukaszem prowadzimy pięć sklepów – trzy z nich to typowe saloniki prasowe, mamy też punkty spożywcze. Czasy dla handlu nie są łatwe, ale staramy się jak możemy rozwijać naszą działalność. Nie ma co ukrywać, że najważniejszym czynnikiem jest dobra lokalizacja, ale to tylko jedna strona medalu. Druga to odpowiedni marketing i właściwe standardy zachowania. To wiedza socjologiczna i psychologiczna, ugruntowana od kilkudziesięciu lat. Trzeba się tylko z tymi informacjami zapoznać.
Ważny jest personel. Staramy się szkolić naszych pracowników, jak powinni dbać o względy klientów. Kandydatów do pracy mamy sporo, więc wybór nie jest trudny. Zwracamy dużą uwagę na to, żeby nasi pracownicy byli profesjonalistami. Sprzedawcy muszą mieć duże rozeznanie, co do towaru, który można u nas kupić. Mają być doradcami, pomocnikami i wspierać klienta, gdy ten waha się, po jaki produkt sięgnąć.
Jak odnajduję się w tej pracy? Mąż mówi, że czuję się w niej jak ryba w wodzie. Chyba przez tyle lat zdążyłam już nauczyć się wszystkich zasad tej działalności. Dziennie odwiedza nas około trzech tysięcy klientów, oczywiście licząc wszystkie sklepy. To ogromne wyzwanie, by sprostać oczekiwaniom tak dużej liczby ludzi.
Wolny czas w całości poświęcam swojej rodzinie – mężowi oraz dwóm naszym synom. Nawet teraz, gdy pan dzwoni, z jednym z nich przyrządzam naleśniki. Uwielbiam takie chwile.
Trzymam rękę na pulsie
Katarzyna Kurasińska z Terespola:
Mój salonik znajduje się przy głównej ulicy miasta. Pracuję w nim od 2004 roku, ale wtedy był on zarządzany przez kogoś innego. Rok później pojawiła się szansa, żebym przejęła ten punkt. Długo nie zastanawiałam się, czy przyjąć tę propozycję. Postanowiliśmy tylko się przeprowadzić i nieco zmieniliśmy lokalizację saloniku. Teraz jest on w ciągu sklepów – obok nas jest spożywczy, mięsny, blisko parking, więc klienci mają wszystko w jednym miejscu.
Na taką pracę zdecydowałam się po zachętach znajomego, który prowadził podobny punkt. Urodziłam dziecko, byłam po urlopie wychowawczym, więc mogłam spróbować swoich sił w nowym zawodzie. I chyba mi się to udało, odnalazłam się w handlu. To przyjemna praca. Oczywiście zawsze można znaleźć jakieś powody do narzekań, ale nie mam zamiaru tego robić.
Zyskałam wielu stałych klientów, którzy chcą do mnie wracać i to chyba najlepsza nagroda. Staram się znać potrzeby kupujących, ale też ich charaktery. Z ludźmi trzeba umieć rozmawiać. Niektórzy potrzebują się wygadać, jeszcze inni zwyczajnie porozmawiać. Często gawędzimy o tym, co znajdziemy w prasie – choćby o informacjach z pierwszych stron dzienników. Większość z tych osób to emeryci i renciści, więc ludzie, którzy mają sporo wolnego czasu. A mi nie robi to żadnego problemu, jeśli spędzą u mnie trochę więcej niż kilka minut.
Praca nie jest trudna, ale na pewno wymagająca. Tutaj ciężko o wolne, bo wszystko jest na naszej głowie. Trzeba trzymać rękę na pulsie przez całą dobę. Nie można iść do pracy, odbębnić osiem godzin i całkowicie się wyłączyć. Ale ta niezależność ma też oczywiście swoje plusy. Wolny czas, jeśli już go mam, chętnie spędzam w domu, czytając dobrą książkę i oglądając filmy, ale uwielbiam też wycieczki. Niedziele staram się poświęcać na różne wyjazdy, gdzie mogę pozwiedzać i odpocząć na świeżym powietrzu.
Umiem wszystko załatwić
Marek Wójcik z Chodla:
W moim punkcie prasowym pracuję od 2003 roku. To typowy kiosk z okienkiem, choć nieco przebudowany. Jest teraz większy gabarytowo, a co za tym idzie może pomieścić więcej asortymentu. To kiosk bardzo dobrze widoczny z zewnątrz, co ma duże znaczenie. Usytuowany jest w ścisłym centrum naszego miasteczka.
Na taką działalność zdecydowałem się po części z konieczności. Przez rok nie mogłem znaleźć pracy, łapałem się tylko dorywczych zajęć. Nadarzyła się okazja, żeby przejąć ten kiosk. Przez sześć miesięcy był on nieczynny, ale my postanowiliśmy go wskrzesić. Uznaliśmy, że warto spróbować. I mieliśmy rację! Nie miałem większych problemów z zaaklimatyzowaniem się w nowej pracy. Oczywiście musieliśmy nieco rozszerzyć asortyment – wprowadziliśmy dodatkowe artykuły, między innymi chemię gospodarczą.
W takich małych miejscowościach każdy zna każdego – przychodzą do nas znajomi, sąsiedzi. Dlatego w pracy wszelkie urazy trzeba schować do kieszeni. Nawet jeśli mamy pewne zdanie, czasami warto zachować je dla siebie. W większych miejscowościach ludzie mają więcej anonimowości, tutaj trzeba na to uważać.
Staram się jak mogę, by spełniać oczekiwania klientów. Czasami przychodzą do mnie ludzie i mówią: „Panie Marku, pan to wszystko umie załatwić!”. I rzeczywiście, jeśli ktoś mnie prosi, to próbuję ściągnąć do swojego punktu dany tytuł, choćby kolekcjonerski. Czy praca jest przyjemna? Nieraz bardzo, nieraz trudna. To tak naprawdę zależy od dnia. Sympatyczne jest to, że człowiek już z samego rana dowiaduje się wszelkich informacji na temat spraw gospodarczych czy sportowych. Ale nie tylko, bo o tych lokalnych wydarzeniach dowiaduje się od swoich pierwszych klientów.
Wolny czas staram się spędzać z dziećmi. Uwielbiamy jeździć na rowerach po okolicy – lasach czy łąkach. Często jedziemy też na gospodarstwo rolne, do naszego sadu. Lubimy spędzać ten czas aktywnie, na świeżym powietrzu. Wtedy można tak naprawdę dobrze wypocząć.
Zastanawiałam się kwadrans
Anna Kicińska z Janowa Lubelskiego:
W saloniku pracuję od pięciu lat, ale od dwóch samodzielnie go prowadzę. Poprzedni właściciel zrezygnował z tej działalności i zaproponował mi jego przejęcie. Ile zastanawiałam się nad tą ofertą? Piętnaście minut! Trzy lata pracy zrobiły przecież swoje, zdobyłam sporą wiedzę na ten temat. Nie bałam się wziąć tego wszystkiego na własne barki.
Bardzo dobrze czuję się w roli właścicielki. Teraz jest bez porównania lepiej! Mam większe możliwości, więcej do powiedzenia i zarobki też wzrosły. Staram się ambitnie podchodzić do swojej pracy. Lubię wyzwania, realizuje się zawodowo. Podoba mi się kontakt z klientami. Ich pochwały dają mi motywację do dalszej pracy. Podchodzę do ludzi z uśmiechem, bo tylko tym mogę ich przyciągnąć i zatrzymać na dłużej.
Ważne jest, by spełniać ich oczekiwania dotyczące asortymentu. Jeżeli nam czegoś brakuje, to szybko ściągam to do naszego punktu. To najważniejszy czynnik – jeśli ktoś nie dostanie u nas oczekiwanego tytułu, po prostu zmieni salonik. Moja taktyka wpływa na stałe poszerzanie liczby stałych klientów. Ale nie brakuje też osób przyjezdnych. Przychodzą do nas różni ludzie – rano jest dużo młodzieży, potem dominują osoby starsze.
Klienci znajdą u nas sporo rzeczy. Nie tylko prasę czy papierosy, ale też słodycze, kartki okolicznościowe, kosmetyki, ozdoby świąteczne czy rajstopy. Mamy bardzo dobry i zróżnicowany wybór. Z prasy najwięcej sprzedajemy kobiecych tytułów, ale ludzie chętnie kupują też dziecięce i komputerowe magazyny.
Na co poświęcam wolny czas? Na sprzątanie… Oczywiście żartuje. Lubię zwiedzać i w ten sposób odpoczywać. Aktywny wypoczynek – to jest to, co dodaje mi energii do życia.
Tomasz Porębski