cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Kobiecy sposób na sukces

Departament Sieci Własnej Kolportera od tego roku co miesiąc wybiera czterech najlepszych partnerów prowadzących saloniki prasowe – po jednym z każdego regionu. Styczniowymi laureatami okazały się same panie: Anna Darul ze Szczecina, Sylwia Barnat z Łańcuta, Alina Ziemnicka z Białegostoku oraz Jolanta Kurelus ze Strzelina.
 
Cenię sobie niezależność
Anna Darul ze Szczecina

Anna Darul
Anna Darul: - Chciałabym polecieć do Chin (Fot. Bartłomiej Grządziel)

Anna Darul z Kolporterem współpracuje od ośmiu miesięcy. Wcześniej, przed otworzeniem swojej działalności, współpracowała z jednym z operatorów sieci komórkowej. – To nie była praca dla mnie – przyznaje pani Anna. – Szukając czegoś nowego, całkowicie przypadkowo trafiłam na ofertę Kolportera. Wysłałam swoje zgłoszenie i udało się! Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy. Cenię sobie zwłaszcza terminowość, ale nie tylko. Bo jeśli mam jakiś problem w pracy, to szybko otrzymuję pomoc i odpowiedź na nurtujące mnie pytania.
Pani Anna ceni sobie niezależność. – To, że mogę się rozwijać, jest fantastyczną sprawą. Mam wpływ na wyniki pracy, a to mnie bardzo motywuje do ich polepszania – przekonuje. Swój punkt prowadzi w osiedlowym sklepie w Szczecinie. Z tego względu ma kontakt z różnymi osobami. Jak przyznaje, stali klienci, z którymi zawsze chętnie rozmawia, tworzą już dużą grupę.
– Staram się dowiedzieć, jakie potrzeby mają moi klienci, doradzam im w zakupach. Ale często też mówimy „o pogodzie”, czyli właściwie o wszystkim. To zwiększa sympatię klientów. Do tego stopnia, że nawet jeśli czegoś u mnie brakuje, to nie idą do konkurencji, lecz czekają na to, gdy będą mogli kupić to u mnie – opowiada. – Chyba lubią sobie ze mną porozmawiać – dodaje z uśmiechem.
Pani Anna ceni u ludzi optymizm, poczucie humoru i szczerość, czyli to, za co zyskała sympatię swoich klientów. – Obecnie czuję się szczęśliwa i spełniona. A jedyne czego bym potrzebowała, to dużo zdrowia dla siebie i dla najbliższych – przekonuje.
Anna Darul wolny czas lubi spędzać w towarzystwie albo jeździć na rowerze. – Czasami mam jednak ochotę odpocząć i wtedy z chęcią sięgam po jakiś dobry film – przyznaje. Jaki? – Ostatnio obejrzałam film „Kwiat Pustyni”, który wywarł na mnie ogromne wrażenie – mówi. Poza tym lubi lekkie komedie, biografie i kryminały. Sięga także po książki, na przykład „Wyznania zakupoholiczki” i czasopisma – głównie tytuły kobiece, ale zawsze czeka też na nowy numer „Detektywa”.
Wymarzona podróż? – Bardzo interesuje mnie kultura Chin, więc chciałabym tam wreszcie polecieć. A poza tym chętnie zwiedziłabym Amerykę Południową – mówi.
 
Nie uciekam od książek
Sylwia Barnat z Łańcuta:

Sylwia Bernat
Sylwia Bernat: - Gdy trafi się jakiś wolny weekend, o co niestety coraz trudniej, wyjeżdżam w Bieszczady (Fot. Grzegorz Rękas)

Sylwia Barnat swój punkt prowadzi nieco dłużej. – 25 marca minął dokładnie rok – mówi. Wcześniej pani Sylwia pracowała w innym saloniku, ale chciała spróbować swoich sił jako właścicielka. – Byłam ciekawa, czy sobie poradzę. Jak wyszło? Chyba fajnie, bo wszystko działa, rozwija się. A to, że zostałam laureatką stycznia, chyba też jest pozytywnym symptomem – śmieje się.
Pani Sylwia uwielbia kontakt z ludźmi, dlatego ten rodzaj pracy nie jest dla niej żadnym problemem. – Każdy człowiek jest inny i trzeba umieć go wyczuć. Niektórzy lubią się wygadać, inni z kolei chcą zostać szybko obsłużeni. Jakich wolę klientów? Ja lubię wszystkich! Jednak cenię zwłaszcza ludzi szczerych, ambitnych i dążących do celu. Ważne dla mnie jest też poczucie humoru. Nie lubię, gdy ktoś jest cwany – podkreśla.
Gdy wychodzi z pracy, stawia na aktywny odpoczynek. – Trochę biegam, jeżdżę na rowerze. Na rolkach też, choć już dużo rzadziej. Nie jestem pasjonatką podróży, ale chętnie także wyjeżdżam. Gdy zdarzy się jakiś wolny weekend, o co niestety coraz ciężej, wyjeżdżamy w Bieszczady. Bardzo się cieszę, że jest już po zimie, bo te wypady czy spacery są znacznie przyjemniejsze – tłumaczy.
Z czasopism pani Sylwia najchętniej czyta „Angorę”. Nie ucieka także od książek. – Ostatnio bardzo przypadła mi do gustu „Bogowie Alabamy”, którą mogę polecić wszystkim – twierdzi. Lubi książki psychologiczne oraz sensacyjne, raczej nie przepada za science fiction. Z filmów na pierwszym miejscu zdecydowanie wymienia „Braveheart – Waleczne Serce”.
 
Dużo miejsc do zwiedzenia
Alina Ziemnicka z Białegostoku:

Alina Ziemnicka
Alina Ziemnicka: - Otworzenie punktu z prasą było dobrą decyzją (Fot. Witold Waluk)

Alina Ziemnicka przez dziesięć lat prowadziła sklep papierniczy. – Osiem lat temu zobaczyliśmy, że nie tędy droga. Duże sklepy zaczęły wypierać te małe. Musieliśmy coś zmienić, a trafiła nam się wtedy okazja założenia punktu z prasą. Postanowiliśmy w to wejść na próbę. Jak widać, wciąż to robimy, więc była to dobra decyzja – mówi.
Pani Alina swoich klientów z Białegostoku poznała od podszewki. – Znam niemal wszystkie ich problemy, zawsze znajdę czas, by porozmawiać, wysłuchać. Bo obecnie zdobycie nowego klienta jest bardzo dużym wyczynem, a utrzymanie starego, to też trudna sztuka. Chyba nam się to udaje, bo ludzie do nas przychodzą. Może widzą u nas przyjemną atmosferę, ale nie bez znaczenia jest też szeroki asortyment – przekonuje.
Alina Ziemnicka żałuje tylko, że praca pochłania tyle czasu, bo przez to zaniedbuje swoją pasję – wyjazdy w góry. – Każdy wolny weekend lubimy poświęcić na wypad w ukochane Tatry. Nie jest dla nas problemem odległość, a z Białegostoku jest przecież sporo kilometrów. Czas spędzony w górach rekompensuje nam wszystko – tłumaczy. Gdyby pani Alina wygrała w totolotka, chciałaby pojechać na wycieczkę dookoła świata. – Jest tyle pięknych miejsc, które trzeba zobaczyć. Nie chciałabym się ograniczać do jednego kraju – mówi.
Pani Alina już sporo miejsc zwiedziła. – W tamtym roku byłam z mężem na Krymie i byliśmy zachwyceni. Ale w Polsce też nie mamy na co narzekać. Pochodzę z Wilna, gdzie byliśmy na ostatnich świętach, ale to Kraków wprost uwielbiam. Zresztą wychodzę z założenia, że człowiek może pojechać do zwykłego lasu i też zachwycać się pięknem natury. Dużo zwiedzałam kiedyś z rodzicami. Potem tę pasję przerzuciłam na swoje dzieci. I tak nam już zostało – przekonuje. – Oby tylko zdrowie dopisywało, to wszystko będzie w porządku – dodaje.
 
Zmiana była bezpolesna
Jolanta Kurelus ze Strzelina:

Jolanta Kurelus
Jolanta Kurelus: - Nie lubię marnować czasu na telewizję (Fot. Marcin Ignatowicz)

Jolanta Kurelus swój kiosk w jednym z dyskontów prowadzi bardzo krótko. – To dopiero pół roku, od lipca poprzedniego roku. Wcześniej prowadziłam inną firmę, która była też związana z obsługą klienta, więc to dla mnie nie nowość. Kiedyś byłam też barmanką, więc wiem jak to robić – mówi. Prasa to było jednak coś nowego. Na szczęście zmianę przeszła bezboleśnie. – Chyba nawet nieźle mi idzie, choć oczywiście muszę wszystko kontrolować, by było OK – twierdzi.
Pani Jolanta przyznaje, że lubi pogawędzić z klientami. – Zwłaszcza z kobietami. Często plotkujemy sobie o tym, co przeczytałyśmy w prasie kobiecej, mówimy co tam słychać u naszych gwiazd show-biznesu. Staram się jednak być na topie w każdej tematyce, dlatego przeglądam wszystkie tytuły, jakie można u mnie znaleźć – tłumaczy. Czego jej brakuje do szczęścia? – Odpowiem tak jak każdy Polak. Mogłabym trochę krócej pracować i więcej zarabiać – śmieje się.
Jolanta Kurelus ma swoją technikę pracy z klientami. – Staram się dać czas, żeby mogli się rozejrzeć po moim punkcie. Ale stali klienci już wiedzą, co gdzie mogą znaleźć. Dopiero gdy widzę, że czytelnik potrzebuje pomocy, ruszam do akcji. Poza tym staram się być otwartą osobą. Cenię sobie u ludzi uczciwość, rzetelność i szczerość. Sama też chcę być tak postrzegana – tłumaczy.
Po pracy pani Jolanta uwielbia spacery z psem oraz wycieczki rowerowe z mężem. – Człowiek w pracy się zastoi, to potem musi się trochę poruszać. Na dalsze wyjazdy nie ma zbytnio czasu. Gdybym mogła, to chciałabym zwiedzić Hiszpanię i Meksyk, bo na przykład we Włoszech już kiedyś mieszkałam – mówi.
Ostatnio pani Jolanta przeczytała książkę „Spalona żywcem”. – Wstrząsnęło mną. Nie jestem feministką, ale nie zgadzam się na takie traktowanie kobiet – tłumaczy. Z filmów uwielbia polską klasykę, zwłaszcza trzy produkcje: „Sami Swoi”, „Nie ma mocnych” oraz „Kochaj albo rzuć”. – Mogę je oglądać bez przerwy. Poza tym na telewizję raczej nie lubię marnować czasu. Wolę go poświęcić na rodzinę, czyli męża, 18-letniego syna, 10-letnią córkę i rocznego pieska, bo przecież on też należy do naszej familii – dodaje z uśmiechem.
A gdyby miała wylądować na bezludnej wyspie, to wzięłaby ze sobą… – To pewnie zabrzmi co najmniej dziwnie, ale coś słodkiego oraz rosół, żebym nie umarła z głodu. A poza tym radio, bo przecież muszę wiedzieć, co się dzieje na świecie! Nie chciałabym zostać całkowicie odcięta od rzeczywistości – twierdzi.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz