Przedstawiamy najlepszych sprzedawców prasy współpracujących z warszawskim Oddziałem Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera. Z handlem związali się wiele lat temu. Codziennie dbają o to, by klienci zawsze znaleźli u nich to, czego potrzebują.
Klient bardziej świadomy
Przemysław Ołdak z Tłuszcza
Sprzedażą prasy zajmuję się już ponad 10 lat. Prawie od początku współpracuję z Kolporterem. Kiedyś prowadziłem trzy punkty, dziś mam tylko jeden. To salonik, z możliwością wejścia do środka. Znajduje się przy bardzo ruchliwej ulicy, niedaleko są też bloki mieszkalne. Moi klienci to w większości osoby, które odwiedzają mnie regularnie. Są w różnym wieku – od młodych po starszych. Klient ma dziś większą świadomość konsumencką niż jeszcze parę lat temu. Trzeba o niego dbać, bo jak nie, to zrobi zakupy gdzie indziej. To pod kątem upodobań klienta buduje się ofertę, zamawia coś ekstra. Ja – jeśli nie mam czegoś u siebie – jestem nawet w stanie pójść kupić to w innym saloniku, byleby zadowolić klienta.
Jeżeli chodzi o prasę, w ofercie mam około 700 tytułów. Sprzedaje się naprawdę wszystko: począwszy od programów telewizyjnych, po prasę specjalistyczną i branżową. Wbrew pozorom, gazety kupują nie tylko osoby starsze, ale także ludzie młodzi. Dużą popularnością cieszą się wśród nich np. wydawnictwa historyczne. Oprócz prasy mam też w ofercie doładowania telefonów, biletów, chemię gospodarcza, kosmetyki, papierosy, napoje, słodycze, można u mnie zapłacić rachunki i zagrać w Lotto. Moją specjalnością są kalendarze. Sprowadzam je zawsze pod koniec roku. Mam sprawdzonego dostawcę, do którego jeżdżę osobiście i wybieram takie produkty, co do których wiem, że spodobają się moim klientom.
Czasu na hobby niestety nie mam. Zawsze jest coś do zrobienia.
Prasę mam wszędzie
Joanna Bogucka-Lipka z Warszawy
Pamiętam, gdy ponad 10 lat temu zaczynałam zajmować się handlem prasą, sprzedawałam po pięć sztuk „Gazety Wyborczej”. Dziś sprzedaję sto. A w święta nawet dwa razy tyle! Mój przykład może więc być zaprzeczeniem tezy o upadku czytelnictwa prasy. Mam stałą grupę klientów, można powiedzieć, że wypracowałam pewien stały poziom sprzedaży gazet. Prasa jest u mnie wyeksponowana wszędzie, gdzie się da: na ladzie, na regałach. W wakacje dobrze sprzedawały się tanie pisma, typu „Show”, „Życie na gorąco”. Gdy nadchodzi jesień, ludzie chętniej kupują miesięczniki, już te droższe i o większej objętości. Mówię tu głównie o paniach, bo panowie mają niezmienne gusta – kupują głównie „Komputer Świat” i „Auto Świat”.
Swój kiosk prowadzę od początku w tym samym miejscu, na bazarku na warszawskich Kabatach. Wszyscy mnie tu znają, z niektórymi klientami się przyjaźnię. Niedawno wyjechałam na kilka dni i w kiosku zastępowała mnie córka. Ludzie martwili się, że mnie nie ma i zastanawiali, czy odsprzedałam kiosk! Codziennie jestem tu już po godzinie 6 rano. Choć oficjalnie czynne jest od 7, to jeśli ktoś zajrzy wcześniej, też oczywiście zostanie obsłużony. Pracuję do godz. 19, w soboty trochę krócej. Niedziele mam wolne.
Wolny czas staram się wykorzystywać możliwie najciekawiej. Chodzę do kina, teatru, na spotkania z pisarzami i podróżnikami.
Żeglarz za ladą
Robert Aleksandrowicz z Siedlec
Obserwuję klientów już od prawie 20 lat. Kiedyś więcej było osób przywiązanych do swojego ulubionego tytułu. Kupowanie gazety było dla nich stałym rytuałem. Teraz jest to raczej zakup impulsowy.
Mój salonik mieści się blisko centrum miasta. W tym miejscu pracuję już od 13 lat. Nasi klienci to głównie okoliczni mieszkańcy. Trudniej jest teraz o takich, którzy przywiązują się do jednego punktu. Młodzi ludzie wpadają jak po ogień, zwykle tam, gdzie akurat mają po drodze.
Mamy bardzo duży wybór prasy, około 900 tytułów są wyeksponowane na siedmiu regałach. Najlepiej sprzedają się pisma z dodatkowymi gratisami, np. prasa dziecięca, do której dołączone są zabawki, czy czasopisma kobiece kuponami rabatowymi.
Salonik jest czynny sześć dni w tygodniu. Zatrudniam jedną pracownicę, dzięki temu mam więcej czasu wolnego. Mam wielką pasję, której ten wolny czas poświęcam. To żeglarstwo. Jestem kapitanem jachtowym. Opłynąłem już chyba pół świata. Pływałem po Morzu Bałtyckim, Północnym, brałem też udział w rejsie dookoła Ameryki Południowej.
Na trasie pielgrzymów
Wojciech Pawelec z Warszawy
Handlem prasą zajmuję się od 1990 roku. Jeszcze na studiach rozwoziłem gazety do kiosków. Właśnie wtedy znalazłem lokal, w którym do dziś prowadzę swój sklep – przy ul. Senatorskiej w Warszawie. Sam jestem inżynierem budowlanym i tym się zawodowo zajmuję. W sklepie zatrudniam pracowników. Mam do nich szczęście, zawsze zatrudniałem osoby z ogłoszenia i trafiałem bardzo dobrze.
Asortyment w sklepie jest standardowy: prasa, papierosy, chemia gospodarcza i tym podobne rzeczy. Klientów mamy stałych, mieszkają lub pracują w pobliżu. Większość z nich wchodzi, mówi tylko „dzień dobry” i już na ladzie leży to, co zwykle kupują. Choć jest pewien wyjątkowy okres w roku. To czas pielgrzymek. Obok naszego sklepu przechodzą wszystkie warszawskie pielgrzymki, a jest ich sporo. Pielgrzymi zwykle wykupują do cna jednego rodzaju asortyment: a to zapałki, a to baterie, albo peleryny przeciwdeszczowe. Innym towarem, na który z kolei zawsze jest zapotrzebowanie, są mapy. Pomimo że niedaleko jest księgarnia, to turyści do nas po nie przychodzą.
Sklep jest czynny siedem dni w tygodniu, także w niedziele – bo okazuje się, że jest takie zapotrzebowanie.
Ewa Kłopotowska