cykliczne porady dla sprzedawców, opinie ekspertów

Szczęśliwi czasu nie liczą

Gdy pytamy ich, od jak dawna handlują prasą, muszą długo się zastanowić. I odpowiedź brzmi – to już kilkanaście lat! Doświadczenie w tym fachu to rzecz niezwykle ważna, bo można na wylot poznać oczekiwania i przyzwyczajenia klientów. A to procentuje w dalszej pracy i osiąganiu sukcesów w handlu. Prezentujemy najlepszych kontrahentów Oddziału Wielkopolskiego Departamentu Dystrybucji Prasy Kolportera.
 

Magdalena Małecka
Magdalena Małecka jest właścicielką dwóch punktów – saloniku i kiosku

Ja to po prostu lubię
Magdalena Małecka z Kościanu:
Ile to już lat? Zaczynałam w 1996 roku, więc już aż 16! Sporo… Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo… szczęśliwi czasu nie liczą! A chyba mogę tak powiedzieć, bo ja lubię swoją pracę. Jest fajna – ja do niej chodzę wypocząć, porozmawiać z klientami. I tylko szkoda, że muszę tak wcześnie wstawać. Już o godz. 4.30 jestem na nogach, bo trzeba otworzyć punkt. Przed szóstą mam pierwszych klientów.
Obecnie jestem właścicielką dwóch punktów – saloniku i kiosku. W jednym spędzam około siedmiu godzin i biegnę do drugiego, gdzie jestem około trzech godzin. Muszę dopilnować, by w obu wszystko dobrze funkcjonowało. A to też okazja do porozmawiania z innymi klientami, co sprawia mi dodatkową przyjemność.
To fajna branża. Mieszkańcy, którzy nas odwiedzają, generalnie nie marudzą. A często mówią ciekawe rzeczy. Muszę to podkreślić – tutaj naprawdę sporo można się nauczyć. Nawet z tego, co kupują. Niekiedy klienci potrafią o czymś mówić z taką pasją, że ja od razu sięgam potem po tytuł, który kupili, żeby uzupełnić swoją wiedzę. Staram się w saloniku zajrzeć do wszystkiego, choć jest to bardzo trudne. Asortyment mamy bogaty, tytułów jest wiele, więc trzeba by na to poświęcić wiele czasu. Cieszę się, że klienci do nas przychodzą. To dowód chyba nie tylko na to, że mogą u nas kupić wszystko, czego potrzebują, ale też, że spędzają u nas miło czas.
Lubię rozmawiać, ale oczywiście czasami muszę też się nieco wyciszyć. I to właśnie robię w domu. Tutaj lubię odpoczywać po pracy i spędzać wolne chwile. Mieszkam pod lasem, więc wychodzę do ogrodu, nasłuchuję głosów przyrody i po prostu wyłączam się z rzeczywistości. Gorzej w zimie… Wtedy po prostu trzeba się zająć domowymi czynnościami, a na wieczór dobra książka i… sen!
 

Józef Dolny
Józef Dolny zaczynał od sprzedaży ulicznej prasy, teraz ma stoisko na Rynku Łazarskim

Pod gołym niebem
Józef Dolny z Poznania:
Mój pierwszy kontakt z prasą miał miejsce około 14 lat temu. Wtedy prowadziłem delikatesy w innym mieście i postanowiłem wprowadzić nieco gazet do sklepu. Los chciał jednak, że musiałem zmienić miejsce zamieszkania. Wylądowałem w Poznaniu i tutaj postanowiłem kontynuować swoją przygodę z handlem.
Rozpocząłem od sprzedaży ulicznej. Wtedy na rynku pojawił się dziennik „Fakt” i wprowadził szeroką kampanię promocyjną. Chodziliśmy po mieście w dziwnych strojach i sprzedawaliśmy przechodniom właśnie tę gazetę. Potem postanowiłem nieco rozszerzyć ofertę. Podpisaliśmy umowę z Kolporterem i do asortymentu wprowadziliśmy trzy inne, najpopularniejsze dzienniki, które również sprzedawaliśmy na otwartej przestrzeni.
Ostatecznie trafiłem na Rynek Łazarski, gdzie dostałem swoje stoisko. I mam tutaj już teraz właściwie wszystko. Dbam o to, by ten asortyment był spory i zadowalał nawet najbardziej wybrednego klienta. Praca w handlu wiąże się z koniecznością ciągłej nauki. Tutaj sprzedawca nie może spoczywać na laurach. Dlatego słucham wskazówek kupujących, bo dla mnie klient jest dobrem najwyższym. Muszę dbać o jego potrzeby, również te duchowe. I jak chce sobie porozmawiać, to we mnie znajdzie słuchacza.
To ciężka praca, czasochłonna. Zaczynam od 4.30 rano i czasami muszę pracować nawet do 18. Praca na wolnej przestrzeni ma swoje plusy, ale też minusy – w moim przypadku cały asortyment muszę rozkładać i składać każdego dnia. Tak naprawdę odpocząć mogę tylko w niedzielę. Wtedy najchętniej jeździmy z rodziną nad Wartę. Mamy swoje ulubione miejsce, gdzie spędzamy miło czas. Ale nie siedzimy w miejscu – albo spacerujemy, albo jeździmy na rowerach. To świetna forma relaksu.
 
Z rodziną w pracy
Adam Ratajczak z Poznania:
Z prasą mam do czynienia… od urodzenia! Najpierw kiosk miała babcia, potem mama, który prowadziła go przez 40 lat. Dlatego doświadczenie w tym zakresie mam ogromne. Sam, na poważnie, taką pracą zająłem się siedem lat temu. I chyba można powiedzieć, że mam smykałkę do handlu. Zresztą, jak tu nie mieć, jak od dziecka się było na to skazanym!
Praca jest przyjemna, lubię ją. Działalność na własny rachunek oczywiście wiąże się z pewnymi dodatkowymi obowiązkami, ale nie sprawia mi to wielu trudności. Uważam, że w tej pracy najważniejsza jest miła obsługa. I to chyba nam się udaje, raczej nikt z klientów nie narzeka na zachowanie sprzedawców. Ważny jest również asortyment – ten musi być rozstawiony rozsądnie i z głową. Klient musi mieć wszystko pod okiem, niemal na wyciągniecie ręki. Oczywiście wszystko układamy według działów, bo co innego interesuje przecież kobietę, a co innego mężczyznę. Niektóre tytuły musimy tylko chować, bo oczywiście młodzież nie powinna ich oglądać. Dobrze sprzedają się u nas tygodniki kobiece, widać, że panie chcą czytać takie tytuły. Niezwykłą popularnością cieszą się też tytuły dziecięce.
Nasz punkt znajduje się w centrum miasta, w swoistym centrum przesiadkowym – chyba największym w Poznaniu. Mamy tu duży przerzut mieszkańców z różnych stron miasta. To wpływa na rodzaj klientów. Obliczyłem, że około 30 procent z nich to stali kupujący, reszta epizodyczni. To ważne, bo też daje nam sygnał, jak powinniśmy dbać o klienta, by był zadowolony nawet po jednej wizycie u nas.
Salonik prowadzimy rodzinnie – wraz z żoną i teściową. I to dobrze, gdyż praca pochłania jednak dużo czasu, a tak mam cały czas kontakt z najbliższymi. Żałuję trochę, że czasami nie możemy się oderwać od codzienności, ale takie są wymagania dzisiejszych czasów. Dobrze, że jesteśmy razem – nawet jeżeli oznacza to wspólną pracę.
 

Małgorzata Michalewicz
Małgorzata Michalewicz swój punkt prowadzi od 10 lat
Zdjęcia: Robert Sadowczyk

Hot dogi obok prasy
Małgorzata Michalewicz z Poznania:
Można powiedzieć, że w tym roku obchodzimy 10-lecie naszej działalności. Doświadczenie w handlu mam jednak większe, ponieważ wcześniej miałam styczność ze sklepem spożywczym. Dlaczego zdecydowałam się otworzyć swój punkt? Zawsze interesowałam się prasą, a zauważyłam, że na rynku jest na nią zapotrzebowanie. Zaczęłam dreptać i w końcu wydreptałam swój salonik.
Usytuowany jest w hurtowni, a to oznacza, że w prasę zaopatruje się u nas wielu sprzedawców z innych miejsc. Na przykład tacy z mniejszych miejscowości, gdzie nikt nie dowozi prasy i muszą radzić sobie sami. A to oznacza, że musimy mocno lawirować naszym asortymentem. Wystarczy, że przyjedzie jeden klient, weźmie kilkanaście egzemplarzy jednego tytułu i wtedy nie mamy go dla zwykłych kupujących. Dlatego często coś domawiamy i dbamy o to, żeby ten asortyment na miejscu był zawsze bogaty.
Staramy się również rozwijać – w różny sposób. Ostatnio do naszej oferty wprowadziliśmy sprzedaż hot dogów. I choć długo się nad tym zastanawiałam, to dzisiaj widzę, jakim powodzeniem cieszy się takie szybkie jedzenie. To wpływa też na liczbę personelu, bo jednocześnie w saloniku muszą być teraz dwie osoby. Ale to się teraz zwyczajnie opłaca. Sprzedaż prasy na tym nie cierpi, zwłaszcza że lubimy naszym klientom proponować pewne tytuły. Przede wszystkim tym stałym, bo wiemy, co może ich zaciekawić.
A jak łapię oddech po pracy? Mam na to jeden, sprawdzony sposób – koncerty. Staram się bywać na nich jak najczęściej i jeśli zachodzi potrzeba, to jeżdżę za ulubionymi zespołami. Uwielbiam na przykład muzykę U2 czy Pearl Jam. Ostatnio za tą pierwszą grupą pojechałam nawet do Hannoveru i nie żałowałam, bo dali świetny koncert.
Tomasz Porębski

Dodaj komentarz